RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dolatywały też okrzyki ludzi, po chwili na dziedziniec wysypałsię oddział zbrojnych.Marek zawrócił na pięcie i poprowadził ich arkadami z po-wrotem. Szukasz czegoś?  zapytał Chris. Tak.Drzwi. Jakich drzwi?Andre skręcił w lewo, w inne przejście prowadzące na boczny dziedziniec.Po kilku krokach znalezli wejście do głównego budynku klasztoru.Prowadziłodo jakichś mrocznych pomieszczeń, chyba magazynów.Ciasną sień oświetlałasamotna pochodnia.W jej blasku Marek odnalazł drewnianą klapę w podłodze.Podniósł ją.Schody do podziemi tonęły w mroku.Wyciągnął pochodnię z uchwy-tu na ścianie i wszyscy zeszli na dół.Chris zamknął za sobą klapę.Znalezli sięw wilgotnej, zatęchłej piwnicy.* * *Pochodnia zaskwierczała w zimnym powietrzu.W jej mętnym blasku ujrzeli289 stojące pod ścianą beczki.Byli w piwnicy na wino. Obawiam się, że żołnierze Arnauta wkrótce się tu zjawią  powiedziałMarek.Bez wahania ruszył w głąb podziemi.Kate z ociąganiem poszła za nim. Na pewno wiesz, czego szukasz?  spytała. A ty nie?Nie wiedziała.Starała się trzymać jak najbliżej Marka, w wąskim kręgu świa-tła rzucanego przez pochodnię.Dotarli do katakumb, gdzie w głębokich niszachspoczywały poowijane w całuny zwłoki.Spod strzępów materiału tu i tam wyglą-dały nagie czaszki, niektóre jeszcze z resztkami włosów, gdzie indziej rozkłada-jące się stopy czy kikuty nóg.Z kąta pod ścianą doleciał pisk szczura.Kate przeszył dreszcz.Marek prowadził dalej.Zatrzymał się nagle w prawie całkiem pustym po-mieszczeniu. Co się stało?  zapytała. Naprawdę nie poznajesz?  mruknął zdziwiony.Rozejrzała się dookoła.Byli w piwnicy, do której ruin przed kilkoma dniamispuszczała się na linie.Pod ścianą zobaczyła ten sam sarkofag jakiegoś księcia, te-raz przykryty wiekiem.Naprzeciwko stał masywny stół z surowych desek.Leżałyna nim arkusze ciemnej ceraty i sterty pergaminów przewiązanych konopnym po-wrozem.Jeden pakiet był zapakowany w ceratę.Obok ujrzeli okulary profesora. Musiał je tu wczoraj zostawić  powiedziała Kate. Widocznie ludzieOlivera zastali go przy pracy. Na to wygląda.Marek pobieżnie przejrzał pliki manuskryptów i odwinął ceratę z ostatniego.Natychmiast odnalazł wiadomość od Johnstona.Przybliżył do oczu sąsiadującyz nią pergamin, obracając go do światła pochodni. Co to jest?  zaciekawiła się Erickson.Opis jakiejś podziemnej rzeki, a poza tym.O, jest!  Wskazał notatkę namarginesie. To znaczy:  Brat Marcel ma klucz  tłumaczył, wodząc palcempo tekście. A dalej jest coś o.drzwiach czy przejściu.i wielkiej stopie. Wielkiej stopie? Nie, zaraz!  Przygryzł wargi, usiłując sobie przypomnieć, co wtedy mó-wiła Elsie. Tu chodzi o stopę giganta.Tak, stopę giganta. Giganta?  Kate spojrzała na niego podejrzliwie. Na pewno się niepomyliłeś? Tak tu jest napisane. A to?  Erickson wskazała umieszczone na końcu dwa słowa, zapisanejedno nad drugim:DESIDE290 VIVIX Pamiętam, że Elsie szukała w słowniku wyrazu vivix, ale go nie znalazła.Nic jednak nie mówiła o deside.To mi nie wygląda na łacinę.Nie są to takżesłowa oksytańskie ani starofrancuskie.Odciął sztyletem fragment innego pergaminu, wyskrobał na nim tajemniczesłowa, po czym złożył papier i wsunął do kieszeni pod dubletem. Co to może oznaczać?  spytała Kate.Marek pokręcił głową. Nie mam pojęcia. Taki dopisek na marginesie wcale nie musi zawierać ukrytego sensu.Tomoże być jakaś bzdurna rymowanka, zlepek przypadkowych liter czy coś w tymrodzaju. Wątpię. W tych czasach na pewno istniały dziecięce rymowanki. Pewnie tak, ale to nie przypomina rymowanki. Sięgnął jeszcze raz popergamin i wodząc po nim palcem, wyjaśnił:  Popatrz sama.Tu jest napisane.Transitus occultus incipit.przejście zaczyna się.prope ad capellam viridem,sive capellam mortis.w Zielonej Kaplicy zwanej też Kaplicą Zmierci, a dalej. W Zielonej Kaplicy?  powtórzyła Erickson nieswoim głosem.Marek pokiwał głową. Zgadza się, lecz nigdzie nie znalazłem wskazówki, gdzie jest ta kaplica.Westchnął. Jeśli korytarz rzeczywiście prowadzi przez ciąg wapiennych jaskiń,może się zaczynać dość daleko. Mylisz się, Andre. Dlaczego tak sądzisz? Bo wiem, gdzie jest Zielona Kaplica.* * * Była zaznaczona na mapach rekonesansowych projektu Dordogne  wy-jaśniła. To niewielkie ruiny tuż za granicą naszego terenu badań.Pamiętam, żezastanowiło mnie, dlaczego nie została objęta projektem, skoro znajduje się takblisko granicy terenu.Była opisana: chapelle vert morte, co przetłumaczyłam ja-ko  Kaplica Zielonej Zmierci.Utkwiło mi to w pamięci, bo kojarzy się z poezjąEdgara Allana Poe ego. I pamiętasz, gdzie były te ruiny? Nie bardzo.Gdzieś w lesie, jakiś kilometr na północ od Bezenac.291  To możliwe  mruknął Marek. Wybudowanie kilometrowego podziem-nego przejścia nie jest zbyt trudne.Z głębi katakumb doleciały głosy ludzi Arnauta. Wiejemy stąd.Obszedł stół i skręcił do sąsiedniego pomieszczenia, skąd prowadziły schodyna górę.Kiedy Kate widziała je ostatnio, były zawalone masą zbitej ziemi.Terazwiodły do drewnianej klapy w podłodze.Marek wbiegł po schodach i naparł na nią ramieniem.Odchyliła się lekko.Ujrzeli poszarzałe niebo zasnute kłębami dymu.Wyszli z podziemi.* * *Znalezli się w sadzie.Drzewka owocowe okryte żywą wiosenną zielenią staływ równiutkich szeregach.Pobiegli między nimi i wkrótce dotarli do klasztornegomuru.Miał cztery metry wysokości.Weszli na jego szczyt po gałęziach najbliż-szego drzewa i zeskoczyli na ziemię po drugiej stronie.Kilkadziesiąt metrów dalejna wprost zaczynał się las.Popędzili w tamtą stronę.09.57.02David Stern odsunął się od prototypu i obrzucił krytycznym spojrzeniem nie-wielki zestaw sprzętu elektronicznego, który montował i sprawdzał od pięciu go-dzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl