RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jakoś przeboleje stratę, kochanie.Jeszcze wyjdzie mu to na dobre. Nie brzmi to zbyt współczująco. No cóż, sama widziałaś, jak Lalloree zachowywała się w stosunku do Conrada.Z Pięknym flirtowała nawet wtedy, kiedy była ropuchą.Pomyśl, co by się stało, gdybyzostała panią na Mon Chagrin, a w zamku zatrzymał się na noc jakiś piękny książę.Wojny wybuchały z mniej ważnych powodów  powiedział czarodziej trzezwo.Księżniczka milczała tym razem nieco dłużej, zanim się odezwała: Pewnie masz rację.Mimo wszystko, szkoda mi go.Mam nadzieję, że nie popad-nie w pijaństwo. Nie ma obawy, kochanie.Przed odjazdem zostawiłem mu butelkę nalewki na ba-giennym wężu.Jeden łyk tego specjału wyleczy go z ciągot do trunków.Na zawsze.Ostatni odcinek drogi zdecydowali się przejść piechotą.U końca długiego zakrętustanęli obok siebie, by spojrzeć na domek.Był to miły, zachęcający widok.Zachodzącesłońce rozpaliło złotem okna.Długie, gęstniejące cienie kładły się na trawniku i ławecz-ce, na której Kedrigern zwykł był zażywać drzemki w słoneczne popołudnia.Na wscho-dzie, oblany ostatnimi promieniami słońca, wznosił się wierzchołek Góry CichegoGromu, nadal zwieńczony śnieżną koroną.Na zachód od domu znajdowała się altana,stojąca w cieniu dwóch potężnych dębów, które rozpościerały gałęzie nad ziemią nibywielkie zielone parasole.Było to bardzo dziwne, bo kiedy ruszali w podróż wczesnąwiosną, rosło tam tylko jedno drzewo. Kochanie.czy nic się nie zmieniło?  zapytał czarodziej. Jak tu pięknie,174 Keddie.Dobrze jest wrócić do domu. Ale czy wszystko wygląda tak, jak powinno?  powtórzył. Przydałoby się wyplewić ogródek. A altana? Wygląda uroczo i przyjemnie.Te dęby. Przerwała i zmarszczyła czoło. Keddie, nie wydaje ci się, że był tylko jeden, kiedy wyjeżdżaliśmy? No właśnie. Nie było nas ledwie parę miesięcy; niemożliwe, żeby urósł tak szybko.O jej, mamnadzieję, że to nie żadne czary.Naprawdę nie jestem w nastroju do zajmowania się za-klęciami po całym dniu podróży.Marzę, żeby się wykąpać, zjeść lekką kolację i wcześniesię położyć.Nie chcę mieć nic wspólnego z żadnymi zaczarowanymi drzewami, w każ-dym razie dopóki nie wypocznę  powiedziała Księżniczka z irytacją. Zobaczmy przynajmniej, co nas czeka  powiedział Kedrigern, sięgając po meda-lion i unosząc go do oczu.Spojrzał przez Szczelinę Prawdziwej Wizji, po czym zwróciłsię do żony z uśmiechem. Nie masz się czego obawiać, najdroższa.To nasi znajomi. Nie znam żadnych drzew. To Anlorel i Gylorel.Zdaje się, że ich wyprawa skończyła się szczęśliwie.Pomachał dębom.Chociaż wieczór był bezwietrzny, wierzchołek wyższego z drzewzakołysał się w odpowiedzi.Oba dęby otoczyła korona świetlnych iskier, migoczącychwśród gałęzi niby legion robaczków świętojańskich. Witaj w domu, dobry czarodzieju!  zagrzmiał głęboki bas.Towarzyszył mudzwięk podobny do kryształowych dzwoneczków. Jaka miła niespodzianka.Pozwólcie, że wam przedstawię Księżniczkę, moją żonę.Brała udział w naszej wyprawie, ale pozostała w ukryciu. Czujemy się wielce zaszczyceni  odparł głos; dzwoneczki zadzwięczały wesoło,drobne plamki światła zatańczyły nad ich głowami. Ale co was tu sprowadza? Sądziłem, że gdy wasza wyprawa dobiegnie końca, wró-cicie do Mrocznego Boru.A właściwie, czego się dowiedzieliście? Odnalezliśmy mojego ojca.Zaklęta mgła przemieniła go w kamień  odparłGylorel, Anlorel zadzwoniła smutno.Księżniczka lekko poklepała pień ze współczuciem. Przykro nam to słyszeć  powiedziała cicho. Po tylu trudach i poszukiwa-niach. Mgła zniknęła dzień po tym, kiedy was opuściliśmy.Byliśmy pewni, że go odnaj-dziemy.Ale gdy przybyliśmy na miejsce, już nie żył  powiedział Gylorel. Jeśli przyniesie wam to jakąkolwiek pociechę, mgła zniknęła na zawsze.Keddie jązniszczył  oznajmiła Księżniczka, biorąc Kedrigerna za rękę.Powietrze rozdzwoniło się, gdy zabrzmiała odpowiedz:175  A więc naprawdę jest wielkim czarodziejem i słusznie zrobiliśmy przychodząctutaj. W jakim celu przybywacie?  zapytał Kedrigern. Szukamy mądrości. Nie jestem nauczycielem, ja tylko czaruję. Ale jesteś człowiekiem mądrym i dobrym, i wiele widziałeś.Będziemy się od cie-bie uczyć. Pochlebiasz mi.Nawet jednak największy mędrzec nie powie ci, jak być dobrymdrzewem. Musimy się dowiedzieć, jak rządzić lasem  odparł Gylorel, szeleszcząc liśćmiw podnieceniu. Nasz ojciec nie zdążył nas wyszkolić.Prosimy tylko o to, byś nam po-zwolił tu zostać.Będziemy słuchać i patrzeć, aż uznamy, że jesteśmy gotowi wrócić doMrocznego Boru. Nie sprawimy kłopotu  zadzwięczała Anlorel. Pozwólcie nam zostać, a ocie-nimy was od słońca i osłonimy od wichrów.Ptaki osiedlą się wśród naszych gałęzi i na-pełnią powietrze słodkim śpiewem i radosnymi barwami. Miło będzie mieć towarzystwo, gdybyś musiał wyjechać.Czuję się samotna, kiedyzostaję tu tylko z Ciapkiem  powiedziała Księżniczka. Zostańcie tak długo, jak chcecie, słuchajcie, patrzcie i uczcie się, czego tylko za-pragniecie  oznajmił Kedrigern, podnosząc wzrok na zieloną koronę, pochyloną nadjego głową. Dziękujemy, dobry czarodzieju, i prosimy o jeszcze jedno.Czy zezwolisz, byśmypoślubili ten piękny dąb, stojący u naszego boku? Czy to nie czarujące, Keddie? Co za piękne powitanie!  wykrzyknęłaKsiężniczka. Masz rację, najdroższa.Oczywiście, że możecie, drodzy przyjaciele.%7łyczę wamwiele szczęścia  powiedział czarodziej.Ledwo domówił te słowa, wieczorne powietrze wypełniły ciche szelesty, dzwonie-nie i skrzypienia gałęzi ocierających się o siebie w drzewnych pieszczotach.Kedrigerni Księżniczka skinęli im na pożegnanie i ruszyli w stronę domu, bardzo zadowoleni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl