RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Westchnąłem.Nie ma sensu sprzeczać się z ekspertem. No dobra, a masz jakiś pomysł, który mógłby okazać się skuteczny? Mam.I cisza.Obiecałem sobie solennie, że któregoś dnia nakopię mu za to do dupy. A jaki to pomysł? Odwrotność. Co proszę?Wyjaśnił mi.Zadałem kilka pytań, dostałem mniej lub bardziej zadowalają-ce odpowiedzi i zamyśliłem się głęboko nad tym, jakiego muszę użyć czaru, byosiągnąć efekty, które Daymarowi chodziło.Wyszło mi, że najlepiej będzie wy-korzystać kryształ i rozpocząć czar jak każdy inny, a potem.Przypomniałemsobie w tym momencie, że Daymar nadal pozostaje w kontakcie ze mną, a touświadomiło mi, że na początek należałoby sprecyzować pewne kwestie. Pomożesz mi?  spytałem uprzejmie.Nastąpiła chwila ciszy, nim nadeszła odpowiedz. Jasne.Jeżeli będę mógł obserwować, jak rzucasz czar.Jakoś mnie to nie zdziwiło.Westchnąłem ponownie oznajmiłem: Umowa stoi.Jak się z tobą skontaktować? Jeżeli będziesz w domu, mogęwysłać Loiosha, ale jeśli nie.?Zastanowił się, nim odpowiedział: Prawdopodobnie nie będzie mnie w domu.O każdej pełnej godzinie, zaczy-nając od dziesiątej rano, będę na kilka sekund otwarty na przekaz telepatyczny.Wystarczy? Wystarczy.Skontaktuję się, jak będę gotów. Doskonale.W takim razie do usłyszenia. Do usłyszenia, Daymar.I dziękuję. Cała przyjemność po mojej stronie.Prawdopodobnie ostatnie zdanie było prawdą, ale niepolitycznie byłoby to po-twierdzić.41 Prawie równocześnie przerwaliśmy połączenie.* * *Jakiś czas pózniej wrócił Loiosh.Zapukał w szybę, więc otworzyłem okno.Pojęcia nie mam, dlaczego od samego początku zamiast mnie wezwać telepatycz-nie, woli pukać w okno.Zamknąłem je za nim i wróciłem na fotel. Dzięki. Nie ma za co, szefie.I wróciłem do lektury.Loiosh przysiadł mi na prawym ramieniu i udawał, żeczyta razem ze mną.Może zresztą nauczył się gdzieś czytać, tylko nie uznał zastosowne poinformować mnie o tym.Byłoby to do niego podobne.Dopóki nie wiedziałem, gdzie Mellar się schował, nic więcej nie mogłem zro-bić, więc zacząłem zapoznawać się z informacjami o tym, kim był.To wypełniłomi czas do wizyty następnego gościa, kilka godzin pózniej. Rozdział czwarty Inspiracja wymaga przygotowańMój recepcjonista-sekretarz-odzwierny przez dwa lata pracy u mnie zabił trzyosoby przed drzwiami mojego biura.Jednym był zabójca, którego blef się nie po-wiódł, dwaj inni zaś niewinnymi durniami, którzy powinni mieć więcej zdrowegorozsądku i nie próbować włazić na chama.Sam zaś został zabity raz, opózniając innego zabójcę na tyle, że zdołałem bo-hatersko prysnąć przez okno.Bardzo się ucieszyłem, gdy udało się go przywrócićdo życia.Od czasu do czasu robił też za osobistą ochronę, gońca czy kogo tamKragar lub ja potrzebowaliśmy.Prawdopodobniej był najlepiej opłacanym recep-cjonistą na Dragaerze. Tego.szefie? Tak? No.Kiera przyszła. Doskonale.Wpuść ją. To Kiera Złodziejka, szefie.Jest pan pewien? Całkowicie pewien.Dzięki za troskę. Ale.dobra, szefie.Mam ją wprowadzić i uważać, co. To nie będzie konieczne  przerwałem mu, nie dodając, że i tak byłobyniewystarczające. Po prostu niech wejdzie do mojego gabinetu. Jasne.Jak szef sobie życzy.Odłożyłem papiery i wstałem w chwili, w której drzwi otworzyły się i weszłafiligranowa Dragaerianka.Z pewnym rozbawieniem przypomniałem sobie, że gdypierwszy raz się spotkaliśmy, uważałem, że jest wysoka.Cóż, miałem wtedy led-wie jedenaście lat, a i teraz Kiera była o głowę ode mnie wyższa.Tylko że terazbyłem już przyzwyczajony do różnicy wzrostu.Poruszała się z gracją i wdziękiem przywodzącym na myśl Maria.Podpłynęłado mnie i powitała pocałunkiem, który musiałby wzbudzić zazdrość Cawti, gdybyta należała do zazdrośnic.Odpowiedziałem jej równie entuzjastycznie i odsuną-łem fotel, by usiadła.43 Kiera miała twarz o ostrych rysach, ale bez charakterystycznych cech którego-kolwiek domu  było to typowe dla Jherega.Usiadła, rozejrzała się błyskawicz-nie po pokoju, rejestrując istotne szczegóły.Wiedziałem, co robi, bo sama mnietego nauczyła, inaczej nigdy bym nie zauważył.Najprawdopodobniej zresztą dlaniej i dla mnie istotne były zupełnie inne szczegóły.Uśmiechnęła się do mnie i czekała. Dzięki, że przyszłaś  powiedziałem szczerze. Miło mi  odparła miękko. Aadne biuro. Dziękuję.Jak interesy? Nie najgorzej, Vlad.Co prawda ostatnio jakoś nie miałam zleceń, ale samateż dobrze sobie radzę.A ty?Potrząsnąłem głową. W czym problem?  zaniepokoiła się. Znowu zrobiłem się pazerny. Aha, już wszystko wiem: ktoś złożył ci propozycję zbyt atrakcyjną, żebyją zignorować, tak? I okazało się, że sprawa cię przerasta. Coś w tym guście.Pokiwała głową, lecz w tym momencie Loiosh wylądował na jej ramieniu.Podrapała go pod brodą, odnawiając znajomość, i dopiero potem powiedziała: Ostatnim razem, gdy się tak stało, skończyło się pojedynkiem z magiemz Domu Athyry i to w jego własnym zamku.Takie sytuacje są niezdrowe, Vlad. Wiem.Ale pamiętaj, że wygrałem. Z pomocą. Cóż.każdemu może się przydać drobna pomoc. Każdemu  zgodziła się. I to, jak sądzę, jest powód twojego zaprosze-nia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl