RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale coś musiało jej się stać, i chociaż Bartan próbował ze wszystkich sił, nie mógł pozbyć się wrażenia, że w jakiś sposób były w to zamieszane te stworzenia.Czy mogły wydzielać jad tak potężny, że wystarczał sam kontakt ze skórą, by pozbawić człowieka przytomności?Stojąc przy łóżku i patrząc na nieruchome ciało żony, czuł, że jego hart zaczyna się kruszyć.„Artoonl miał rację”, pomyślał.„Nie zważałem na ostrzeżenia i przyprowadziłem wszystkich w to miejsce - i jak to się skończyło? Dwa samobójstwa, jedno zniknięcie będące prawdopodobnie wynikiem morderstwa, martwe noworodki, szaleństwo i prawie szaleństwo, dziwne widzenia i złe sny, przyjaciele zwracający się przeciwko przyjaciołom, zła wola wszędzie tam, gdzie była dobra - a teraz to! Sondeweere leży bez przytomności, a ziemia wyrzyguje paskudztwa!”Z wysiłkiem oderwał się od tych rozmyślań i walczył o odzyskanie właściwego mu zawsze optymizmu.On, Bartan Drumme, wiedział, że duchy i demony nie istnieją - a skoro nie było czegoś takiego jak zły duch, czy mogło istnieć złe miejsce? To prawda, że po przybyciu do Kosza Jaj zaczął się przypływ nieszczęść, ale zła passa wcześniej czy później zostaje zastąpiona przez passę pomyślną.Artoonl nie miał racji, wyjeżdżając po zainwestowaniu takiej ilości czasu i wysiłku.Farmerzy powinni trzymać się ziemi i czekać na poprawę.A obowiązek Bartana był jasny - musiał trwać przy żonie i robić wszystko co w jego mocy, by przywrócić jej dawną osobowość.Usiadł przy łóżku i zaczął myśleć o pełzających stworzeniach, których pojawienie się spowodowało tajemniczą niemoc Sondeweere.Na Overlandzie znajdywano wiele ciekawych form życia - niektóre z nich były zdumiewająco szpetne - i być może coś tak odrażającego zostało zauważone również w^innej okolicy.Po namyśle doszedł do wniosku, że niepotrzebnie niszczył te robaki.Jeżeli znajdzie jeszcze jednego, pokona wstręt, złapie go i odda do zbadania komuś posiadającemu większą wiedzę w tej materii.Bartan podniósł bezwładną rękę Sondeweere do ust i trzymał ją tak, pragnąc, by do jej ciała przepłynęła jego własna siła życiowa, gdy zaalarmowało go lekkie skrobanie dochodzące z drugiej strony domu.Przechylił głowę i nasłuchiwał uważnie.Dźwięk był ledwie słyszalny, ale zdołał umiejscowić jego źródło - dobiegał od drzwi wejściowych.Wstał, przeszedł przez sypialnię i kuchnię i zbliżył się do drzwi.Smuga przesączającego się pod nimi światła nie była przerwana, a jednak delikatne drapanie nie ustawało.Otworzył drzwi i coś, co przywierało do nadproża, coś, co wiło się i skręcało, musnęło mu twarz, spadając na podłogę.Bartan sapnął mimowolnie, odskoczył i skrzywił się ze wstrętem.Pełzacz wylądował z głuchym odgłosem na grzbiecie.Bladozielony brzuch błyskał, gdy robak wił się konwulsyj-nie, potem przekręcił się i ruszył w głąb domu w sposób, który wskazywał, że wie, co robi.Sterczał przed nim pojedynczy gruby czułek, falujący, poszukujący.Nadzieje Bartana na opanowanie wstrętu rozwiały się w ułamku sekundy.Nastąpił butem na robaka, usłyszał i wyczuł, jak się rozpłaszcza - a wtedy gdzieś między jego skroniami rozległ się pełen udręki krzyk Sondeweere.Bartan zatrzasnął drzwi i oparł się o nie plecami.Przerażony przypomniał sobie, ile