[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była potwornie wyczerpana, aległód i pragnienie płoszyły sen.Dotrwała do świtu.Było jeszcze ciemno, gdy jużzaczęła chciwie zlizywać rosę z klingi.Gdy się rozwidniło, natychmiast rzuciła się naczworaki, by szukać wilgoci w zagłębieniach i szczelinach.Usłyszała syk.Duża kolorowa jaszczurka siedząca na pobliskim bloku skalnym rozwierała nanią bezzębną paszczę, stroszyła imponujący grzebień, nadymała się i siekła kamieńogonem.Przed jaszczurką widniała malutka, wypełniona wodą szczelinka.Ciri początkowo cofnęła się przestraszona, ale natychmiast ogarnęła jąrozpacz i dzika wściekłość.Macając dookoła rozdygotanymi dłońmi, ucapiłakanciasty złomek skały.- To moja woda! - zawyła.- Moja!Cisnęła kamieniem.Chybiła.Jaszczurka podskoczyła na długoszponiastychłapach, umknęła zwinnie w skalisty labirynt.Ciri przypadła do kamienia, wyssałaresztkę wody z rozpadliny.I wtedy zobaczyła.Za kamieniem, w okrągłej niecce, leżało siedem jaj wystających częściowo zczerwonawego piasku.Dziewczynka nie zastanawiała się ani chwili.Na kolanachdopadła gniazda, chwyciła jedno z jaj i wpiła w nie zęby.Skórzasta skorupa pękła ioklapła jej w dłoni, lepka maz spłynęła do rękawa.Ciri wyssała jajo, oblizała rękę.Przełykała z trudem i w ogóle nie czuła smaku.Wyssała wszystkie jaja i została na czworakach, lepka, brudna, zapiaszczona,ze zwisającym z zębów glutem, gorączkowo grzebiąc w piasku i wydając nieludzkie,łkające odgłosy.Zamarła.(Wyprostuj się, księżniczko! Nie opieraj łokci o stół.Uważaj, jak sięgasz dopółmiska, powalasz koronki na rękawkach! Obetrzyj usta serwetką i przestańmlaskać! Bogowie, czy nikt nie nauczył tego dziecka, jak zachowywać się przy stole?Cirillo!)Ciri rozpłakała się, opierając głowę o kolana.***Wytrzymała w marszu do południa, potem upał zmógł ją i zmusił doodpoczynku.Drzemała długo, skryta w cieniu pod kamiennym uskokiem.Cień niedawał chłodu, ale był lepszy niż palące słońce.Pragnienie i głód płoszyły sen.Daleki łańcuch górski, jak się jej zdawało, palił się i błyszczał w słonecznychpromieniach.Na szczytach tych gór, pomyślała, może leżeć śnieg, może tam być lód,mogą tam być strumienie.Muszę tam dotrzeć, muszę tam dotrzeć szybko.Szła prawie całą noc.Postanowiła kierować się gwiazdami.Całe niebo było wgwiazdach.Ciri żałowała, że nie uważała na lekcjach i że nie chciało jej się studiowaćatlasów nieba, które były w świątynnej bibliotece.Znała, rzecz jasna, najważniejszegwiazdozbiory - Siedem Kóz, Dzban, Sierp, Smoka i Zimową Pannę, ale te akuratleżały wysoko na nieboskłonie i trudno było się nimi kierować w marszu.Udało się jejwreszcie wybrać z migoczącego mrowia jedną dość jasną gwiazdę, wskazującą, w jejmniemaniu, właściwy kierunek.Nie wiedziała, co to za gwiazda, więc sama nadała jejnazwę.Nazwała ją Okiem.***Szła.Aańcuch górski, ku któremu zmierzała, nie zbliżył się ani trochę - wciążbył tak samo daleko jak poprzedniego dnia.Ale wskazywał drogę.Idąc, rozglądała się bacznie.Znalazła jeszcze jedno jaszczurcze gniazdo, byływ nim cztery jaja.Wypatrzyła zieloną roślinkę, nie dłuższą od małego palca, która ja-kimś cudem zdołała wyrosnąć między głazami.Wytropiła dużego brunatnegochrząszcza.I cienkonogiego pająka.Zjadła wszystko.***W południe zwymiotowała to, co zjadła, po czym zemdlała.Gdy oprzytomiała,poszukała odrobiny cienia, leżała, zwinięta w kłębek, uciskając dłońmi bolący brzuch.O zachodzie słońca podjęła marsz.Sztywno, jak automat.Kilkakrotnie padała,wstawała, szła dalej.Szła.Musiała iść.***Wieczór.Odpoczynek.Noc.Oko wskazuje drogę.Marsz aż do zupełnegowyczerpania, które przyszło na długo przed wschodem słońca.Odpoczynek.Płochysen.Głód.Zimno.Brak magicznej energii, fiasko przy wyczarowywaniu światła iciepła.Pragnienie tylko wzmagane rosą zlizywaną nad ranem z klingi kordzika ikamieni.Gdy słońce wzeszło, zasnęła w rosnącym cieple.Obudził ją piekący żar [ Pobierz całość w formacie PDF ]