[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O drugiej głowie usiłowałam nie myśleć wcale.Czułam ją za plecami, była tam.Grzegorz poszedł na drugie piętro po samochód, zjechał na dół, włożył bagaże. Możliwe, że wolisz to wiedzieć powiedział ze współczuciem. Masz w bagaż-niku to pudło, nikt go nie rąbnął, niestety.Nie śmierdzi.Zgrzytnęłam zębami i był to zapewne dziwny odgłos jak na pożegnanie z mężczy-zną życia.Nie śmierdzi, zawsze to jakaś pociecha.Wyobraziłam sobie dawne czasy, kie-dy kontrole celne lubiły oglądać przewożone towary, może zajrzałyby do torby-lodówkii co by też było dalej.? Nastąpiłoby to oczywiście już na naszej granicy, bo te zachodnielekceważyły kwestię.Ciekawe, kiedy w rezultacie dotarłabym do domu, a, prawda, mamnogę, może trzymaliby mnie w więziennym szpitalu.W ostatniej chwili przeoczyłam zjazd na Korntal i dopiero po dwudziestu kilome-trach zdołałam wrócić na pierwotną trasę.Jechałam uważniej, skręciłam gdzie należy,w samym Korntalu oczywiście znów zabłądziłam i ciemno już się zrobiło, kiedy z za-przyjaznioną dziewczyną poszłam do baru na reńskie wino, bo nad Renem reńskiewino należy pić obowiązkowo.Samochód ustawiłam nie na parkingu, tylko na ulicy,przed oknem mojego pokoju i starannie włączyłam alarm.Uczciwie mówiąc, sensu to nie miało żadnego.Na jaki plaster mi były dwie głowy,obie jednakowo kłopotliwe? Niechby ukradli tę Helenę, pozbyłabym się zgryzoty, a doglin mogłam pójść i bez niej.Chociaż, z drugiej strony, jeśli próbowali odebrać, po cho-lerę w ogóle podrzucali? Przez pomyłkę.? Nie, pomyłka wątpliwa, Helena wyrazniemnie ostrzegała, słownie i korespondencyjnie, a zatem jednak dotyczyło to mnie.A,może jeszcze inaczej, ostrzec mnie chcieli, względnie zastraszyć, ale dowód rzeczowyusunąć? A otóż chała.Musiałam zapewne dostać nagłego pomieszania zmysłów, bo ni z tego, ni z owegouparłam się, że głowy nie oddam.Będę pilnować, niczym skarbu! Coś to musiało ozna-60czać, z czymś być związane, jeszcze gdyby całe zwłoki, bodaj w kawałkach, można byzrozumieć, zabójcy chcieli się ich pozbyć, usuwając mną poza granice kraju, ale frag-ment.?Przyszło mi na myśl, że może nie tylko mnie uszczęśliwili podarunkiem.Może innesamochody bezwiednie wywiozły resztę, ręce, nogi, kadłub.Paru kierowców rwie wło-sy z głowy albo już siedzi po rozmaitych pudłach, nie umiejąc wyjaśnić stanu posiada-nia, może ta Helena powysyłała listy do rozmaitych osób.? Z żalem zrezygnowałamz tego kuszącego przypuszczenia, bo jednak ostatnią pogawędkę w życiu zdołała odbyćchyba tylko ze mną, kiedy odjeżdżałam, pogotowie już wyło.Dziwne, że nie dali sobie rady z moim alarmem, nie umieli chyba trafić na właściwączęstotliwość, widocznie w Paryżu brakuje specjalistów z naszej mafii samochodowej.Zaraz, a ciekawe, co by było, gdybym w bagażniku znalazła obcą nogę.?Zastanowiłam się uczciwie.Grzegorz.? Zasadniczy element tego całego wojażu sta-nowiło spotkanie z Grzegorzem i nie ulega wątpliwości, że nie zamierzałam go spasku-dzić.Głowa, tak, z głową miałam kontakt za życia, z nogą z pewnością nie! Oburzonai zdeterminowana, wyrzuciłabym ją gdziekolwiek, do śmietnika, do rowu przy auto-stradzie, może nawet wmówiłabym w siebie, że niczego takiego nie miałam, znaleziskowymyśliłam sobie z nudów i z rzeczywistością nie ma nic wspólnego.Zapomniałabymo nim na widok Grzegorza.No, nie w Polsce oczywiście, we Francji!W Polsce z miejsca ruszyłabym do glin z samej ciekawości, co z tego wyniknie.Fajnie, ale nie znajdowałam się wtedy w Polsce.Samochód na ulicy zawył przerazliwie.Rzuciłam się do okna, widać go było dosko-nale, z niezwykłą przytomnością umysłu ustawiłam go pod latarnią.Wył i błyskał, ja-kiś facet, chyba młody, odskoczył od niego i uciekł, ale nie mogłam stwierdzić, czy usi-łował dostać się do bagażnika, czy też tylko oparł się, przechodząc.Mogłam niby zabraćpudło z głową do siebie, ale na samą myśl, że miałabym spędzić noc w tak niezwykłymtowarzystwie, zrobiło mi się trochę niedobrze.Nie, z dwojga złego już chyba lepiej po-pilnować od góry.Stojąc w oknie pokoju hotelowego i patrząc na zaparkowany po drugiej stronie ulicysamochód, zastanawiałam się, czego właściwie ci żartownisie spodziewali się po mnie.Umrę z wrażenia? Narażę się francuskim glinom? Zamkną mnie i będę z głowy.?Uznałam, że chyba tak.Ugrzęznę we Francji i nie tak zaraz wrócę do kraju.Możezresztą ugrzęznę w Niemczech, wszystko jedno, grunt, że uda się mnie pozbyć na jakiśczas.Z tego wynikało, że w kraju jestem dla kogoś szkodliwa, im pózniej wrócę, tym le-piej.Zawiodłam nadzieje, nie ruszyłam głowy, nie poszłam siedzieć.Noga.!!!Ależ tak! Uszkodzili mi tę nogę, nieruchawość zapewniona! Głupy denne, przecieżwłaśnie przez nogę wracam, gdyby nie to, głowę Heleny utknęlibyśmy zapewne w ja-61kimś porządnym zamrażalniku, mięso.o Jezu, ratunku, mięso już w osiemnastu stop-niach poniżej zera może leżeć pół roku.Pojechałabym na południe, tak jak miałam za-miar, trzy tygodnie gwarantowane.A zatem nikt znajomy, bo osoby znajome znały moje zamiary.Spróbowałam przestawić się na stronę tajemniczych sprawców, liczba zresztą obo-jętna, sprawca mógł być jeden.Co ja bym chciała osiągnąć na jego miejscu? Trudnośćsprawiał mi brak danych, nie miałam pojęcia, o co tu chodzi, baba mnie nienawidzi, niejest to przecież rozpłomieniony adorator, który morduje ludzi i robi mi dowcipy wy-łącznie dla ukojenia doznań ukochanej.Nagle poczułam, że zbyt wiele wymagam od mojej nogi, dała mi do zrozumienia,iż obciążenie przestało jej się podobać.Myśleć można także siedząc, albo nawet leżąc,wiem, jak wygląda mój samochód i nie muszę na niego patrzeć.O wczesnym poranku opuściłam hotel i ruszyłam w dalszą drogę.Kiedy w okolicy Zittau zleciało na mnie dachowe okno autobusu, uznałam, że działatu chyba jakieś fatum.Jechałam za tym autobusem, czekając, żeby zszedł mi z pasa, wy-przedzał coś wolniejszego, byłam tuż za nim i wyraznie widziałam, jak okno w dachuunosi się, otwiera szeroko, odrywa i leci prosto na mnie.Nie zdążyłam zrobić nic, pozaprzydeptaniem hamulca.Gdyby trafiło w moją przednią szybę, nie miałabym już twa-rzy, ale nie było mi przeznaczone, przyhamowanie wystarczyło.Okno grzmotnęło w as-falt tuż przede mną i trafiło mnie rykoszetem od dołu.Poczułam głuche, potężne łup-nięcie, zderzak albo opona, zwolniłam, zjechałam na prawy pas, sprawdzając zachowa-nie się samochodu, jechał normalnie, zatem nie koło, tylko zderzak.Cholerny autobus w ogóle wydarzenia nie zauważył.Skręcił na zjazd do Zittau,a okno, zapewne nieco zdefasonowane, pozostało gdzieś między pasami autostrady.Na myśl, że cudem uszłam z życiem, trochę się zdenerwowałam.Co za podróż kosz-marna, jakie jeszcze idiotyzmy mogą mi się przytrafić?! Niemożliwe, żeby to okno ktośna mnie zepchnął specjalnie, samo zleciało, ostrzeżenie z niebios czy co.? Niechżewreszcie dojadę do domu i usiądę spokojnie na tyłku, konstelacje muszą być przeciwkomnie, o co im chodzi, obraziły się za Grzegorza [ Pobierz całość w formacie PDF ]