[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypominało to błądzenie po omacku przez nieznane, ciemne izby i korytarze, kiedy nie wiadomo, czy skręciło się we właściwym kierunku.Było ich dwoje i otwarta szkatułka…— Nirelu… — Imiona… Bardzo ważne były prawdziwe imiona.W jej obecności Sokolnik powierzył swoje Alonowi.Wobec tego jej także, bez względu na to, czy miał taki zamiar, czy też nie.Oddał swój największy skarb, chociaż nie bezpośrednio.„Nirelu… Nirelu…” — Wezwała go trzykrotnie w myślach.Tirtha nie patrzyła na Sokolnika.„Podaj mi — zażądała bez wahania — rękę, w której trzymasz miecz”.Metalowe szpony… Nie, ciało musi dotknąć ciała, tak jak zrobiło to tamtych dwoje, z których rodu pochodziła.Czy ją usłyszał? Czy odpowie? Tirtha skoncentrowała myśli, skupiła wszystkie siły.Te ciemne korytarze — tak! Wybrała właściwą drogę, chociaż nie wiedziała, dokąd ją to zaprowadzi i czy może się okazać niebezpieczne.Ale tak naprawdę, cóż jeszcze mogło zagrozić jej, która była żywa–w–śmierci? Nirel również jest w niebezpieczeństwie, ale teraz nad nimi wszystkimi zawisła zguba i któż oceni, komu bardziej zagraża?Tirtha wyczuła jakiś ruch z prawej strony.Na górną część jej ciała padł cień.Zobaczyła wciśnięty między szpony zaklęty miecz, lecz ku jej piersi i szkatułce wyciągnęła się prawdziwa ręka, brudna, posiniaczona i zakrwawiona.Szkatułka… Kiedy wróg próbował ją zagarnąć, najpierw zginął jeden z nich, a później tamten nieszczęsny więzień.Zabrać, wbrew jej woli, wbrew powierzonemu jej obowiązkowi.Teraz wyraziła zgodę i była przekonana, że ma rację.Jeżeli się myliła, Nirel umrze straszną śmiercią.Ale jeśli nawet dręczyły go jakieś obawy, nie zdradził tego drżeniem ręki.Oparł swoją dłoń na splecionych dłoniach dziewczyny.Nie czuła jej ciepła może dlatego, że jej ręce były martwe albo z powodu rozpalającego się w zaczarowanej skrzynce ognia.— Pomóż mi wstać, panie z Sokolego Rodu! — rozkazała.Zobaczyła, że Nirel zacisnął rękę na jej dłoniach.Machnięciem palców strącił pergaminową kartę.Uniosła się do góry, jakby pochwycił ją niewyczuwalny wiatr.Lecz jej bezwładna ręka, którą tak mocno ściskał, poruszała się!W tej samej chwili rozległ się tak głośny ryk, że o mało nie ogłuchli.Za nim przemknęła falą ciemność, wynurzając się spoza Tirthy.Poruszały się w niej jakieś kształty.Dziewczyna usłyszała okrzyki, widziała błyski, które mogły pochodzić od topora, od mieczy, a nawet od długiego bicza.Nie, ona i Nirel mają inne zadanie.Jeżeli Sokolnik posłucha swego instynktu walki i stanie do boju z tym, co się wynurzyło, będą zgubieni! Nie może tego zrobić!Błękitne światło miecza w jego szponach nadal nad nią wisiało, łącząc się z poświatą szkatułki.A ręka Nirela pozostała na jej dłoni! Zgodnie z jej prośbą powoli podnosił wieczko.Stanęło wreszcie pionowo i buchający ze szkatułki blask rozjarzył się jeszcze jaśniej.Ręka Nirela wciąż spoczywała na jej dłoniach, przytrzymując je.Tirtha nie mogła zobaczyć wnętrza szkatułki, gdyż przesłaniało je otwarte wieko.— Nadszedł czas, Ninutro! — zawołała głośno.— Klan Sokoła dotrzymał przysięgi!Nie wyłoniła się jednak ani nie stanęła przy niej kobieta o obojętnej twarzy ani jej kapłanka.Z mroku wyszedł ktoś inny.Wyglądał jak człowiek, ale może tylko jak szatę przywdziewał tę postać, kiedy spotykał się z ludźmi.Nie był uzbrojony, nie nosił też kolczugi, tylko sięgające pasa, obcisłe spodnie z gadziej skóry.Skóra była czarna, a brzegi łusek połyskiwały szkarłatem świeżo przelanej krwi.Obnażona ciemna skóra torsu była gładka, a twarz niebywale urodziwa.Na głowie miał obcisłą czapkę z identycznej czarno–szkarłatnej skóry, otoczoną nad czołem szerokim pasem ze szkarłatnych kamieni.Nowo przybyły podniósł ręce i Tirtha zobaczyła błonę łączącą palce.Wyciągnął je dłońmi do góry, jakby oczekiwał, że ktoś coś na nich położy.Nie musiał wyrażać żądania: pragnął tego, czego z Nirelem strzegła.— Nadszedł czas.— Jego wargi się nie poruszyły, mimo to słowa zadźwięczały w ciszy.W ciszy, choć bowiem nadal kłębiła się wokół nich czarna chmura, nie widzieli błysków broni ani nie słyszeli odgłosów walki.— Ja… jestem… z krwi… Sokoła… — Tircie wydawało się, że olbrzymie brzemię przytłacza jej pierś, tak że musiała wprost wydusić z siebie odpowiedź, robiąc między słowami przerwy na oddech.— Umierasz — odparł przybysz z taką samą obojętnością, jaką wyczuła w Ninutrze.— Twoja śmierć może być lekka i szybka.Ale może też być inna…— Ja… jestem… z krwi… Sokoła.Pan i pani — to oni sprawują pieczę…— Pan? — zadrwił przybysz.— Nie widzę tu żadnego pana, tylko niegodnego żebraka, w którego się zmienił bezdomny wojownik.— Wybrałam go z własnej woli, gdyż mam do tego prawo…Przez chwilę Rane nie odpowiedział, tylko utkwił wzrok w Nirelu.Tirtha wiedziała, co teraz robił, tak dokładnie, jakby wypisał to w powietrzu między nimi.Odwoływał się do odwiecznych wierzeń i przesądów Sokolników: przypominał niechęć i pogardę wobec kobiet zakodowaną w umyśle klęczącego obok niej mężczyzny.Usiłował w ten sposób zerwać ich przymierze.Nirel sam musiał stoczyć ten bój.Nie mogła mu pomóc.Może już przegrał tę walkę?A jednak jego ręka pozostawała na jej dłoniach i wetknięty w szpony miecz nadal je oświetlał.Nie wiedziała, co Rane obudził w Sokolniku.Przekonała się też, że nie mogła dotrzeć do Nirela myślą.Czy mieczowa przysięga, najsilniejsza międzyludzka więź, jaką znał, stanie się chroniącą go zbroją?— Więc giń, głupcze!Rane opuścił ręce.Już nie czekał na dar.Zacisnął palce.Tirthę przeszył straszny ból — palący ból, który cal po calu trawił jej ciało.Z wysiłkiem powstrzymała się od krzyku [ Pobierz całość w formacie PDF ]