RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cokolwiek by nie powiedział, jeśli ma się do niego pretensję,on nigdy nie będzie w porządku.I kraj o takiej administracji chce uchodzić za cywilizowany namodłę państw zachodnich!.Naczelny wódz strażników cesarstwa zabrał się wolno do oględzin statku, był powolny,bardzo powolny w spełnianiu swego zadania.Prowadzona rozmowa komplikuje funkcje tegouperfumowanego cerbera, uperfumowanego dosłownie, bo czuć od niego piżmem o milę.Wreszcie pozbyliśmy się ceremonii odprawy celnej, uprzejmości policji, pozbyliśmy się salutówwojskowych i widoku największej nędzy, jaka może zniekształcać rodzaj ludzki, gdyż wioślarzerosyjskich panów celników to wyjątkowe pod tym względem istoty.Ponieważ w niczym niemogłem ulżyć ich doli, ich obecność była dla mnie odrażająca i ilekroć ci nędzarze sprowadzalina nasz pokład oficerów wszystkich rang, zatrudnionych w urzędach celnych i w policji morskiej,najsurowszej policji państwa, odwracałem oczy.Ci majtkowie w łachmanach uwłaczają swemukrajowi: to coś jakby zatłuszczeni galernicy, spędzający życie na przewożeniu urzędników ioficerów z Kronsztadu na pokład cudzoziemskich statków.Widząc ich twarze i myśląc o tym,czym jest istnienie dla tych nieszczęśników, zastanawiałem się, co człowiek uczynił Bogu, byskazał sześćdziesiąt milionów istot stworzonych na Jego podobieństwo na życie w Rosji.W momencie lądowania podszedłem do księcia KXXX.– Jesteś pan Rosjaninem – odezwałem się – Kochaj więc na tyle swój kraj, by skłonić ministraspraw wewnętrznych lub ministra policji do zmienienia tego wszystkiego: niech się przebierzektóregoś dnia za niepodejrzanego cudzoziemca, takiego jak ja, i niech przyjedzie do Kronsztadu,aby zobaczyć na własne oczy, co to znaczy przybyć do Rosji.– Po co? – odparł książę.– Cesarz nie mógłby temu zaradzić.– Cesarz nie, ale minister chyba tak.Nareszcie ruszamy, ku wielkiej radości rosyjskich książąt i księżnych, którzy odzyskają wnetrodzinę i ojczyznę.Szczęście malujące się na ich fizjognomiach zadawało kłam uwagom megooberżysty w Lubece, chyba że jeszcze i tym razem wyjątek potwierdzał regułę.Co do mnie, to sięnie cieszyłem, przeciwnie, niechętnie opuszczałem czarujące towarzystwo, by się rzucić na oślepw miasto, z którym pierwsze zetkniecie napawało mnie smutkiem.I już nie istniało toprzypadkowe towarzystwo, jeszcze wczoraj, przy zbliżaniu się do lądu, nasze więzy prysły,kruche więzy, stworzone wyłącznie przejściowymi koniecznościami podróży.Widziałem, że każdy z nich gotów jest powrócić na dawną drogę, którą wspólny los wytyczyłprzed tymi pielgrzymami, przywróconymi zwyczajnemu życiu.Swoboda podróży nie istniała jużdla nich, wracali do rzeczywistego świata, i tylko ja zostawałem w świecie chimer, skazany natułanie się z kraju do kraju.A przecież wieczna tułaczka to nie jest życie.Petersburg, 11 lipca, wieczorem.Ulice Petersburga mają dziwny wygląd w oczach Francuza, spróbuję Ci je opisać, ale najpierwopowiem o wjeździe do miasta przez Newę.Jest słynny i Rosjanie słusznie są z niego dumni,mnie się jednak wydał nadmiernie wychwalany.Kiedy z bardzo daleka zaczynamy dostrzegaćkilka dzwonnic, to, co się dojrzy, robi raczej wrażenie dziwaczne niż imponujące.Lekkiezgrubienie terenu, zauważone z daleka między niebem a morzem, staje się w kilku punktachnieco bardziej nierówne niż w innych – to wszystko, a te niedostrzegalne nieprawidłowości – tosą gigantyczne budowle nowej stolicy Rosji.Rzekłbyś, linia nakreślona drżącą ręką dziecka,rysującego jakąś figurę geometryczną.Zbliżając się zaczynamy rozpoznawać greckie dzwonnice,pozłacane kopuły kilku klasztorów, potem nowoczesne gmachy, zakłady publiczne: frontongiełdy, pobielane kolumnady szkół, muzeów, koszar, pałaców okalających granitowe bulwary.Gdy już jesteśmy w Petersburgu, przechodzimy obok sfinksów także z granitu, są olbrzymichrozmiarów, ich widok jest imponujący.Miasto pałaców, cóż za majestat! Jednakowoż imitacjastarożytnych budowli razi nas, gdy pomyślimy o klimacie, w który te wzory są niezręcznieprzeszczepione.Ale wkrótce jesteśmy zaskoczeni ilością strzał, wieżyczek o rozmaitychkształtach, metalowych iglic wznoszących się zewsząd: przynajmniej jest to narodowaarchitektura [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl