[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skończyło się.Myśl o tym, z jakim zapałem przystępowała do tej sprawy, trochę ją peszyła.Nowa choroba! Zaśmiała się ze swojej próżności i złudzeń, co do własnych możliwości.Przeszedłszy wzdłuż Pinckney Street i minąwszy Charles Street, skierowała się ku rzece.Nie zastanawiając się co robi, zaczęła wchodzić po schodach na most Longfellowa.Ze ścian wyzierały krzykliwe napisy, więc zatrzymała się, żeby odczytać parę głupich zdań i imion bez właścicieli.Na środku mostu przystanęła, przyglądając się rzece Charles płynącej w stronę mostu Bostońskiego, ku Cambridge i Harvardowi.Kawały kry i wyzierająca spomiędzy nich woda układały się w dziwny wzór, przywodzący na myśl gigantyczny abstrakcyjny obraz.Na jednym z kawałków lodu przycupnęło w bezruchu stado mew.Nie potrafiłaby powiedzieć, co kazało jej spojrzeć w lewo, w kierunku, skąd przyszła.Stał tam mężczyzna w ciemnym płaszczu i kapeluszu.Kiedy zauważył jej wzrok, zatrzymał się i obrócił w stronę rzeki.Natychmiast zapomniała o nim, przyglądając się w zadumie płynącej wodzie.Ale po pięciu, może dziesięciu minutach stwierdziła, że mężczyzna stoi tam, gdzie stał.Palił papierosa i gapił się w rzekę, tak jak Susan nic sobie nie robiąc z padającego deszczu.Pomyślała, że oto zbieg okoliczności sprawił, iż na moście, z reguły pustym nawet przy pięknej pogodzie, stoi na zimnej lutowej plusze dwoje ludzi.Doszedłszy do końca mostu po stronie Cambridge, zeszła na nadbrzeże, kierując się ku przystani politechniki.Zrobiło jej się zimno, gdyż wilgoć przeniknęła za kołnierz jej kurtki.Drobne niedogodności zawsze działały na nią jak lekarstwo, tym razem jednak postanowiła wrócić do akademika i wziąć gorącą kąpiel.Skręciła gwałtownie, zamierzając dostać się przez most do stacji kolejki śródmiejskiej, ale zatrzymała się.O sto metrów od niej stał ten sam człowiek w ciemnym płaszczu, i wciąż gapił się na rzekę.Nie potrafiła powiedzieć, dlaczego odczuwa niepokój.Chcąc uniknąć spotkania z nieznajomym, zmieniła plany.Mogła pójść przez miasteczko uniwersyteckie i wsiąść do kolejki na stacji Kendall.Kiedy minęła Memorial Drive, spostrzegła, że mężczyzna rusza w jej kierunku.Zapewniała siebie, że głupio zaprzątać sobie głowę jakimś nieznajomym.Nie umiała wytłumaczyć, skąd się bierze ta skłonność do bezpodstawnej paniki.Uznała w końcu, że jest bardziej przygnębiona, niż sądziła.Żeby upewnić się, że nic jej nie grozi, skręciła jeszcze raz i doszła do następnej przecznicy.Starając się zachowywać naturalnie, poprawiła sznurek na paczce.Niemal natychmiast go zauważyła, ale nie skręcił za nią, a przeszedł przez ulicę i zniknął jej z oczu.Nadal jednak nie była przekonana, czy jej nie śledził, bo przecież mogła to być reakcja na jej manewr.Wspięła się po schodach i weszła do biblioteki.Tam schroniła się w damskiej toalecie, żeby przez chwilę odpocząć.W lustrze zobaczyła swoją niespokojną twarz.Przez chwilę myślała, czy nie zwrócić się do kogoś o pomoc, ale odrzuciła ten pomysł.Czy mogłaby powiedzieć cokolwiek, co nie zabrzmiałoby niedorzecznie? Poza tym czuła się już lepiej i gotowa była uznać incydent za twór swojej wyobraźni.Wychodząc z toalety panowała już nad sobą na tyle, żeby podziwiać architekturę biblioteki, nacechowaną na wskroś nowoczesnym poczuciem ładu i przestrzeni.Nie było w niej nawet odrobiny przesadnej sztuczności, tak charakterystycznej dla starych uniwersyteckich bibliotek.Fotele były obciągnięte jasnopomarańczowym płótnem, a półki i katalogi wykonano z błyszczącego dębu.I wtedy znów zobaczyła nieznajomego! Tym razem z bardzo bliska.Chociaż nie podniósł głowy znad czasopisma, które trzymał, od razu poznała, że to on.Ubrany w ciemny płaszcz, białą koszulę i biały krawat zupełnie nie pasował do tego pomieszczenia.Przyklejone do czaszki włosy lśniły zdradzając, że posmarowano je niejedną warstwą brylantyny.Twarz miał niekształtną i poznaczoną śladami po młodzieńczym trądziku.Susan weszła po schodach na półpiętro, starając się nie tracić go z oczu.Wydawało się, że jest pogrążony w lekturze.Przed wejściem do biblioteki spostrzegła, że łączy się ona z sąsiednim budynkiem, gdzie mieściły się biura oraz sale wykładowe i kręciło sporo ludzi.Kiedy dotarła tam na parter, ulżyło jej.Wyszła na ulicę i skierowała się pośpiesznie w stronę Kendall Square.Ponieważ nie znała tej okolicy, znalezienie wejścia do kolejki podziemnej zabrało jej kilka minut.Już miała zejść po schodach, kiedy zawahała się i rozejrzała.Ku jej zdziwieniu i przerażeniu człowiek w ciemnym płaszczu mijał właśnie sąsiednią przecznicę i szedł w jej kierunku.Żołądek skurczył jej się nagle, a serce przyśpieszyło rytm.Nie wiedziała, co robić.Lekki powiew i niski groźny turkot, który dobiegł od schodów, pomógł jej podjąć decyzję.Na stację wjeżdżał pociąg.Pociąg pełen ludzi.Tylko częściowo opanowując strach, zbiegła po schodach i zapuściła się w mroczny podziemny świat.Przy bramce prowadzącej na perony zatrzymała się, nerwowo grzebiąc po kieszeniach w poszukiwaniu dwudziestopięciocentówki.Była pewna, że ma ich kilka, ale jednopalcowa rękawiczka uniemożliwiała znalezienie monety.Kiedy zdjęła rękawiczkę i wyciągnęła garść drobnych, kilka pieniążków upadło i potoczyło się po betonie.Z pociągu nikt nie wysiadł.Kilka osób przyglądało się obojętnie, jak szamocze się przy wejściu na peron.Wreszcie dwadzieścia pięć centów znalazło się w automacie i Susan pchnęła bramkę, ale zrobiła to za wcześnie i blokujące wejście ramię zamiast przepuścić, dźgnęło ją w żołądek z taką siłą, że straciła dech.Puściła je i wtedy moneta poleciała dalej, zwalniając mechanizm otwierający.Za drugim razem bramka otworzyła się lekko, tak że Susan poleciała w przód i o mało co upadła.Kiedy dobiegła do pociągu, drzwi zamknęły się.- Proszę otworzyć! - krzyknęła, ale pociąg już nabierał pędu, opuszczając stację.Pobiegła za nim parę kroków, a potem jego koniec prześliznął się obok i zauważyła za szybą twarz obojętnie przypatrującego się jej konduktora.Zdyszana patrzyła, jak pociąg znika błyskawicznie w tunelu.Na stacji nie było żywej duszy.Nawet przeciwległy peron był puściuteńki.Odgłos oddalającego się pociągu ucichł zdumiewająco szybko i zastąpił go monotonny dźwięk skapujących kropel wody.Stacja Kendall, która nie należała do uczęszczanych, nie była odnowiona.Jej mozaikowe, kiedyś eleganckie ściany mogły służyć za przykład upadku, przywodziły bowiem na myśl starożytne wykopaliska.Wszystko tu było pokryte warstwą sadzy, a po peronach walały się tabuny papierów.Z sufitu zwieszały się podobne do stalaktytów sople, z których końców, jak w jakiejś wapiennej jaskini na Jukatanie, skapywały krople wilgoci.Susan wychyliła się najdalej jak mogła ponad szynami i zajrzała w tunel od strony Cambridge, mając nadzieję, że zobaczy następny pociąg.Natężała słuch, ale słyszała tylko odgłos spadających kropel.I wtedy od schodów prowadzących na peron dobiegł ją rozpoznawalny dźwięk niespiesznych kroków.Podbiegła do grubo okratowanej budki, w której zmieniano pieniądze.Była pusta.Napis informował, że jest czynna w godzinach szczytu, od 15.00 do 17.00.Odgłos kroków na schodach stał się głośniejszy i Susan wycofała się od wejścia na peron.Zawróciwszy, pobiegła aż do końca stacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]