[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zgłupiał, zdumiony moją bezczelnością.Zgodził się jednak z lo-sem, prosił mię tylko, bym wziął całą winę na siebie w razie, gdyby doNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG33ojca jego doszła przez sklepikarza wiadomość o tym wypadku.Resztaposzła, jak po maśle.Zdołaliśmy niepostrzeżenie wyjąć bibułę z brycz-ki i zapakować do przygotowanych walizek, a w kilka dni potem do-starczyłem książki do Warszawy.* * *Powyższe opowiadanie towarzysza, pochodzącego z pogranicza,dowodzi, co prawda, względnej łatwości urządzenia jednego takiegotransportu bibuły, lecz nic nie mówi o takich transportach, jako oczymś stałym i regularnym.Rzecz jasna, że kombinacja, oparta na wy-zyskaniu wspólnej z romansowym porucznikiem wycieczki za kordon,może się nie powtórzyć, tym bardziej, gdy za pośredników używaćtrzeba, chociaż i lekkomyślnych, lecz tchórzliwych kuzynków.Potrze-by partii nie mogą być zadowalane przez takie wypadkowe, niezorga-nizowane kombinacje przejezdnych towarzyszów.Musi ona mieć po-rządne, że je tak nazwę, biura transportowo-ekspedycyjne, działającestale, nie sporadycznie.Każdy łatwo zrozumie, że pierwszym warunkiem istnienia takiegobiura jest zamieszkanie na stałe przez jakiegokolwiek towarzysza po-granicza państwa.Już ta jedna okoliczność stwarza niemałe trudnoścido pokonania.Całe pogranicze, z wyjątkiem paru punktów, jak Zagłębie Dąbrow-skie lub Kalisz, jest to kraj rolniczy, odcięty najczęściej w dodatkuprzez politykę kolejową Rosji od reszty kraju.Wyszukanie więc odpo-wiedniego towarzysza wśród mieszkańców pogranicza, gdy się zważy,że wszystkie żywsze miejscowości obciążone są wzmocnionym odpo-wiednio dozorem celnym i policyjnym, nie jest łatwe.Osadzenie zaśumyślne którego z odpowiednich towarzyszy przedstawia te trudności,że w takich, przeważnie głuchych, zakątkach trudno o zajęcie, dającelegalny i zrozumiały dla wszystkich pozór zamieszkania.Dopiero po przezwyciężeniu tej pierwszej przeszkody, nad którąludzie nieraz łamią sobie głowy miesiącami, o ile szczęśliwy wypadeknie nasunie odpowiednich kombinacji, można przystąpić do interesu.Naturalnie, trzeba dać czas takiemu towarzyszowi rozpatrzyć się wotoczeniu, zbadać grunt i teren, na którym będzie pracował.Jeśli czło-wiek jest tym, co w Warszawie nazywają cwaniak , to jest sprytny iobrotny, to w krótkim przeciągu czasu dostrzeże mnóstwo okazyj, przyktórych można to lub owo zrobić dla interesu: przenieść bezpiecznieNASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG34bibułę przez granicę, wywieść ją z pasa pogranicznego bez osobliwegonarażania się na wsypę, zużytkować kogokolwiek z otoczenia do takiejlub innej pomocy przy prowadzeniu interesu itd.Po pewnym czasie iprzy sprzyjających okolicznościach wytworzy się z pewnością jakiśsystem i kolejność w zużytkowywaniu różnych kombinacji, powtarza-jących się od czasu do czasu, lecz zbyt rzadkich, by tylko na jednej znich opierać cały interes.Jednym z takich idealnych transporciarzy był towarzysz X.Spe-cjalnie w celu urządzenia drogi dla wydawnictw nielegalnych przyjąłon drobną posadę w jakiejś fabryczce pogranicznej.Miał on szczególnydar zjednywania sobie ludzi i przywiązywania ich do siebie, a dziękisprytowi wkrótce był na pograniczu, jak u siebie w domu.Znał wszyst-kie tajniki graniczne, wszystkie stosunki, łączące ludzi pomiędzy sobą,i raz po raz w głuchym i mało zaludnionym zakątku potrafią! sobiezdobyć pomocnika lub pomocnicę w niebezpiecznym procederze.Gdysobie wybrał kogo do pomocy, oplątywat go powoli siecią drobnychusług i grzeczności, zobowiązywał dobrocią serca, gdyż się do takichpomocników zupełnie szczerze przywiązywał.Wciągał do interesupowoli i stopniowo, nie odkrywając na razie wszystkich swych kart,tak, że gdy ofiara, jak takich ludzi żartobliwie nazywał, spostrzegła się,że jest jednym z kółek w jakimś nieznanym jej mechanizmie transpor-towym, było już pózno była zbyt oplatana misterną siecią i najczę-ściej poddawała się losowi.Zresztą, wykorzystał on całe otoczenie.Jeden nieświadomie zupeł-nie służył mu dla wyrobienia dobrej opinii wśród zielonych i u władzy,drugi bezwiednie dał się naciągnąć w chwili odpowiedniej dla osłonię-cia transportu przy przejściu granicy lub kordonu, trzeci pod pozoremprezentu zawiózł do najbliższego miasta trochę bibuły, czwarty, nakrę-cony przez niego, dowiedział się o tej lub innej tajemnicy urzędowej itak bez końca.Myśl miał wiecznie wytężoną w celu zwiększenia wy-dajności swej pracy i osłony swej roboty mrówczej przed niepożąda-nym wzrokiem argusowym nie tylko zielonych, żandarmów lub policji,lecz i plotkarzy małomiasteczkowych.Najkomiczniejszą jego ofiarą był tłusty oberżysta zakordonowy,który mu służył jako pośrednik przy otrzymywaniu bibuły z zagranicz-nych składów.Na razie, skaptowany jakimś drobnym prezencikiem,proszony był o wypisanie paru posyłek na swoje imię nie książek,broń Boże, lecz jakiejś zwyczajnej kontrabandy [ Pobierz całość w formacie PDF ]