RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Anastazja Ryksa  przeczytał. Zamężna, z domu Wieńczyk, zamieszkałaWarszawa, Sielecka trzy. Gdzie ja mieszkam, to wiem  przerwała mu gniewnie pani Ryksa. Ale gdzieMichalina, to się nijak od pana dowiedzieć nie mogę.Widzę już, że pan prawdziwy, po-wie pan wreszcie czy nie?! Powiem, dlaczego nie.W kostnicy. Gdzie.? W kostnicy.126  Co pan tu sobie głupie żarty robi.?! Nic z tego, proszę pani, taki dowcipny to ja nie jestem.Pani Kołek nie żyje, pogrze-bu jeszcze nie było, więc, wedle mojej wiedzy, w kostnicy przebywa.Anastazji Ryksie jakby na moment dech odebrało.Postąpiła dwa kroki i klapnęłaciężko na krzesło, które musiało być solidne, bo nawet pod nią bardzo nie jęknęło.Jednąręką, wspartą łokciem na stole, podtrzymała czoło, drugą przycisnęła do klatki piersio-wej. Pan.pan się nie wygłupia.? Słowo daję, nie. Pan się zaklnie!Sierżant szybko rozważył, na co też mógłby się zakląć, żeby mu dała wiarę.Na cośludzkiego.o! %7łebym emerytury nie doczekał, jak Boga kocham! O mój Jezu i Józefie święty. Sama niech pani pomyśli, inaczej co ja bym tu robił?Anastazja Ryksa pozipała chwilę w milczeniu, po czym ręką od klatki piersiowejwskazała zegar stojący w rogu pokoju. Tam  rzekła głosem nieco zdławionym  tam, na dole, Michalina koniak trzy-ma.trzymała znaczy.Pan sięgnie.On prawdziwy.Ja tak nie mogę bez niczego.Sierżant sięgnął posłusznie, znalazł napój i kieliszki, co wskazywało, że Anastazjarzeczywiście musiała być z Michaliną mocno zaprzyjazniona.Znała jej tajne skrytki.Nalał, nie żałując i sobie, przy czym ukradkiem włączył magnetofonik w kieszeni. Wróciła pani dopiero co, mówi pani  przypomniał ze współczuciem. Toskąd? Gdzie pani była? W Dreznie, u córki  odparła Anastazja odruchowo. Za Niemca poszła.A tutakie nieszczęście! Co to się stało, Jezus Mario, ona zdrowa była! Wypadek jaki? Można to i tak nazwać.Została zamordowana.Anastazji kieliszek omal z ręki nie wypadł. A mówiłam!  krzyknęła okropnym szeptem. A mówiłam, czego jej było tychswołczów się trzymać, niby to każdego ma w garści, a tu masz! Mówiłam, cicho siedzieć,a ten jej, to co? Opiekun taki, pożal się Boże, o siebie zadba, a nie o nią! Tamta rozummiała, że go puściła, a Michalina nie i nie! I gdzie on teraz, gdzie był, jak ją mordowa-li, no pytam, gdzie?! Kto?  zainteresował się szybko sierżant. Jak to kto, ten jej cały Dominik! Mówiłam, nie na jej nogi te progi, swołcze ro-sną, jedna mafia, bali się jej, a Dominik im siedzi, jak zadra w tyłku! Jeszcze więcej jegosię boją, mówiłam, gdzie jej do tych milionów, szynszyli, brylantów, a ona nic, tylko wieswoje, zawsze, jakby co, to tylko oni! A Dominik.Pan Bóg nad nimi! Pan mi naleje!127 Sierżant spełnił polecenie z takim pośpiechem, że omal butelki nie upuścił.Siebietym razem zaniedbał.Kłębowiska informacyjnego na razie nie usiłował jeszcze rozwi-kływać. Dominik co na to?  spytała Anastazja zarazem chciwie i surowo. Nic. Jak to, nic? No nic.Raczej nie mógł reagować. A to niby dlaczego? Bo już nie żył. COOO.? Nie żył.Został zamordowany wcześniej. Pan mi naleje  powiedziała Anastazja słabo po co najmniej trzech sekundachmilczenia.Niepewny, co czynić, włączyć się w ten wybuch emocji czy cicho siedzieć, sierżantprzeczekał całe pięć sekund.Anastazja, pod wpływem wstrząsu i koniaku, wyrazniepęczniała czymś twardym.Jakby wypełniało ją nie powietrze, a płynny beton. Kiedy to było?  spytała rzeczowo. Razem ich trzasnęli? Nie.Oddzielnie. Pan mi powie porządnie, bo się mogę zdenerwować.Kogo, kiedy i gdzie.I pan minaleje.Sobie też.Sierżant zaryzykował, w pełni świadom, iż, jako jednostka na służbie, popełnia wszel-kie wykroczenia, jakie tylko są możliwe w tej sytuacji.Gdyby posunął się dalej, zaha-czyłby wręcz o teren przestępstwa.Zastosował się do życzeń kariatydy, streszczając tak-że okoliczności śmiertelnego zejścia romantycznej pary.Anastazja, słuchając, uroniła łzę.Jedną tylko, więcej nie zdążyła, bo sierżant stresz-czał z całej siły. Ona go kochała  rzekła głucho. A on jej nie.Jak już kogo kochał, to tę swo-ją sukę wcześniejszą, a możliwe, że i też nie.A ja mówiłam! Znaczy co, ona go pierw-sza znalazła i zawiadomiła.no, nie byle kogo przecież, tylko jednego z tych dawniej-szych, co to wszystko mogli.Prawa dla nich nie było i dla tych terazniejszych też niema.Dominik przepadł, Michalina im jeszcze została, no, nie ma tak, żeby komu pamięćze łba wydłubać.To i łeb trzeba.Pan mi naleje. Pani znała jej znajomych. spróbował sierżant nieśmiało. Iiii tam, taka znajomość.Ja za mąż wyszłam po swojemu, bo to już zaczynałosię wszystko sypać.I Michalinie radziłam, ale ona swoje.No, starsza jestem, ileż to.?Dwadzieścia dwa lata temu, ona miała siedemnaście, a ja już dwadzieścia jeden, pięć latim usługiwałam, smród czułam.Mój mąż zwyczajny człowiek, warsztat samochodowymiał, łatwo się wyłgał.A ona ciągle w sitwie siedziała, no owszem, lecieli na nią, stano-wisko miała, zaufana sekretarka, no, a potem Dominik jej się przyplątał.128  I co? Co, co.Wszystko.A już tak prawie wychodziło, że go wreszcie złapie.Od pięciu latniby spokój, tyle że ciągle starzy znajomi koło niego się plątali, a w połowie najmarniejto ich dzieci.Albo jakie pociotki.Pan mi naleje. A ci obecni znajomi.? Znajomi, akurat.Tak się podlizywali, żeby o Dominiku czego się dowiedzieć.Michalina twarda była, jak ten kamień, a najwięcej to mógł stracić taki jeden.jaki tamjeden, ze trzech chyba.Po senatorach się to pęta, w sejmie siedzi, tu prezes, tam prezy-dent, minister, wicepremier, kto go tam wie, co jeszcze kombinował, ja się już pogubi-łam.Jakby wyszły na jaw kanty tatusia. Oni się jakoś nazywali? Co pan mnie tak głupio pyta? No dobrze, jeden ostatnimi czasy ze dwa razy był,Michalina mówiła, że Dominik przez niego najwięcej zyska.Pustułka.Nie.Pustynnikjakiś.Nie.No, tak podobnie.Bo tego Wściekleca to nawet sama za młodu znałam i le-ciał na mnie.A i tak panu powiem, że ja w tego Dominika nie wierzyłam. W jakim sensie? O, taki wielki biznesmen, interesy robi po całym świecie, artysta, bógwico,a smród mi zalatywał.Co raz to jakiś.Marcinek.nie, Mariuszek.potrzebny mu byłdo zarżnięcia, a Michalinie raz się wyrwało, że te zdjęcia to on.I te różne kombinacje ja-kieś tam, zamki nie zamki, pistolety nie pistolety, no, może inne rewolwery.Wynalazkinie wynalazki.Mariuszek wychowaniec Dominika, to mi wyznała, tak go prawie kocha,jak i ona sama, ale coś ostatnio grymasi.Pan mi naleje.Cały dalszy ciąg konwersacji sierżant Zabój zaczął sobie na wszelki wypadek zapisy-wać pod stołem, niepewny, czy magnetofonik nie wywinie mu jakiegoś głupiego nume-ru [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl