RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie było w tym nic dziwnego.Po dwóch czy trzechlatach nielegalnego grzebania w ziemi chciał zobaczyć, jak tosię robi, jeśli chce się pozostać w zgodzie z literą prawa.Pozatym archeolodzy mieli swoje źródła informacji, mapystanowisk, z których on zamierzał korzystać.Studia były dla niego źródłem rozczarowań.Książki wertowałz zapałem, a oglądając ryciny i plansze z zabytkami, przeliczałznaleziska na złotówki, które można by za nie dostać odkolekcjonerów.Podczas prac polowych nigdy jednak nie trafiłna zabytek naprawdę zapierający dech w piersiach.Zawszebyła to ceramika, a raczej jej luźne fragmenty, które próżnostarał się złożyć w całość, metalowe sprzączki do pasa, żelazne,a co za tym idzie skorodowane ostrogi, szklane paciorki wróżnych kolorach.Nie dałoby się ich sprzedać nawet za marnegrosze.Wyjmowanie ich z ziemi trwało całymi tygodniami, byłożmudne, wymagało drobiazgowej dokumentacji, zdjęć irysunków, które zaczął wykonywać z pewnym obrzydzeniem,robiąc dobrą minę do złej gry.Wykrywacz był szybszy, pozwalał dotrzeć do znaleziska wciągu kilku minut, określał rodzaj metalu, z jakiego zostałowykonane, jeśli taka była wola szukającego, pomijał zabytkiżelazne jako najbardziej pospolite i bezwartościowe.A wartośćhistoryczna? Śmiechu warte.Jaką wartość może miećsprzączka od pasa? Wpłynie na losy państwa? Zmieni je?Odwróci bieg dziejów?Właściwie motorem poszukiwań, którym w wolnych chwilachoddawał się z taką pasją, nie była chciwość ani chęć zysku.Jacek nie lubił marnotrawstwa, a przedmioty tkwiące odwieków w ziemi mogły się jeszcze przydać.On czerpał z nichkorzyści finansowe, a kupujący wzbogacali swoje zbiory iwszyscy byli zadowoleni.Dzięki tej działalności mógł pomócmatce i od czasu do czasu wetknąć jej do ręki większą sumę.Jedyne, co miał jej za złe, to to, że nigdy nie zapytała, w jakisposób on zarabia na życie.Gdyby to zrobiła i tak by się nieprzyznał.Zmyśliłby jakąś przejrzystą bajeczkę, by ją uspokoić itym samym jeszcze raz narazić na szwank swojeprzyzwyczajone do moralnych akrobacji sumienie.Zresztą, ktowie, może powiedziałby prawdę, by poznać jej opinię? Mógłbyulec chwilowemu nastrojowi i pierwszy raz od bardzo dawnazdobyć się na szczerość.Mijając ciche domy szarzejące w pierwszych promieniachbrzasku, Jacek westchnął, nie zdając sobie z tego sprawy.Czasem doskwierało mu własne dobre samopoczucie i świa-domość całkowitej bezkarności.Wyrzuty sumienia u różnychludzi przybierają różne formy, a hipokryzja, która na co dzieńdostarcza usprawiedliwienia, bywa męcząca, nawet jeśli tłu-maczy się potrzebą wsparcia najbliższych krewnych.Było koło południa, gdy szkolna furtka skrzypnęła ostrze-gawczo i pojawiła się w niej męska sylwetka.Krótkie włosyzalśniły w słońcu, gdy przybysz przemierzył plac przed szkołą iskierował się do wejścia.Drzwi były zamknięte na klucz, znak,że w budynku nie było żywej duszy, wszystko przebiegało więczgodnie z planem.Gość uśmiechnął się do siebie, pochylił nadrynną i z pewnością siebie człowieka, który doskonale wie,czego szuka, włożył dłoń w otwór.Klucz był na swoim miejscu,więc zabrał go ze skrytki i wsunął do zamka.Po chwili znikł wuchylonych drzwiach wiodących do ciemnego korytarza.Nie było go dwa kwadranse, może dłużej.Nie spieszył się,wiedząc, że tymczasowi mieszkańcy gmachu pracują podklasztorem i spędzą tam jeszcze przynajmniej cztery godziny.Dobrze znał ich rozkład zajęć.Wychodząc, rozejrzał się nawszelki wypadek wokół, ale przed szkołą było pusto.Uspoko-jony przekręcił klucz w zamku i z powrotem ukrył go w rynnie.Pierwszy zauważył je Marcel, a ponieważ w grupie archeolo-gów był najbardziej niedoświadczony i z podobnymi śladamijeszcze nigdy nie miał do czynienia, nie od razu zdał sobiesprawę z tego, co widzi.Gdyby nie zawadził nogą o wystającykawałek darni, być może w ogóle pozostałyby niezauważone.Po kilku dniach naruszona kostka trawy znowu wrosłaby wgrunt.Tymczasem kopnięta przez Marcela przetoczyła siękilkanaście centymetrów, pozostawiając u jego stóp płytki do-łek o równo przyciętych krawędziach.Jego okrzyk odciągnąłinnych od pracy.- Zdaje się, że mamy problem - powiedział Piotr, pochylającsię nad otworem, który Jacek o świcie wyciął saperką, a późniejpróbował zamaskować najlepiej, jak umiał, wkładając darń naswoje miejsce.- Tak wygląda stanowisko po wizycie rabusia zwykrywaczem metali, wytłumaczył odkrywcy.- Ciekawe, czy coś znalazł? - zastanowił się na głos, biorąc doręki grudkę luźniej ziemi z dna dołka.- Wygląda, jakby tutrochę podłubał.Cholera - rozzłościł się nagle - pieprzonyzłodziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl