RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myślę, że należy je podeprzeć jednym albo dwoma dużymi kamieniami.Zaraz je przyniosę.Joe ruszył od okna, ale Caruthers wyprzedził go.- Zaraz to wszystko załatwimy i pozamykamy ok­na! Jest pan najuprzejmiejszym latarnikiem na świe­cie, ale nie możemy dopuścić do tego, żeby pobyt grupki Anglików na tej wyspie stał się dla pana ży­wiołową klęską!Słowa jego sprawdziły się, chociaż w tej chwili nie przypuszczał tego nikt z obecnych na wyspie.ROZDZIAŁ DZIESIĄTY„Dlaczego poszedł?."- Boże, jak tu gorąco! - Mary wstała i podeszła do okna.- Czy nie można by otworzyć na chwilę? Okiennice są przecież zaryglowane od zewnątrz, a okna otwierają się do środka.- Tak, proszę bardzo.- Profesor otarł pot z twa­rzy ogromną niebieską chustką.Mary otworzyła okno i powróciła na miejsce.Sie­dzieli wszyscy skupieni wokół stołu, na którym leżał, przypięty pluskiewkami, szkic wyspy Keros.Mellow, który zamilkł, kiedy dziewczyna wstała, podjął teraz przerwaną myśl.- Żadna świątynia, nawet najbardziej dyskretnie ukryta, nie może mieć dostępu wyłącznie z powie­trza - uśmiechnął się mimo woli - ponieważ, jak wiemy, świątynie służą ludziom, a nie ptakom.Dla­tego, chociaż pan profesor miał oczywiście słuszność mówiąc, że mogła do którejś z tych jaskiń prowadzić droga, która z biegiem czasu uległa zniszczeniu, my możemy założyć tylko jedno: że przybytek Pani La­biryntu, jeżeli istniał kiedykolwiek, musiał być dostępny dla zwykłych śmiertelników.Pamiętajmy, jak po­twornie niegościnna musiała wydawać się ówczesnym ludziom ta absolutnie niedostępna wysepka, nie po­siadająca żadnej przystani, o skalistych, prostopad­łych, najeżonych rafami brzegach.Już to samo było w pewnym stopniu rękojmią bezpieczeństwa bogini.O ile ktoś nieproszony wylądowałby jednak, to opie­rając się na wskazówkach naszego papirusu, możemy przypuszczać, że zgubiwszy się wśród skalnych kory­tarzy, napotkałby otchłań, zanim udałoby mu się od­naleźć właściwą drogę do przybytku.Tym niemniej, kapłani Pani Labiryntu nie wpadali w tę otchłań, prawda? A nie należy zakładać, że byli to akrobaci, umiejący posuwać się godzinami bez asekuracji po niewidocznych gzymsach skalnych albo wędrować na czworakach mokrymi tunelikami pod kruchym stro­pem.Zresztą przybytek tego rodzaju na pewno ozdo­biony był w jakiś sposób, musiał posiadać posąg bo­gini i inne akcesoria, które napotykamy w podobnych miejscach.Wszystkie te przedmioty trzeba było tam jakoś przetransportować.- Nie wspominając już o tym, że skoro papirus stwierdza brak uprawy i hodowli na wysepce, kapłani musieli regularnie otrzymywać transporty żywności - Gordon wzruszył nieznacznie ramionami.- Założy­wszy nawet, że Kreteńczycy byli znakomitymi żegla­rzami, nie wyobrażani sobie, aby.Urwał.Okiennica zadygotała.Wicher zawył nad domem ostro, przycichł i wybuchł znowu.Powietrze w pokoju drgnęło, Joe uczuł na twarzy ciepły, gwał­towny powiew.- Czy zamknąć okno? - zapytał Mellow wstając.- Nie! Jest bardzo przyjemnie! - powiedziały pra­wie jednocześnie Mary i Pamela.Karolina podeszła do okna.Wicher znowu zawył, tym razem bardziej przeciągle.- Ciemno już - powiedziała przykładając oko do szpary.- Gwiazdy świecą.Wiatr znowu wybuchnął gwałtownie i ucichł zupeł­nie na chwilę.- Jestem trochę zaniepokojony - powiedział Gor­don pochylając się do żony.- Chciałbym założyć do­datkowe cumy na „Pameli".- Przecież nic się jej nie może stać.- Nie wiem.- Podniósł głos, gdyż wiatr wzmógł się znowu.- Nie znam tej przystani.Gdyby morze się rozkołysało, fala mogłaby uszkodzić burtę.Wyłożę ochraniacze na burty, dam na wszelki wypadek jesz­cze dwie liny, od rufy i od dziobu, i będę mógł zasnąć spokojnie.Wstał.Wiatr załomotał w okiennicę, ucichł i znów uderzył, tym razem jednak mocniej niż poprzednio.Barak zadrżał lekko.- Uważaj na siebie - Pamela potrząsnęła gło­wą.- Jest już ciemno.- Mogę pójść z panem.- Joe także wstał.- Nie, dziękuję bardzo.Mam tu latarkę.Za pięt­naście minut będę z powrotem.Nie ma tam pracy dla dwóch ludzi.Caruthers także uniósł się z miejsca.- Zamknę za tobą i ubezpieczę drzwi tymi kamie­niami.Wracając, zapukaj w okiennicę.Otworzymy ci.- Dobrze!Ruszyli obaj ku drzwiom prowadzącym do koryta­rza.Kiedy zamknęły się za nimi, Mary powiedziała do Pameli:- Za nic w świecie nie chciałabym nocą zejść na tę przystań.Jakby dla dopełnienia jej słów wiatr ze świstem uderzył w okna.Podmuchy rosły z każdą chwilą.W dali trzasnęły drzwi wejściowe.- No, ale wróćmy do rzeczy - profesor uśmiech­nął się.- Gordon, zdaje się, nie wierzy, aby mogła tu kiedykolwiek być świątynia Pani Labi­ryntu.Caruthers wszedł i usiadł za stołem.- Wieje! - stwierdził z satysfakcją.- Ale nie tak strasznie, jak przypuszczał ten Grek.Przepraszam bardzo, panie profesorze, przerwałem panu.Karolina powoli podeszła do stołu.- Ponieważ w pewien sposób poczuwam się do odpowiedzialności za sprowokowanie tej trochę zaim­prowizowanej wyprawy, bo namawiałam zespół do przyjazdu tutaj, proponuję, abyśmy okazali więcej entuzjazmu.W przeciwnym razie sami sobie tylko przeszkodzimy w pracy.Według mnie pytać musimy nie o to, czy jest tu przybytek Pani Labiryntu, ale gdzie on się znajduje? Na mówienie o tym, że go nie ma, będzie dosyć czasu, kiedy rzeczywiście nie natrafimy na żaden ślad pobytu Kreteńczyków tutaj.Przez szpary w okiennicy wpadł z sykiem następny podmuch.Papiery leżące obok szkicu wyspy uniosły się na stole.Mellow nakrył je łokciem.- Zamknij okno - szepnął do Caruthersa, który zerwał się z krzesła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl