[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poszukała wzrokiem gaśnicy i dostrzegła leżący w rogu pomieszczenia toporek strażacki.Po chwili zauważyła też rewolwer.Podniosła go, zaciekawiona — broń wydała się jej o wiele cięższa niż przypuszczała.Zacisnęła palce na zimnej, metalowej kolbie, mając wrażenie, że trzyma coś brudnego.Widziała, że Anders miał swój rewolwer, a zatem musiała to być broń Bensona.Patrzyła na nią takim wzrokiem, jakby się spodziewała, że tym sposobem dowie się czegoś o jej właścicielu.Z oddali, wzbudzając w piwnicznych korytarzach zwielokrotnione echo, doleciał odgłos czterech następujących szybko po sobie wystrzałów.Janet podeszła do wybitego okna i wyjrzała na zewnątrz.Ale nie dostrzegła i nie usłyszała niczego.To chyba koniec, przemknęło jej przez myśl.Głośniejsze trzaski sypiących się iskier spowodowały, że odwróciła się szybko.Złowiła także dziwne, rytmiczne stukanie.Dopiero po chwili spostrzegła, że to koniec taśmy na obracającej się nadal szpuli uderza w obudowę.Podeszła do czytnika i wyłączyła go.Jej uwagę przyciągnął ekran monitora, na którym bez końca pojawiało się jedno słowo:ERMINAERMINAERMINATo chyba od słowa TERMINAL, przemknęło jej przez myśl.Rozbrzmiały dwa następne strzały, tym razem nieco bliżej.Ross pomyślała ze zdumieniem, że jakimś cudem Benson jeszcze żyje i nadal ucieka.Wcisnęła się w kąt zdemolowanego pomieszczenia komputera i zastygła w bezruchu.Kolejny wystrzał, teraz już całkiem blisko.Na dźwięk zbliżających się kroków Janet przykucnęła za jedną ze stojących jeszcze szaf pamięci magnetycznej.Ta sytuacja wydała się jej komiczna: do tej pory Benson ukrywał się w sali komputera, a teraz ona musiała chować się przed nim za stojakiem z połyskującymi metalicznie panelami, jak gdyby one mogły ją w jakiś sposób ochronić.Usłyszała przyspieszony, chrapliwy oddech; odgłos kroków umilkł; drzwi sali komputera otworzyły się nagle i zaraz zamknęły z cichym trzaskiem.Ross skuliła się jeszcze bardziej, ale przez to nie mogła dostrzec, co się dzieje.W korytarzu znów rozbrzmiały szybkie kroki, ale biegnący człowiek minął pomieszczenie komputera i pognał dalej.Po chwili umilkło nawet echo i nastała cisza.Janet ponownie usłyszała świszczący oddech oraz ciche pokasływanie.Podniosła się na nogi.Harry Benson w białym stroju sanitariusza, z zakrwawioną lewą nogawką spodni, leżał na podłodze, wciskając się w kąt pod ścianą.Był zlany potem, z trudem łapał powietrze i wbijał nieruchome spojrzenie prosto przed siebie, nie bacząc na to, co się dzieje w pokoju za jego plecami.Janet nadal zaciskała palce na kolbie rewolweru, przez chwilę ogarnęło ją dziwne podniecenie.Miała bowiem okazję zakończyć to polowanie, wyciągnąć Bensona żywego.Jakimś niezwykłym zrządzeniem losu Harry nie zginął od kul policjantów i oto znów znalazła się z nim sam na sam.Tyle że teraz odczuwała radość.— Harry.Benson odwrócił głowę i zamrugał szybko, jak gdyby w pierwszej chwili nie mógł jej rozpoznać.Wreszcie na jego ustach wykwitł uśmiech.— Witam, doktor Ross.Uśmiechał się przyjaźnie.Janet ujrzała w wyobraźni siwowłosego McPhersona, który gratulował jej sprowadzenia Bensona żywego i ocalenia jego projektu.Nie wiadomo skąd przypomniała sobie też własnego ojca, który nagle poczuł się źle i musiał wyjść podczas uroczystości wręczania jej dyplomu w akademii medycznej.Czemu właśnie tamto wydarzenie odżyło teraz w jej pamięci?— Wszystko będzie w porządku.Harry — powiedziała, starając się nadać własnemu głosowi pewny, rzeczowy ton.Stała wciąż bez ruchu, nie uczyniła ani jednego kroku, aby nie spłoszyć Bensona.Patrzyła tylko na niego przez całą długość sali, ponad przewróconymi szafami pamięci magnetycznej.Harry nie odzywał się, nadal oddychał szybko, z trudem łapiąc powietrze.Wreszcie obrzucił spojrzeniem zdemolowane części komputera.— Ja to wszystko zrobiłem? — zapytał.— Czy to prawda?— Pomożemy ci, Harry — rzekła Janet, układając jednocześnie w głowie plan działania.Jeszcze dziś wieczorem trzeba było opatrzyć mu ranę postrzałową na udzie, rano zaś odłączyć mikrokomputer i przeprogramować go na inne elektrody, żeby układ zaczął funkcjonować prawidłowo.Istniała jeszcze szansa, aby zapobiec nieszczęściu, wykorzystać to wyjątkowe zrządzenie losu [ Pobierz całość w formacie PDF ]