[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Coglin przerwał nagle.- Albo dopóki cię nie zaproszę.Nie pakuj się ludziom do domu bez zaproszenia!- Dziadku - westchnęła Kimber.- Odwiedzisz mnie? - zapytała Brin.Dziewczyna uśmiechnęła się i spojrzała na dziadka.- Może któregoś dnia.Przez jakiś czas zostanę z dziadkiem i Szeptem w Hearthstone.Długo mnie tam nie było i tęsknię za domem.Brin podeszła i przytuliła ją.- Ja też tęsknię za swoimi, Kimber.Ale pewnego dnia spotkamy się znowu.- Zawsze będziesz moją przyjaciółką, Brin.- Dziewczyna ukryła twarz na ramieniu Brin, a w oczach miała łzy.- A ty moją - wyszeptała Brin.- Żegnaj Kimber.Dziękuję.Ron dołączył się do pożegnań Brin, a potem odszedł i stanął przedSzeptem.Bagienny kot przysiadł na zadzie i z ciekawością przyglądał się góralowi, mrugając okrągłymi, błękitnymi oczami.- Myliłem się co do ciebie, kocie - przyznał niechętnie chłopak i zawahał się.- Prawdopodobnie nic to dla ciebie nie znaczy, ale znaczy coś dla mnie.Mnie także uratowałeś życie.- Stał przez chwilę, patrząc na kota, po czym zerknął ponuro na pozostałych.- Obiecałem sobie, że mu to powiem, jeśli wyprowadzi Brin z tego dołu, ale czuję się jak idiota, stojąc tu i gadając do niego.Na kocią.na.Urwał.Szept ziewnął rozdzierająco, pokazując wszystkie zęby.Kilka jardów dalej Jair czuł się podobnie, stojąc przed Slanterem i usiłując znaleźć odpowiednie słowa, aby wyrazić targające nim emocje.- Słuchaj, chłopcze.- Gnom był odpychający i zniecierpliwiony.- Nie wysilaj się za bardzo.Po prostu powiedz to: „Żegnaj”.No, powiedz.Ale Jair uparcie potrząsał głową.- Nie mogę, Slanter.To nie wystarczy.Byliśmy razem w ten czy inny sposób od początku.Dokładnie od czasu, kiedy wypróbowałem na tobie sztuczkę z wężami i zamknąłem cię w tamtej skrzyni.- Proszę, nie przypominaj mi o tym! - warknął gnom.- Tylko my zostaliśmy, Slanter - próbował wyjaśnić Jair, obronnym gestem składając ramiona na piersi.- Przeszliśmy całą drogę, ty, ja i reszta, ale tylko my zostaliśmy.- Pokręcił głową.- Tak wiele się wydarzyło i nie mogę zakończyć tego prostym „żegnaj”.Slanter westchnął.- Nie żegnamy się na zawsze, chłopcze.O co ci chodzi? Myślisz, że też umrę? Zastanów się! Wiem, jak o siebie zadbać.Już ci to kiedyś mówiłem, pamiętasz? Nic mi się nie stanie.I założę się o miesiąc siedzenia w tej czarnej dziurze, że tobie też nic nie będzie! Jesteś piekielnie sprytny!Mimo woli Jair uśmiechnął się.- Z twojej strony to chyba komplement.- Wziął głęboki oddech.- Wracaj ze mną, Slanter.Wróć do Culhaven i opowiedz im, ;o się wydarzyło.Powinni to usłyszeć od ciebie.- Nie, chłopcze.- Gnom pochylił kanciastą twarz i powoli pokręcił głową.- Już tam nie pójdę.Gnomy nie będą mile widziane w Dolnym Anarze jeszcze przez wiele lat, bez względu na wszystko.Nie, ruszam teraz na pogranicze, nareszcie.Jair skinął głową i zapadła niezręczna cisza.- A zatem żegnaj, Slanter.Do następnego spotkania.- Podszedł i objął gnoma.Slanter zawahał się, po czym poklepał go szorstko po ramieniu.