[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Na drugim liście był inny stempel. A, rzeczywiście.A jaki?Lewis zmarszczył brwi. Nie pamięta pan? W1. W1.Na pana miejscu nie zawracałbym sobie głowy tym drugim listem. Jak to? Widzi pan, napisałem go sam.Rozdział 17Ogrom nieszczęścia i dzikiego żalu,Który skazańca duszę tak rozdzierał,Który zaś wreszcie ten gorzki krzyk wydarł,Najlepiej chyba ja pojąłem teraz:Bo kto żył więcej nizli jednym życiem,Więcej niż raz też będzie umierać.(Oscar Wilde, Ballada o więzienu w Reading )Było ich ponad dwustu.Stanowczo za dużo.Gdyby każdy mógł mówić choć-by minutę, zebranie trwałoby dwie godziny! Acum nie zamierzał zabierać głosu.Większość delegatów stanowili starsi panowie i panie, którzy, wnioskując z uwagi pytań, jakie zadawali, co roku wypuszczali całe zastępy utalentowanych lingwi-stów, kontynuujących oxfordzką tradycję swoich nauczycieli.Czuł się zmęczony ponad pięciogodzinną jazdą poprzedniego dnia, a atmosfe-ra sztucznego intelektualizmu nie sprzyjała powstawaniu autentycznego esprit decorps.Analizując kanon tekstów literackich szóstej klasy, pani kurator cytowałaRacine a i Acum zaczął się zastanawiać, ile to ma wspólnego z problemami szkołyśredniej.Nie mógł sobie poradzić z garstką uczniów szóstej klasy, którzy na egza-minie podstawowym uzyskali wymaganą trójczynę.A zwykle i tak po powrociez wakacji zapominali wszystko, czego zdołał ich nauczyć w poprzedniej klasie.Nie wiedział, czy w innych szkołach jest inaczej i czy powinien siebie winić zataki stan rzeczy.Na szczęście popołudniowa dyskusja na temat eksperymentu Nuffielda w na-uczaniu francuskiego bardziej mu odpowiadała, bo był lepiej zaznajomiony z te-matem.Pani kurator, ciągle ilustrując swe wywody cytatami z Racine a, podkre-śliła znaczenie, jakie w nauczaniu wszystkich języków, w tym także nowożyt-nych, ma gramatyka. I gdybyśmy nie mogli czytać Racine a lub Moliera dokład-nie i bez najmniejszej pomyłki, wynikającej z błędnego tłumaczenia wówczasstraciłaby sens cała literatura i całe nasze życie.Było to pompatyczne stwierdze-nie.Wtedy podniósł się delegat z Brandford, który jednym zdaniem sprowadził na95ziemię akademicką dyskusję: Pokażcie mi ucznia, który po takiej edukacji będziepotrafił kupić w Paryżu pęczek marchewki!.Na sali zapanował zgiełk.Wstał do-stojny, starszy brodacz i stwierdził, że obecny system nauczania prowadzi do tego,że w Paryżu znalezienie drogi do pisuaru jest trudnością nie do pokonania.W taki sposób pęczek marchewek delegata z Brandford odmienił konferencję.Teraz prawie każdy z milczącej większości miał coś do powiedzenia.Nawet Acumcoś wtrącił.Ogólnie jednak nie był zadowolony masa ludzi i totalny bałagan.W takim tłumie nikt nie zauważy zniknięcia jednej osoby.Postanowił wyjechaćtego samego dnia wieczorem.Wyślizgnie się z sali konferencyjnej i zdąży przedjedenastą, gdy portier zamyka bramę.* * *O szesnastej zabrzmiał dzwonek na przerwę i skończyła się ostatnia lek-cja.Z klas wybiegli uczniowie i niczym mrówki ustalonymi ścieżkami poroz-biegali się do szatni, sal gimnastycznych, stojaków na rowery i tysiąca innychmiejsc.Nieco wolniej szli nauczyciele, przedzierając się przez zatłoczone koryta-rze w stronę pokoju nauczycielskiego.Niektórzy szli tam zapalić papierosa, innipoprawić zeszyty.Wkrótce wszyscy udadzą się do domów.Minął następny szkol-ny dzień.Baines powrócił z lekcji z czwartą klasą matematyczno- fizyczną i położyłna stole stos trzydziestu zeszytów.Zamierzał każdemu z nich poświęcić nie wię-cej niż dwadzieścia sekund, aby z całością uporać się w ciągu dziesięciu minut.Dzięki Bogu, to nie angielski lub historia, gdzie trzeba tyle czytać.Wprawnymwzrokiem przebiegał strony.Zaraz będzie miał wszystko z głowy. Pan Phillipson prosi na chwilę usłyszał głos pani Webb. Teraz? Powiedział, że jak tylko pan przyjdzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]