[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Fletcher,trzymając się kadzi, podzwignął się również.Gdy stanął na równe nogi, Rogan znówwymierzył mu cios w żołądek.Fletcher zgiął się wpół i w tej samej chwili twarde jak stalkolano trafiło go w twarz; bandyta runął w tył i wpadł głową do koryta z wodą, Roganprzysiadł na brzegu koryta, ciężko dysząc.Po chwili złapał Fletchera za koszulę i wy-ciągnąwszy go z wody, rzucił na brukowane podwórko.Wtedy odwrócił się i spostrzegłHannę i stojącego obok niej Morgana.Gdy się odezwał, nie poznał własnego głosu,krew waliła mu w skroniach. Powiedz swojemu kumplowi, że jeśli go jeszcze raz zobaczę z butelką, rozbiję mują na łbie.Odepchnął gwałtownie Morgana i zataczając się przeszedł przez podwórko w kie-runku domu.Ocknął się w fotelu przy kominku; Hanna mokrym ręcznikiem ocierała mu krew69z twarzy; łzy spływały jej po policzkach.Rogan chwycił dziewczynę w ramiona, przyci-snął wargi do jej chłodnych ust czując się tak, jakby zawsze do siebie należeli.Na dworze Morgan przykucnął obok Fleichera, wijącego się z bólu, z na pół przy-mkniętymi oczami. Jak to mówiłeś, Jesse? zadrwił z rannego. Irlandzki osiłek? Jeden celny ciosi po krzyku?Roześmiał się z pogania, odwrócił się i wszedł do domu, zostawiając Fletchera nadeszczu.ROZDZIAA DWUNASTYNastępnego dnia.zaraz po śniadaniu, Morgan i Fletcher pojechali do Manchesteru.Fletcher był ponury jak noc i rzucał Roganowi nienawistne spojrzenia.Sean stał w bramie, odprowadzając wzrokiem samochód, który oddala! się błotni-stą drogą.Gdy zniknął mu z oczu, odwrócił się i spojrzał na góry.Czuł się rozluznionyi spokojny.Poranek był jasny i czysty: wokoło rozciągał się fioletowy kobierzec wrzo-sów, a jesienna mgiełka spowijała wszystko.Sean odwrócił się obok stała Hanna, przyglądając mu się z uśmiechem na twa-rzy. Aadny ranek powiedziała. Kiedy ci dwaj pojechali, czuję się tak, jakbym pozbył się przykrego smaku na ję-zyku.Rogan odetchnął pełną piersią, wciągając chłodny powiew wiatru, który zerwawszysię nagle nad potokiem w dolince, przyniósł ze sobą wilgotny zapach butwiejących li-ści. Jesień, moja ulubiona pora roku powiedziała Hanna. Ma w sobie jakiś ła-godny smutek.Marzenia unoszą się w powietrzu niby lekka mgiełka i ociągają się chwi-lę, by zniknąć na zawsze.Powiedziała to tonem chwytającym za serce; Rogan poczuł się głęboko wzruszo-ny i wyciągnąwszy rękę, pogłaskał dziewczynę delikatnie po policzku.Pochyliła głowęi pocałowała jego dłoń, zarumieniona i śliczna. Na co masz ochotę? spytał. Wygląda na to, że mamy cały dzień dla siebie.Hanna odwróciła głowę i mrużąc oczy ocienione długimi rzęsami spojrzała ku ska-listemu masywowi górskiemu. Chyba chciałabym pójść w góry.Przyjemnie byłoby znalezć się tam wysoko i po-patrzeć na świat w dole.Przygotuję trochę kanapek na drogę. To brzmi zachęcająco powiedział Rogan, A co z twoim stryjem? Odsypia wczorajsze pijaństwo.Brendan poszedł w góry pół godziny temu.Pew-71nie go tam spotkamy.Wrócili do domu: Hanna poszła do kuchni, Rogan golił się w łazience.Gdy skończył,włożył ten sam płaszcz przeciwdeszczowy, w którym poprzedniego wieczoru śledziłMorgana, stara tweedowa czapkę i wyszedłszy przed dom, czekał na Hannę.Po kilkuminutach dziewczyna ukazała się w drzwiach: ubrana była w skórzane botki do kolan,dżinsy i kożuszek.Na głowie miała opaskę, w ręku trzymała stary wojskowy plecak. Daj mi to powiedział Rogan, wyjmując jej z ręki plecak i wkładając go na ra-miona.Niebo ponad górami poszarzało, grozne chmury ukazały się nad horyzontem, słońcebyło zamglone, ale nie zanosiło się na deszcz.Wyszli przez bramę i ruszyli doliną.Stary trakt dosłownie ginął pod puszystym kobiercem mchu, kępy wybujałej trawytryskały spomiędzy kamieni; droga, przytulona do zbocza, prowadziła lekko pod górę.Minęli siodło górskie i w dole, w malej kotlince, ujrzeli ruiny starego osiedla górnicze-go [ Pobierz całość w formacie PDF ]