[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tylko widzisz, wysokogatunkowakokaina jest teraz bardzo poszukiwana.- Chcesz powiedzieæ, ¿e po tych wszystkich obiecankachcacankach nie mo¿esz zdobyæ piêædziesiêciu gramów koki?! -spyta³a z niedowierzaniem.- Piszczyk, jak pragnê zdrowia, co zciebie za handlarz?!- No tak.Jakoœ mi siê ostatnio nie uk³ada.- Zerkn¹³ nadziewczynê i zrozumia³, ¿e lada chwila straci j¹ bezpowrotnie.-Ale naprawdê - doda³ szybko - naprawdê harowa³em jak wó³, ¿ebyzdobyæ dla was ten nowy towar.Wszyscy go teraz poszukuj¹ i.- Te prochy o których mówi³eœ w czwartek? Pos³uchaj,Piszczyk.Moich przyjació³ interesuje tylko koka.Ustaliliœmyprzecie¿, ¿e.- Tak, wiem, ale pamiêtasz, ile ta koka mia³a kosztowaæ?- No jasne.Dwa tysi¹ce piêæset za dwadzieœcia piêæ gramów zdziesiêcioprocentow¹ zni¿k¹, jeœli wrócimy po wiêcej.Te¿ miinteres - mruknê³a sarkastycznie.- No i co?- Widzisz, przekona³em szefa, ¿eby sprzeda³ wam towar pospecjalnej cenie.Rozumiesz, w zesz³ym tygodniu zawali³em,wiêc.Tak czy inaczej, szef postanowi³, ¿e za prawie tê sam¹cenê sprzeda wam dwieœcie piêædziesi¹t gramów tego nowegoanalogu.No wiesz, to rodzaj takiej próbnej oferty.- Uœmiechn¹³siê z nadziej¹.- No nie, Piszczyk.Za piêæ kawa³ków chcesz nam opchn¹ææwieræ kilo czegoœ, o czym nigdy w ¿yciu nie s³yszeliœmy?!- W³aœciwie to za piêæ piêæset, bo piêæset muszê mieæ.zgóry.Sama widzisz, ¿e propozycja jest.- Aha, i jeszcze piêæset z góry.S³uchaj, na jakim ty jesteœprocencie? - spyta³a podejrzliwie.- Hê? Ale¿ nie, nie, to nie o to chodzi.Po prostu muszê.muszê za³atwiæ pewne sprawy z szefem, dlatego.Przecie¿ wiesz,jak jest.Sandy pokrêci³a g³ow¹.- Nie wiem, Piszczyk.I nie s¹dzê, ¿eby moi ch³opcy byli tymzainteresowani.Jak ci mówi³am, wolimy kokainê.Poza tym, nawetjeœli to dobry towar, co zrobimy z dwudziestoma piêciomadekagramami? Nas jest tylko czworo, na mi³oœæ bosk¹.- ¯aden problem.Jak tylko wejdziemy z tym na rynek, cenanatychmiast podskoczy.Bêdzie co najmniej dwa razy wiêksza ni¿cena koki, zobaczysz.Bo towar jest legalny i bêdzie legalnyprzez d³ugi czas.Prawdziwy dynamit, a legalny, rozumiesz? Jezu,przecie¿ na tym, czego nie zu¿yjecie, moglibyœcie zrobiæ fortunê.- Ale w sumie to chodzi o to, ¿e nie mo¿esz za³atwiæ anigrama koki, tak? - spyta³a poirytowana.- Nnnooo.tak, a przynajmniej nie teraz.Mo¿e za tydzieñ,góra dwa tygodnie, wtedy tak.Ale jak Boga kocham, Sandy - b³aga³- mówiê ci, te prochy s¹ dwa razy lepsze ni¿ koka.- No dobra.Zrobimy tak.Zadzwoniê do moich przyjació³ ispytam, co oni na to.- Jasne, pewnie, zadzwoñ.Telefon jest na biurku.- Nie, dziêkujê.Wolê z budki.Nie bêdê tak skrêpowana.- A.tak, oczywiœcie, rozumiem.- Przytakn¹³ nerwowo.- Poprostu myœla³em, ¿e.- Zostañ tu, a ja zadzwoniê - rzuci³a zdecydowanie.Przeka¿êim, co mi powiedzia³eœ, i jeœli na to pójd¹, dobijemy targu.Jeœli nie.- Wzruszy³a ramionami.- Tak to ju¿ jest.- Dobrze, pewnie.Tak to ju¿ jest.Kiedy Sandy wychodzi³a z Dziurawego P¹czka, Piszczykwygl¹da³ jak ma³y szczeniak, którego pierwszy raz pozostawionosamemu sobie.Tymczasem Sandy przesz³a na drug¹ stronê ulicy,wesz³a do przeszklonej budki, zamknê³a drzwi, wrzuci³a do otworudwadzieœcia piêæ centów rozejrza³a siê ukradkiem i b³yskawicznienakrêci³a pewien numer.Podczas gdy Bart Harrington rozmawia³ przez telefon, TomFogarty sta³ przy otwartym oknie hotelowego pokoju na trzecimpiêtrze i z piêciowatowym radionadajnikiem w rêku spogl¹da³ wmilczeniu na odleg³y ocean.- Rozumiem - rzuci³ do s³uchawki Harrington, zapisawszy coœw notatniku.- Pos³uchaj.Zostañ na miejscu.Za piêæ minut dociebie zadzwonimy.Dobra? Tak, wiem.Trzymaj siê.Od³o¿y³ s³uchawkê i spojrza³ na Fogarty'ego [ Pobierz całość w formacie PDF ]