[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pięć dolców za godzinę, a jeżeli czujesz się jak prawdziwy byk, możesz dostać pokójna sześć godzin za dwadzieścia dolców.- Paznokciem palca wskazującego prawej dłoni zdrapywał coś z przednich zębów.- Szukam pokoju na kilka dni.A może i na dłużej.Grubas zmarszczył brwi i spojrzał sceptycznie na gościa, który miał dobrze ponadmetr osiemdziesiąt.- Płacę gotówką.Zaniepokojenie zniknęło z twarzy otyłego mężczyzny, kiedy zrozumiał; że nadarzamu się okazja, żeby niezle zarobić.- No tak, niedługo Boże Narodzenie, mamy spory ruch, ale może coś znajdę.Gość czekał cierpliwie, a grubas ciągnął:- Jeżeli chcesz pan zostać cały tydzień, mogę panu dać pokój za.- przerwał, udając,że oblicza właściwą sumę -.dwieście dolców.Gość zaśmiał się dziwacznie, podniósł walizkę, odwrócił się na pięcie i bez słowaruszył w kierunku drzwi.- Poczekaj pan.No, poczekaj pan! - zawołał grubas poirytowany.- Dobra, widzę, żetrudno się z panem rozmawia.Cały tydzień za sto pięćdziesiąt dolców, co pan na to?Mężczyzna pomyślał przez chwilę, a pózniej wyciągnął z portfela czterystapięćdziesiąt dolarów i położył na ladzie.- Wezmę na trzy tygodnie.Do Nowego Roku.Grubas wziął pieniądze i zaczął je liczyć z wyraznym zadowoleniem.- Jeśli chce pan naprawdę zrobić dobry interes, mogę panu dać cały miesiąc za pięćsetdolców.To świetna cena.Mężczyzna spokojnie wsunął portfel do tylnej kieszeni spodni i przyglądał się wmilczeniu grubasowi.- No, już dobrze.W porządku.- Grubas uniósł dłonie, jakby chciał zasygnalizować, żejuż daje spokój, a pózniej pchnął w kierunku gościa księgę meldunkową.- Tylko wpisz pan tunazwisko i załatwione.Mężczyzna nie poruszył się ani o milimetr.Minęło kilkanaście sekund niezręcznej ciszy.- Niech będzie - powiedział recepcjonista, rozumiejąc spojrzenie mężczyzny.- Wpiszępana jako Jima Boba, co pan na to? Będziesz pan trzecim Jimem Bobem, który tu mieszkał.-Wpisał coś do księgi meldunkowej, rzucił ją na swoje zagracone biurko i sięgnął po klucz.-Pokój 34B.Drugie piętro.Dobry pokój, od strony ulicy, jeden z naszych najlepszych.-Uśmiechnął się, pokazując brudne, poplamione nikotyną zęby.- Jeśli potrzebuje pan jakiejśrozrywki - puścił do gościa oko, tak jak do czarnoskórej dziewczyny parę minut wcześniej.-Dziewczynki, chłopcy.Sam pan rozumie.Wystarczy powiedzieć.Mogę panu załatwić.Mężczyzna już nie zwracał uwagi na to, co mówi recepcjonista.Nic więcej od niegonie potrzebował.Rozdział 72Garcia pospiesznie spojrzał na zegarek, kiedy parkował samochód przed starąkamienicą w Montebełło we wschodnim Los Angeles.Przycisnął głowę do oparcia fotela ispojrzał na pobłyskujące świąteczne lampki, które zwisały z kilku okien kamienicy.Dodawały nieco życia fasadzie z czerwonej cegły.Anna ozdobiła ich mieszkanie na parterzeimitacją śniegu, błyszczącymi niebieskimi lampkami i starą zabawką - czerwononosymreniferem, którego nos był bardziej blady niż czerwony.Zabawka jednak przypominała jejszczęśliwe dzieciństwo.Dostała ją, kiedy miała cztery lata.Garcia zadzwonił do niej z pracy, żeby powiedzieć, że dzisiaj będzie na kolację naczas, a to ostatnio w ich życiu zdarzało się rzadko.Byli razem od klasy maturalnej, a Garciatwierdził, że nie znalazłby żony, która dawałaby mu większe wsparcie.Wiedziała, że kochaswoją pracę.Widziała, jak ciężko pracuje, żeby awansować na detektywa, i jak się poświęca.Rozumiała jego upór i poświęcenie i brała je za dobrą monetę.Mimo jednak wewnętrznej siłyi wszystkiego, co Garcia jej opowiadał, Anna czasami czuła lęk.Bała się, że pewnego dniaktoś zadzwoni do niej w środku nocy i powie, że jej mąż nie przyjdzie do domu.Bała się, żeto, co Garcia widzi na co dzień, zmieni go wewnętrznie.Niezależnie od tego, jak człowiekjest silny duchem, wytrzymuje tylko tyle i ani odrobiny więcej.Psychika ludzka może znieśćpewną ilość cierpienia, potem człowiek zamyka się w sobie.Gdzieś to przeczytała i uwierzyłakażdemu słowu.Anna siedziała wygodnie na niebieskiej kanapie obitej miękkim materiałem, kiedyGarcia wszedł do salonu, niosąc piękny bukiet róż i butelkę białego wina.Spojrzała na niegoznad czytanej książki i uśmiechnęła się na powitanie.Widząc ten uśmiech, zawsze czuł, żemiękną mu kolana i serce bije szybciej.I on się do niej uśmiechnął.Uroda Anny była niekonwencjonalna, ale hipnotyczna.Jej czarne krótkie włosyuzupełniały przepięknie wykrojone migdałowe oczy i twarz w kształcie serca.Miałakremową, gładką skórę, delikatne rysy twarzy i figurę szkolnej cheerleaderki.- Kwiaty? - Odłożyła książkę na stolik do kawy i wstała.- A jaka to okazja?Garcia spojrzał na nią i Anna zauważyła przebłysk melancholii w jego oczach.- Nie ma szczególnej okazji.Po prostu zdałem sobie sprawę, że minął już jakiś czas,odkąd ostatni raz przyniosłem ci kwiaty.Wiem, że je bardzo lubisz.Wzięła z jego rąk bukiet i pocałowała go delikatnie w policzek.Przez chwilępomyślała, czyby go nie zapytać, czy wszystko w porządku, ale wiedziała, że usłyszy tę samąodpowiedz.U jej męża zawsze wszystko było w porządku.Niezależnie od tego, jakie myślikłębiły mu się w głowie, niezależnie od tego, jak ciężki miał dzień, nigdy jej tym nieniepokoił.Pamiętając o nowo nabytej niechęci Garcii do steków, Anna przygotowała słynnąlazanię swojej babci, a do posiłku idealnie pasowało pinot grigio, które Garcia przyniósłrazem z kwiatami.Na deser zjedli sałatkę owocową i lody waniliowe, a on pomógł jejposprzątać ze stołu po kolacji.W kuchni odkręcił gorącą wodę i zaczął zmywać naczynia, aAnna usiadła przy mniejszym stole, przy którym zazwyczaj jadali śniadanie, i kończyła swojewino.- Mogę cię o coś zapytać, kochanie? - rzucił od niechcenia, nie podnosząc wzrokuznad naczyń.- No pewnie.- Wierzysz, że ktoś może widzieć rzeczy, które się zdarzyły innym ludziom, chociażgo tam nie było?Zmarszczyła brwi.- Co takiego? Nie rozumiem.Garcia skończył zmywać ostatni talerz, wytarł ręce w kwiecisty ręcznik kuchenny iodwrócił się do żony.- Wiesz, niektórzy ludzie mówią, że widzą różne rzeczy.To, co się zdarzyło innym.Niekiedy nieznajomym.- Taka jakby wizja? - spytała powoli.- Tak, coś w tym rodzaju.Tak jakby sen.Anna uniosła kieliszek z winem do ust.- No wiesz, to dziwne pytanie, zwłaszcza że to nurtuje ciebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]