[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dość! - warknął Rostów, ciągle ściskając moją rękę.- Opuścić broń.Nie jestem pewien, czy waszepistolety wypaliłyby skuteczniej niż mój, a nie potrzebujemy tu już więcej wrażeń.Agenci uspokoili się i zajęli swoje miejsca.Zauważyłam, że zrobili to tak, aby mieć dobrą pozycjęstrzelecką, gdyby to okazało się konieczne.Nie miałam nic przeciwko temu.Zamierzałam przywrócićim zdolność oddania strzału, lecz dopiero po opuszczeniu przyczepy.- A teraz powiedz mi, jak wprowadzisz mnie do obozu.- Spojrzałam Rostowowi w oczy.- Nie potrafię tego zrobić.- Potrafisz.Już wybrałeś kolejnego agenta i masz zamiar umieścić go w środku w ciągu najbliższychparu dni.Musiałam go docenić - tym razem nie pozwolił mi się zaszokować.- Nie wiem, skąd ci takie rzeczy przychodzą do głowy, ale to nie.- Musi tak być - stwierdziłam - bo w przeciwnym razie twoje szefostwo domagałoby się od ciebiejakichś działań, a tu, w twoim, jak rozumiem, centrum dowodzenia panuje spokój i cisza.%7ładnychtelefonów z żąda-niami.%7ładnego napięcia.Tak więc masz plan i właśnie jesteś w trakcie wprowadzania go w życie.Za naszymi plecami dały się słyszeć szepty agentów, a Rostów wpatrywał się we mnie posępnie, bezsłowa.- Proszę tylko o szansę - odezwałam się po chwili.-Wprowadz mnie w taki sam sposób, w jakiwprowadzasz swojego agenta.Mogłabym służyć za wsparcie i niewykluczone, że to zdecyduje osukcesie lub porażce alboo życiu lub śmierci.Proponuję pomoc.Przyjmij ją.- Tak jak powiedziałem.- Wzruszył ramionami.-Nie za bardzo wtapiasz się w otoczenie.Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się na swoim fizycznym ciele.Zabrało mi to mnóstwo energii -więcej niż mogłam sobie bezkarnie pozwolić - lecz powoli, starannie zmieniłam najpierw włosy zczarnych na krótkie, brązowe o szarawym odcieniu, a potem karnację na taką, jaką mieli ludzie w tychokolicach.Twarz przeobraziłam w twarz kobiety, która zwróciła moją uwagę wiele miesięcy temu wAlbuquerque - ani ładną, ani brzydką, zupełnie niewpadającą w oko, po prostu ją zapamiętałam zmyślą o przyszłości.Zmniejszyłam swój wzrosti zmieniłam fakturę tkanin, z których uszyto moje ubrania, w coś nijakiego, absolutnie bez stylu.Pochwili zastanowienia dodałam im szorstkości, pokryłam kurzem i brudnymi plamami i sprawiłam, żeśmierdziały starym jedzeniem, dymem i potem.Wyglądałam jak jeden z tysięcy biedaków walczących o byt, żyjących na skraju ubóstwa, którychmożna spotkać w każdym mieście.Otworzyłam oczy i spojrzałam wprost na Rostowa.- Czy teraz się wtapiam? - spytałam.Takiego mężczyznę jak on niełatwo zaskoczyć, ale tym razem niewiele brakowało - oczy miałrozszerzone, usta lekko otwarte; zamknął je gwałtownie, kiedy zauważył, że inni na niego patrzą.Aleniepotrzebnie siędenerwował.Wszyscy jego ludzie byli wytrąceni z równowagi, i to znacznie bardziej.- Powinno chyba wystarczyć - mruknął.- Możesz, no, robić to, kiedy zechcesz?Uśmiechnęłam się lekko.Nie wyobrażał sobie, ile mnie to kosztowało.Wyczerpałam niebezpieczniemoc, lecz chodziło mi właśnie o taki efekt.Uważałam, że było to warte swojej ceny.- Nie - powiedziałam krótko.- Zaufasz mi?- Nie - odparł Rostów.- Ale masz rację, że mojemu agentowi przyda się wsparcie.Nie muszę ci więćufać, tyle że akurat teraz możesz się nam cholernie przydać.- Wprowadzisz mnie.- Będę to zalecał.Mam szefów, moja panno.Kłamał.Może nie w kwestii szefów - na pewno ichmiał - ale konieczności przedstawienia im sprawy do zatwierdzenia.Raczej po prostu potrzebowałczasu na zastanowienie.Mogłam to zrozumieć i uszanować, więc skinęłam głową na zgodę.Wszyscy się wyraznie odprężyli, Rostów też.- Dobrze.Langston.- Wskazał palcem jednego z agentów.- Podaj pani kawę albo coś innego do picia.- Wodę - powiedziałam.-1 przydałoby się jakieś odosobnione miejsce, jeżeli takie macie.Wodę mi podali, ale zapewnienie prywatności okazało się bardziej problematyczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]