RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albo włączasz się do gry izaryzykujesz wszystko, albo nie grasz w ogóle.A jeśli nie grasz, nie mo\esz liczyć nawygraną.Kiedy nadszedł czas na podjęcie decyzji, nie zdobyła się na podjęcie ryzyka.Myślała te\ o innych rzeczach, które jej mówił, o pięknych słowach wypowiadanych zczułą powagą. Jeśli zamieszkasz ze mną, dam ci raj na ziemi.Wszystko, czego zapragniesz,łącznie ze mną samym oczywiście.To transakcja wiązana.To wspomnienie poruszało ją bardzo i bolało.Zastanawiała się, co Matt teraz robi.Czy ma nadzieję, \e ona zadzwoni.Czy czeka na to? Odpowiedz na to pytanie brzmiała wjego wczorajszych, po\egnalnych słowach.W tej chwili dopiero uderzyło ją znaczenie jegosłów, ich ostateczność.Zrozumiała, \e ani teraz, ani nigdy więcej nie będzie czekał na jejtelefon.Decyzja, której podjęcie wymógł na niej wczoraj, była w jego mniemaniunieodwołalna:  Albo podasz mi teraz rękę, albo skończ to ju\ i zaoszczędz nam obojgucierpienia.Odchodząc od niego wczoraj wieczorem, nie zdawała sobie w pełni sprawy z tego, \ejej decyzja będzie ostateczna, \e on absolutnie nie ma zamiaru dać jej kolejnej szansypowrotu, kiedy i o ile zostanie uniewinniony od cią\ących na nim oskar\eń.Teraz tozrozumiała.Powinna była uzmysłowić to sobie wtedy.Nawet jednak gdyby tak się stało, to itak nie byłaby w stanie zaufać mu i wyciągnąć w jego stronę ręki.Dowody świadczyłyprzeciwko niemu.Wszystkie.Ostateczna decyzja.Figurki szopki ustawionej pod drzewkiem zafalowały od łez, które napłynęły jej dooczu.Oparła głowę na ramionach splecionych wokół kolan.- Proszę - szlochała.- Nie pozwól, \eby mi się to przytrafiło.Proszę, nie pozwól. ROZDZIAA 55O piątej po południu następnego dnia Meredith została wezwana do sali posiedzeńzarządu, gdzie od siedmiu godzin trwało nadzwyczajne zebranie jej członków.Byłazaskoczona, kiedy wchodząc, zobaczyła, \e miejsce u szczytu stołu zostało najwyrazniejzarezerwowane dla niej.Starała się nie być zaniepokojona chłodnymi, smętnymi minamipatrzących na nią osób.Siadając, spojrzała po nich wszystkich, nie wyłączając swojego ojca.- Dzień dobry, panowie.W odpowiedzi w chórze powitań jedynie głos Cyrusa Fortella brzmiał przyjaznie.- Dzień dobry, Meredith - powiedział stary człowiek - i niech mi wolno będziezauwa\yć, \e wyglądasz jeszcze bardziej uroczo ni\ zazwyczaj.Wiedziała, \e wygląda okropnie, ale rzuciła mu pełen wdzięczności uśmiech, chocia\zwykle denerwowały ją jego szyte grubymi nićmi aluzje do jej płci w czasie zebrań takich jakto.Podejrzewała, \e częściowo powodem zwołania tego nadzwyczajnego posiedzenia byłMatt i \e będą oczekiwać od niej wyjaśnień.Wydawało jej się jednak, \e będą te\ chcieli,\eby podała im najświe\sze informacje i w innych sprawach.Była więc całkowiciezaskoczona, kiedy prezes zarządu, siedzący po jej prawej, wskazał na teczkę le\ącą na wprostniej i powiedział lodowatym głosem:- Przygotowaliśmy te dokumenty do podpisu dla ciebie.Pod koniec zebraniazaopatrzymy je we wszystkie inne niezbędne podpisy.Zapoznaj się z nimi.Większość z nasuczestniczyła w ich przygotowaniu, nie ma więc potrzeby, \ebyśmy my te\ to robili.- Ja ich nie znam - zaprotestował Cyrus, otwierając swoją teczkę w tym samymmomencie, kiedy zrobiła to Meredith.Przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, co widzi.Poczuła, jak coś zaczyna dławić ją wgardle.Pierwszy dokument był oficjalną skargą do komisji papierów wartościowych.Stwierdzał on, \e Matthew Farrell z premedytacją manipulował akcjami  Bancrofta i \e dlaprzeprowadzania transakcji wykorzystywał wewnętrzne informacje uzyskiwane od niej.Wkonkluzji domagano się, aby został zatrzymany i przesłuchany.Druga skarga skierowana byłado Federalnego Biura Wywiadowczego i da szefów policji w Dallas, Nowym Orleanie iChicago.Donoszono w nich, \e ona była przekonana i miała podstawy do przypuszczeń, \eMatthew Farrell był odpowiedzialny za zamachy bombowe w sklepach Bancroft i S - ka wtych miastach.Trzecia skarga te\ była skierowana do policji; stwierdzano w niej, \e onasłyszała, jak Matthew Farrell w czasie rozmowy ze swoim prawnikiem groził \yciu Stanislausa Spyzhalskiego i \e nie zamierza korzystać z przysługującego jej jako \onieMatthew Farrella prawa do zachowania milczenia w tej sprawie i niniejszym stwierdzapublicznie, i\ wierzy, \e to on był odpowiedzialny za zamordowanie Spyzhalskiego.Meredith spojrzała na te groteskowe zdania, na pieczołowicie sformułowane, cholernepółprawdy, bezpodstawne oskar\enia i cała zaczęła dr\eć.Coś krzyczało w jej umyśle, \ebyła głupcem i zdrajczynią, wierząc, \e w tym steku kłamstw i ledwie poszlakowychdowodów przeciwko jej mę\owi była chocia\ odrobina prawdy.Nagle opadło z niejoszołomienie bezradnością i podejrzeniami, które trzymało ją w kleszczach przez dwa dni,odkąd odeszła od Matta.Teraz zobaczyła wszystko klarownie: jej błędy, motywy kierującezarządem i sieć pajęczą snutą pracowicie przez jej ojca.- Podpisz to, Meredith - powiedział Nolan Wilder, podając jej pióro.Podjęła decyzję, nieodwołalną, być mo\e taką, na którą było ju\ za pózno.Wstałapowoli.- Podpisać to? - powtórzyła z pogardą.- Nie zrobię tego.- Mieliśmy nadzieję, \e zwdzięcznością przyjmiesz tę szansę oczyszczenia się i odseparowania się od poczynańFarrella i \e będziesz chciała, \eby prawda ujrzała światło dzienne, a sprawiedliwości stało sięzadość - powiedział lodowato Wilder.- Czy to właśnie tym jesteście zainteresowani? - zapytała ostro, opierając dłonie o stół,patrząc na nich wszystkich.- Prawdą i sprawiedliwością? - Kilku mę\czyzn znających treśćdokumentów odwróciło wzrok.Czuli się nieswojo, wiedząc, co ma podpisać.- W takim raziepowiem prawdę! - ciągnęła z przekonaniem.- Matthew Farrell nie ma nic wspólnego zzamachami bombowymi, nie ma nic wspólnego z zamordowaniem Stanislausa Spyzhalskiegoi nie pogwałcił przepisów komisji papierów wartościowych.Prawdą jest - powiedziała zgoryczą - \e on was po prostu przera\a.Wasze sukcesy są niczym w porównaniu z jegotriumfami, a myśl o tym, \e stałby się głównym akcjonariuszem tej firmy lub członkiem tegozarządu, sprawia, \e stajecie się nic nie znaczącymi, przera\onymi ludzmi.Jeśli w dodatkusądzicie, \e podpiszę te papiery tylko dlatego, \e rozkazaliście, abym to zrobiła, to jesteściete\ głupcami!- Meredith, sugeruję, \ebyś jeszcze raz dokładnie rozwa\yła tę decyzję - przestrzegłkolejny członek zarządu, wyraznie spięty i obra\ony tym, co powiedziała.- Albo będzieszdziałała zgodnie z najlepiej pojętym dobrem Bancroft i S - ka i podpiszesz te dokumenty, cojest twoim obowiązkiem jako tymczasowego prezydenta, albo pozostanie nam tylkoprzeświadczenie, \e twoja lojalność le\y po stronie wrogów tej firmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl