RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to doszli do wniosku,że cel jest wart ryzyka.Zaledwie pięciu.Pięciu spośród dwudziestu czterech.Nadal tak uważali.Bohhuah Mutdah rozpierał się - pół leżąc, a pół siedząc - na gigantycznej otomanie.Obserwował coś tak nieprawdopodobnie ohydnego, że zbierało mu się na wymioty.Na trawniku przed nim wyprawiało różne harce ponad trzysta istot, przybyłych chybaze wszystkich okolicznych światów.Bilioner zaprosił je i zatrudnił, licząc na to, że ichwidok go rozerwie.Istoty postępowały zgodnie z wydanymi przez niego szczegółowymiinstrukcjami.Mimo to Bohhuah Mutdah czuł się znudzony.Nudziło go zresztą prawie wszystko - może dlatego, że w niczym nie uczestniczyłosobiście.Prawdopodobnie czynił tak z uwagi na własne bezpieczeństwo - nawet terazotaczało go nie krępujące ruchów siłowe pole.Niewidzialna bańka miała ochraniać goprzed potencjalnymi zabójcami, którzy mogli się kryć pośród pracowników.Możliwe też,że powodem troski o bezpieczeństwo były warunki fizyczne, a szczególnie budowa ciała.Bilioner widział i przeżył niejedno, toteż wiedział o życiu o wiele za dużo.Mimo to pragnąłnadal żyć, chociaż sam nie wiedział, dlaczego.Nie wymyślono jeszcze słowa, jakim dałoby się opisać jego tuszę.Określenie BohhuahaMutdaha mianem człowieka grubego należałoby uznać za poważne niedopowiedzenie.A przecież zaledwie przed stu laty bilioner był człowiekiem mającym trochę ponaddwa metry, barczystym i długonogim.Od tego zaczynał, ale ukształtował ciało niczymgroteskową parodię monstrualnej rzezby.Był heroicznie otyły, monumentalnie otyły,kosmicznie.Gdyby mieszkał na prawdziwej planecie, obdarzonej normalnym ciążeniem, ważyłbytrzysta kilogramów - może nawet trzysta pięćdziesiąt.Nie postawił jednak stopy na takimświecie od ponad ćwierci stulecia.Obwód jego ciała na wysokości bioder przekraczałodległość, jaką mogłoby objąć dwóch dorosłych mężczyzn.Powoli, ale nieubłaganiezbliżał się do obwodu, którego objęcie wymagałoby zaproszenia trzeciego.Ręce wyglądałyjak krótkie pieńki, a nogi przypominały stożki, których szpice kończyły się absurdalniemałymi stopami.Twarz przywodziła na myśl wypełnioną łojem beczkę, w której dałobysię wyróżnić nieprawdopodobnie małe, podobne do pinesek oczy, dwie mikroskopijne jakgłówki szpilek dziurki nozdrzy i niewiarygodnie maleńkie, wręcz miniaturowe usta.W ciągu ostatnich pięciu lat bilioner nie wykonał absolutnie żadnej pracy własnymirękami.Mógł pozwolić sobie na wykorzystywanie w tym celu rąk swoich pracowników.Nie miał77 @ Lando Calrissian i Ogniowicher Oseonapojęcia, jak bardzo jest zamożny.Prawdę mówiąc, nie wie tego chyba żaden naprawdębogaty człowiek.Słyszał kiedyś, jak powiadano, że jest najbogatszą istotą w całej znanejczęści galaktyki.Wprawdzie nie był tego pewien, ale wiedział, że ani trochę go to nieobchodzi.Nie obchodziło go zresztą także nic innego - z wyjątkiem, być może, lesaju.Może to właśnie narkotyk sprawiał, że bilionerowi w ogóle zależało na życiu.Może towłaśnie tej substancji zawdzięczał, że wykazywał umiarkowane zainteresowanie dalszymżyciem.Wszystko inne: asteroida, system Oseona, galaktyka, a nawet cały wszechświat,wyglądało jak rozmyta plama.Ogniowicher, szalejący nad przezroczystą, ale solidnieopancerzoną kopułą, wydawał mu się czymś bezbarwnym, mimo iż zatrudnieni najemnicy,pokazujący na trawniku różne sztuczki, raz po raz nieruchomieli i zadzierali głowy, by zpodziwem wpatrywać się w różnobarwne niebo.Bohhuah Mutdah osiągnął taki stan nie dlatego, że był niewiarygodnie bogaty.O ilepamiętał, jeszcze kiedy był dzieckiem, wychowywanym w skromnych, normalnychwarunkach, zastanawiał się nad tym, co może oznaczać wyrażenie:  radość życia.Dziwił się, dlaczego inni czasami dokonywali niezwykłych czynów albo walczyli, byletylko utrzymać się przy życiu.Wszystkie bogactwa, jakie zgromadził w ciągu wielu lat,były niejako ubocznym efektem nie zawsze konsekwentnego robienia użytku z własnej,wyjątkowo błyskotliwej inteligencji.To właśnie owa cecha skierowała jego skromnymajątek na drogę nieuniknionego, automatycznego wzrostu.Jaka szkoda, że ta inteligencja nie pozwoliła mu na uporanie się z prawdziwym dylematem.Bohhuah Mutdah znał istoty niedorozwinięte umysłowo, które potrafiły cieszyć się życiemnieskończenie bardziej niż on.Bilioner po prostu żył - bez znaczenia, czy troszczył się oto, czy też nie - jak automat.Chociaż nie, automaty, które miał na swoje usługi, chybabardziej niż ich właściciel cieszyły się pseudożyciem, jakim obdarzyli je konstruktorzy.I właśnie na tym polegał cały problem.Na szczęście, Bohhuah Mutdah nie zawracałsobie głowy poszukiwaniami rozwiązania.A przynajmniej nie na tyle, aby musiał tym sięnadmiernie martwić.Spoglądał na niebo, obserwował sztuczki iluzjonistów.Dostrzegałbłyski, jakie rzucał wiszący na jedwabnym sznurze życiokryształ z systemu Rafy - klejnotmający wielkość pięści.Zastanawiał się nad tym, właściwie dlaczego zadał sobie tyletrudu, żeby zawiesić go na szyi.Ten filozof - bez względu na to, kim był - z pewnością miał rację.Największą tajemnicążycia było samo życie.A najwłaściwsze pytanie, jakie powinno się postawić, brzmiało: Po co zawracać sobie tym głowę?Po mięsistym, przypominającym poduszkę policzku Bohhuaha Mutdaha spłynęła samotnałza.Bilioner był jednak zbyt odrętwiały, by ją zauważyć.Nie opuszczając kryjówki, czarownik Rokur Gepta rozmyślało sztuce oszukiwania i wywodzenia w pole.Wydawało mu się ironiczne, ale zarazemoczywiste, że najpewniejsza droga do okłamania innych wiodła przez wcześniejszeokłamanie siebie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl