[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klonowanie samego siebie ozna-178cza, że jest jeszcze bardziej egocentryczny, zarozumiały i arogancki, niż sądziłam, choćmogę się założyć, że on sam utrzymywałby, że zrobił to dla nauki, albo dla ludzkości,albo dla jakichś innych dziwacznych powodów. Dobrze chociaż, że to dziecko nie ma w sobie nic ze mnie stwierdziła Joanna.W tej chwili obchodził ją jedynie osobisty aspekt tego wstrząsającego odkrycia. Przykro mi to mówić, ale nie jest to do końca prawda oświadczyła Deborah. Komórka jajowa dostarcza mitochondrialnego DNA.Dziecko ma twoje mitochon-dria. Nie będę nawet pytać, co to są mitochondria odparła Joanna. Nie chcę tegowiedzieć, bo wolę wierzyć, że nie ma w tym dziecku niczego, co pochodziłoby odemnie. Tak czy inaczej, teraz jest już jasne, dlaczego wskaznik skuteczności przy two-ich komórkach jajowych był tak niski.Takie właśnie rezultaty daje klonowanie przeztransfer jądrowy.Trzeba przyznać, że i tak radzą sobie lepiej niż ekipa, która sklonowałaowcę Dolly.O ile wiem, tamci musieli wykonać jakieś dwieście prób, żeby uzyskać jedenwynik pozytywny.U ciebie są cztery wyniki pozytywne na niecałe trzysta prób. To miał być żart? zapytała Joanna. Jeśli tak, wcale nie uważam go zaśmieszny. Mówię poważnie odparła Deborah. Oni najwyrazniej znają się na rzeczy.Ichstatystyka jest przeszło dwa razy lepsza. Ani myślę padać przed nimi z tego powodu na kolana oświadczyła Joanna. Niedobrze mi się robi od całej tej sprawy.Czuję się tak fatalnie, że żałuję, że w ogóletam poszłam. Nie będę ci przypominać, że cię przestrzegałam docięła jej Deborah. Nie je-stem aż tak okrutna.Joanna, mimo przygnębienia, uśmiechnęła się.Niezależnie od okoliczności przyja-ciółka w zadziwiający sposób zawsze potrafiła poprawić jej humor. Ale mam inną propozycję, jeżeli tylko czujesz się na siłach dodała Deborah. Aż boję się pytać, o co chodzi. Myślę, że powinnyśmy odwiedzić drugie dziecko, żeby się przekonać, czy naszeobawy są słuszne.Przez chwilę jechały w milczeniu.Joanna zastanawiała się nad propozycją. To już niczego nie pogorszy oznajmiła wreszcie Deborah. Największywstrząs mamy już za sobą.Może po tej wizycie łatwiej nam będzie zdecydować, co zro-bić z tym wszystkim.Jak dotąd, usilnie unikałyśmy tej kwestii.Joanna skinęła głową.Co do tego jej przyjaciółka miała zupełną rację.Nie dość, żenie przedyskutowały, co zamierzają robić dalej, to jeszcze sama Joanna celowo starałasię nawet o tym nie myśleć.Pomijając przekazanie sprawy mediom, które niewątpliwie179nie pozwoliłyby im zachować anonimowości, komu mogły powiedzieć o swoim odkry-ciu? Problem polegał na tym, że uzyskały te informacje nielegalnie.Joanna nie znała sięzbytnio na przepisach prawnych, wiedziała jednak, że uzyskanie dowodów za pomocąprzestępstwa zmniejsza ich użyteczność.Poza tym nie miała nawet pojęcia, czy klono-wanie ludzi przez prywatną klinikę było sprzeczne z prawem stanu Massachusetts. W porządku odezwała się nagle. Zobaczmy to drugie dziecko.Ale jeśli onowygląda tak samo, nie wchodzmy do środka. Sięgnęła po drugą kartkę i wyciągnęłakomórkę.Nazwisko drugiego dziecka brzmiało Webster, a Websterowie mieszkali w niewiel-kiej miejscowości pomiędzy Bookford a Bostonem.Przez dłuższą chwilę nikt nie od-bierał telefonu i po pięciu dzwonkach Joanna już miała zamiar się rozłączyć, gdy w słu-chawce odezwał się zdyszany żeński głos.Rozmowa z panią Webster potoczyła się niemal podobnie, jak z panią Sard, jeśli nieliczyć wspomnianego zdyszania.Kobieta wyjaśniła, że biegła do telefonu, ponieważ wy-ciągnęła akurat Stuarta z kąpieli.Co ważniejsze, zgodziła się na wizytę i dokładnie ob-jaśniła dziewczynom drogę. Przynajmniej dziecko będzie czyste skwitowała Joanna, odkładając komórkę.Pół godziny pózniej dziewczyny wjechały na podjazd przed budynkiem, który sta-nowił zupełne przeciwieństwo domu Sardów [ Pobierz całość w formacie PDF ]