[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mało tego - może było tam coś, co wskazywało zakrwawionym palcem moją skromnąosobę.Wtedy uświadomiłem sobie, że muszę przeszukać jego samochód już, teraz, dopókiLear był zajęty i zanim pojawią się następni gliniarze.A że Rita wciąż patrzyła na mnie wyczekująco, powiedziałem:- To wariat.Możliwe, że nigdy nie zrozumiemy jego toku myślenia.- Wyglądała,jakby już prawie dała się przekonać, więc z myślą, że szybkie oddalenie się często bywarozstrzygającym argumentem, wskazałem ruchem głowy samochód Weissa.- Lepiejsprawdzę, czy nie zostawił czegoś ważnego.Zanim go odholują.- I okrążając maskęsamochodu Rity, podszedłem do szeroko otwartych przednich drzwi wozu Weissa.Na przednim siedzeniu były śmieci, takie jak w większości samochodów.Papierki pogumach do żucia na podłodze, butelka wody na fotelu, w popielniczce garśćdwudziestopięciocentówek na opłaty za przejazd.%7ładnych noży rzeznickich, pił do kości anibomb; w ogóle nic ciekawego.Już miałem wsunąć się głębiej i zajrzeć do schowka, kiedyzobaczyłem duży zeszyt na tylnym siedzeniu.Był to przewiązany gumką szkicownik, zktórego wystawały krawędzie kilku luznych kartek, i na jego widok głos w głębi CiemniDextera zawołał Oho!Wysiadłem i spróbowałem otworzyć tylne drzwi.Zakleszczyły się, wgniecione pozderzeniu z samochodem Rity.Ukląkłem więc na przednim siedzeniu, przechyliłem się przezoparcie i wyciągnąłem szkicownik.A że gdzieś niedaleko zawyła syrena, raz dwa wysiadłemi podszedłem do Rity z zeszytem przyciśniętym do piersi.- Co to? - spytała.- Nie wiem - odparłem.- Zobaczmy.I nie podejrzewając nic złego, zdjąłem gumkę.Jedna z luznych kartek sfrunęła naziemię i Astor rzuciła się po nią.- Dexter, wygląda zupełnie jak ty.- Niemożliwe.- Wyjąłem kartkę z jej dłoni.A jednak.Miałem przed sobą ładny, niezwykle staranny rysunek przedstawiający odpasa w górę mężczyznę w pseudoheroicznej pozie a la Rambo, dzierżącego wielki, ociekającykrwią nóż.Nie było co do tego wątpliwości.To byłem ja.27Miałem tylko kilka sekund na podziwianie swojej wspaniałej podobizny.Potem Codypowiedział Super , Rita powiedziała: Pokaż i - co uradowało mnie najbardziej -przyjechała karetka.W ogólnym zamieszaniu udało mi się ukradkiem schować portret zpowrotem do szkicownika i zaprowadzić moją rodzinkę do ratowników na krótkie, aczszczegółowe badanie.Ci zaś niechętnie przyznali, że nie wykryli żadnych obciętych kończyn,brakujących głów ani zdemolowanych narządów wewnętrznych, więc ostatecznie puścili Ritęi dzieci, udzieliwszy im na wszelki wypadek złowieszczych przestróg, na co mają uważać.Uszkodzenia samochodu Rity były głównie kosmetyczne - jeden rozbity reflektor iwgnieciony zderzak - więc zapakowałem do niego całą trójkę.Normalnie Rita zawiozłabyCody'ego i Astor na zajęcia pozaszkolne i wróciła do pracy, ale ponieważ niepisana zasadamówi, że gdy maniak napadnie na ciebie i twoje dzieci, możesz wziąć sobie wolne na resztędnia, postanowiła zabrać ich do domu, żeby tam dochodzili do siebie po przeżytej traumie.Aponieważ gdzieś wciąż czyhał Weiss, ustaliliśmy, że najlepiej będzie, jeśli do nich dołączę,żeby ich chronić.Dlatego machnąłem im ręką na znak, że mogą jechać, a sam wyruszyłem wdługą, mozolną wędrówkę do miejsca, gdzie zostawiłem swój wóz.Rwało mnie w kostce, ściekający po plecach pot drażnił ślady po ukąszeniachmrówek, więc żeby zapomnieć o bólu, zacząłem przeglądać szkicownik Weissa.Mój portretjuż przestał mnie szokować, teraz musiałem ustalić, co on oznacza - i co mówi o zamiarachWeissa.Byłem prawie pewien, że nie narysował go w roztargnieniu podczas rozmowytelefonicznej.Bo i z kim miałby rozmawiać? Jego kochanek Doncević nie żył, a swojegoserdecznego kumpla Wimbłe'a zabił osobiście.Poza tym, jak dotąd wszystko, co robił,zmierzało do jasno określonego celu, bez którego zdecydowanie mogłem się obyć.Więc ponownie obejrzałem swój portret.Był wyidealizowany, jak sądzę - o ilepamiętałem, kiedy ostatnio sprawdzałem, nie miałem takiego kaloryferka na brzuchu.Aogólne wrażenie ogromnego i radosnego zagrożenia, choć może i wiernie oddane, byłoczymś, co usilnie starałem się maskować.Musiałem jednak przyznać, że ta praca coś w sobiemiała, dość, by może nawet warto było ją oprawić.Przerzuciłem pozostałe kartki.Rysunki były bardzo ciekawe i dobre, zwłaszcza teprzedstawiające mnie.Jasne, w rzeczywistości na pewno nie prezentowałem się takszlachetnie, radośnie i drapieżnie, ale może na tym właśnie polega swoboda twórcza.I kiedyoglądałem te obrazki i zacząłem się domyślać, do czego to wszystko zmierza, uznałem, żewcale mi się to nie podoba.Bez względu na to, jak bardzo mi to pochlebiało.Wiele rysunków było projektami przyozdobienia niezidentyfikowanych ciał w duchudotychczasowej twórczości Weissa.Jeden przedstawiał kobietę o sześciu piersiach; nieprecyzował, skąd wziąć te dodatkowe.Ubrana była w ekstrawagancki kapelusz z piórami istringi, podobne kostiumy oglądaliśmy w Moulin Rouge w Paryżu.Nie zakrywał prawie nic,ale sprawiał, że wszystko wyglądało efektowniej; szczególnie intrygowały wysadzanecekinami staniki, które ledwie zasłaniały wszystkich sześć piersi.Na następnej stronie znalazłem kartkę formatu papieru listowego.Wyjąłem ją irozłożyłem.Był to wydruk rozkładu lotów linii Cubana Aviacion z Hawany do Meksyku.Rysunek wsunięty razem z nim przedstawiał człowieka w kapeluszu słomkowym, z wiosłemw ręku [ Pobierz całość w formacie PDF ]