- Nie było tak źle, co, chłopcze?Tak czy inaczej dużo czasu minęło, zanim wyruszył w swoją Irogę.Jakiś tydzień później Brin, Jair i Ron przybyli do Shady Yale weszli na kocie łby wiodące do drzwi domostwa Ohmsfordów.Było późne popołudnie i słońce zniknęło już za górami, zostawiając okryty cieniem i półmrokiem las.Od rozrzuconych wokół domów niosły się głosy, unoszone jesienną bryzą, i szumiały trawy.Przed nimi w oknach domu paliło się już światło, rozpraszając wieczorny mrok.- Brin, jak zamierzasz to wszystko wyjaśnić? - zapytał Jair, chyba już po raz setny.Przeszli obok kwitnącej śliwy, teraz już pozbawionej liści, kiedy nagle otworzyły się frontowe drzwi i wybiegła z nich Eretria.- Wil, wrócili! - zawołała przez ramię i pospieszyła uściskać swoje dzieci i Rona.Chwilę później pojawił się Wil Ohmsford.Ucałował Brin i Jaira, a Rona obdarzył ciepłym uściskiem dłoni.- Wyglądasz na zmęczoną, Brin - zauważył cicho.- Czy nie mogliście spać podczas pobytu w Leah?Brin i Jair wymienili szybkie spojrzenia, a Ron uśmiechnął się łagodnie i zaczął wpatrywać się w ziemię.- Jak twoja podróż na południe, ojcze.- Jair szybko zmienił temat.- Na szczęście zdołaliśmy pomóc wielu ludziom.- Wil Ohmsford badawczo przyjrzał się synowi.- Praca zatrzymała nas dłużej, niż zamierzaliśmy, inaczej przyjechalibyśmy po was do Leah.Wróciliśmy dopiero zeszłej nocy.Brin i Ron znowu wymienili spojrzenia, ale tym razem Wil zauważył to natychmiast.- Czy któreś z was zechce mi wyjaśnić, kim był ten stary człowiek, którego przysłaliście z wiadomością?Brin wytrzeszczyła oczy.- Jaki stary człowiek?- Starzec z wiadomością, Brin.Jair zmarszczył brwi.- Z jaką wiadomością?Eretria wyszła naprzód, a w jej ciemnych oczach malowało się niezadowolenie.- Dotarł do nas na południe od Kaypry.Był z Leah.Przekazał nam, że poszłaś w góry i nie będzie cię przez kilka tygodni, i żebyśmy się nie martwili.Twojemu ojcu i mnie wydało się dziwne, że taki stary człowiek służy u ojca Rona za posłańca, ale.- Brin! - wyszeptał Jair, a oczy miał okrągłe jak spodki.- Kogoś mi przypominał.- Wił zadumał się nagle.- Wydawało mi się, że skądś go znam.- Brin, ja nie wysyłałem żadnej.- zaczął Jair i urwał nagle.Wszyscy patrzyli na niego.- Poczekajcie.poczekajcie tutaj.tylko przez chwilę - wymamrotał niewyraźnie.- Zaraz wracam!Rzucił się do domu i przez frontowy pokój wpadł do kuchni.Podszedł natychmiast do paleniska, tam gdzie łączyło się z półkami, i sięgnął do trzeciej z nich.Wyjął obluzowany kamień i sięgnął do środka.Jego palce zacisnęły się na Kamieniach Elfów i znajomej skórzanej sakiewce.Przez chwilę stał oszołomiony.Potem, ściskając w dłoni Kamienie, wyszedł przed dom, gdzie czekali na kamiennej ścieżce pozostali.Z uśmiechem wyciągnął przed siebie woreczek i ukazał jego zawartość zdumionej Brin i Ronowi.Przez dłuższą chwilę wszyscy patrzyli na siebie w milczeniu.Potem Brin ujęła pod ramię Eretrię i Wila.- Matko, ojcze.Myślę, że lepiej będzie, jak wejdziemy do środka i usiądziemy na chwilę.- Uśmiechnęła się.- Jair i ja mamy wam coś do powiedzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]