razy widział ludzi - żonę farmera, małe bawiące się dzieci - wyciągających jedno ramię i kiwających nim w dziwnym, jakby bezkościstym ruchu, który naśladował ruch czułka pełzacza.Rozdział 8Po ponad roku prawie nieprzerwanej służby w for-tecach Toller pogodził się z faktem, że chyba nigdy nie potrafi wyspać się normalnie w stanie nieważkości.Ciągłe wrażenie spadania, które praktycznie bez przerwy nękało załogę stacji, można było ignorować podczas pracy, ale śpiący umysł nie mógł się przed nim obronić.Członkowie załogi cały przeznaczony na wypoczynek okres spędzali mamrocząc i rzucając się w swych hamakach, widząc powierzchnię planety wznoszącą się ku nim ze wzrastającą prędkością, i budzili się w chwili wyobrażonego zderzenia - z wrzaskiem, który niepokoił ich towarzyszy.Toller opracował sobie prywatną metodę, pozwalającą rozprawić się z tym problemem.Przez sześć dni każdego okresu służby nawet nie próbował zasnąć, zadowalając się odpoczywaniem i drzemaniem, gdy nie musiał aktywnie pracować.Kiedy nadchodził czas powrotu na Overland, zwijał się w wełnianym łonie worka i spał twardo przez większą część drogi, ukołysany cichym, monotonnym szumem powietrza.Na początku był zaskoczony, że potrafi zasnąć w tak nieprawdopodobnych okolicznościach, potem zadecydował, że świadomość, iż naprawdę spada, jest źródłem kojącej zgodności między intelektem a odczuciami ciała.Obecnie pozostał mu tylko jeden dzień do zakończenia kolejnej tury służby i zmęczenie narosło do tego stopnia, że w ciągu kilku sekund po owinięciu się siatką hamaka zapadł w stan otumanienia, gdzieś w połowie między snem a jawą, w którym trudno było odróżnić przeszłość od nie w pełni zrozumiałej teraźniejszości.We wnętrzu Stacji Dowodzenia Jeden, którą wybrał sobie na kwaterę, żeby przez cały czas być blisko centrum operacji, panował spokój.Jedynymi dźwiękami były dobiegające go fragmenty nieciekawej pogawędki dwóch znudzonych wachtowych, i od czasu do czasu świst miechów, które utrzymywały znośne ciśnienie powietrza.Toller odwrócił się twarzą do stacji i odpoczywał wygodnie, co nie było możliwe na początku wojny.Ściany były teraz izolowane grubą warstwą runa i obite skórami, redukującymi utratę ciepła i zapobiegającymi przypadkowemu przedziurawieniu pancerza.Pewnej nocy, w czasie jednej ze swych najwcześniejszych tur służby, Toller wyczuł raczej niż usłyszał lekkie, ale uparte pogwizdywanie, i po krótkich poszukiwaniach odkrył jego źródło.W poszyciu sekcji środkowej znajdował się wielki sęk.Jego rdzeń wysechł i skurczył się, przez co znajdujące się wewnątrz stacji powietrze pod wyższym ciśnieniem uciekało na zewnątrz.Toller popukał w niego palcem, a wtedy sęk wypadł i szybko zniknął w pustce na zewnątrz.Toller bez namysłu zajął się łataniem otworu korkiem i mastyką.Nie zlecił tej pracy nikomu innemu, bowiem wiedział, że pogłoski dotyczące tego zdawałoby się nieistotnego incydentu rozejdą się szeroko i podtrzymają opinię, że lord Toller Maraąuine nie wynosi się nad najgorszego rekruta w Służbie Kosmicznej.Toller robił takie rzeczy z wyrachowania, ale usprawiedliwiał się tym, że w tak niezwykłych okolicznościach, podczas wojny międzyplanetarnej skutecznie dowodzić może tylko taki ktoś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl