RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pisarską łatwizną zalatuje mi  Arsenał Oramusa, gdzie nakreślenigrubą krechą bohaterowie mają niemalże wypisane na czołach  pozy-tywny - negatywny. Ja, podłe bałwaniszcze Bandaraala, idę pognę-bić cnego Adama Nyada - zdaje się mówić Chief Tenega, niczym wstaroruskiej bylinie.Od początku wiadomo, kto ma całą rację, a ktonie ma nawet jej pozozru i z góry ustawiony został przez autora nawrażych pozycjach.Przypomina mi się zawsze nad tą powieścią mot-to ze  Zniewolonego umysłu Miłosza, w którym jeden mądry %7łydpowiada:  Taki, co mówi, że ma 100% racji, to łobuz, straszny rabu-śnik, najgorszy zbój (wybaczcie cytat z pamięci - jak to zwykle bywaz dobrymi książkami, ktoś pożyczył i nie oddał).Aatwo i prosto pisze się powieść, w której jedni mają rację, a drudzy nie.Kiedy racje roz-łożone są równo po obu stronach, robi się już ciekawiej.ale prawdzi-wy tragizm, godny literatury, rodzi się dopiero wtedy, gdy wszystkiezwalczające się strony mają pełną, stuprocentową rację.Być może w tym jest część pytania o istotę maszyny.W gruncie rze-czy jest to pytanie o istotę człowieka, będącego zarazem jej twórcą,materiałem i ofiarą.Na ile jest to pytanie o emocje i myśli jednostw-ki, na ile pytanie o prawidłowości rządzące wielkimi zbiorowościa-mi, na ile wreszcie o istotę człowieczeństwa jako takiego - nie wiem.Wydaje się, że to jest właśnie ten wielki temat, dla którego stworzo-na została fantastyka socjologiczna.Jeśli to sobie uświadomić, trud-no twierdzić, że zrobiła już swoje.Z drugiej strony, byłbym nieuczciwy twierdząc, że w ogóle go nietknęła.We wszystkich lepszych tekstach fantastyki socjologicznej byłocoś z tych spraw, o których tu mówiłem (sam przecież na nie nie wpa-dłem).Można domyślić się powodów, dla których Parowski bohate-rem swej powieści uczynił takiego właśnie dość odrażającego typka,pozbawionego woli i szlachetności.Można dośpiewać sobie pełniej-szy obraz bohatera  Całej prawdy o planecie Ksi.Można też zamy-ślić się nad ostatnimi słowami  Rozpadu połowicznego. Strefa jesttutaj - powiadają bohaterowie, wolni i znjący dokładnie, gdzie praw-da a gdzie fałsz.Czy aby na pewno? Pięknie i prosto zabrzmiały mite słowa przy pierwszej lekturze.Potem pojawiło się pytanie męczącejak zgaga - co właściwie jest tutaj, w nas? Czy nie to, z czym walczy-my? I kim sa ONI? Może nie ma ICH, tylko my, my i nic poza tym?systemy skądś się przecież biorą, mają swoje korzenie.wychodzi nato, że cała fantastyka socjologiczna nadgryza od drugiego końca tensam problem, który od lat starali się wyjaśnić najwięksi pisarze.Tak,chyba przyjdzie się z tą myślą zgodzić.Czy wszystko, co tu napisałem, to pod adresem social-fiction preten-sje i zarzuty? Nie, proszę tego tak nie rozumieć.Na pierwszym etapiezapewne nie można było inaczej.Stawiając pierwsze kroki na niezna-nym lądzie trzeba najpierw poznać linie brzegów i wytyczyć pierwszenajprostsze ścieżki.Na szczegóły zabrakło po prostu miejsca, groziło to przeciążeniem i załamaniem konstrukcji powieści.Teraz wyspa jestjuż naniesiona na mapy, czytelnicy wprowadzeni zostali w konwen-cję.Poza zejść ze śladów odkrywców, rozejść się na boki, przetrząsnąćwszystkie jej zakamarki.Punkt dojścia fali z początku lat osiemdzie-siątch powinien stać się punktem wyjścia dla następnych wypraw.Jest takie zdanie z Norwida, które zawsze kołacze mi się pod czaszką,gdy sięgam po pióro. Tragedia jest to uwidocznienie fatalności histo-rycznej albo socjalnej, narodowi albo wiekowi jakowemu wyłączniewłaściwiej.Pozwalam sobie zadedykować je wszystkim, którzy pisząbądz kiedykolwiek pisać będą SF.Ciążąca nad naszym wiekiem fatal-ność zdążyliśmy już jako tako dostrzec, ale do jej zrozumienia i wy-jaśnienia droga jeszcze daleka.Wielu poważnych krytyków może sięw tym miejscu zdrowo obśmiać, ale uważam, że właśnie pogardzanaczęsto i lekceważona konwencja SF ma wszelkie dane, by temu zada-niu sprostać.Rafał A.Ziemkiewicz  Claps nr 25 (1989) [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl