RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Will twierdził, że wobec tego gotowi są upierać się przy swoich żądaniach póty, póki w Scottsville będzie fabryka.Rozamunda podeszła do Willa i położyła mu dłoń na ramieniu.Stała przy nim milcząco, aż skończył mówić.Pluto rad był, że przyszła: poczuł się nieswojo w Scottsville, gdyż Will mówił tak, jakby lada chwila miało tu dojść do jakichś rozruchów.— Czas się położyć, Willu — powiedziała łagodnie.— Jeżeli mamy jechać jutro rano z Miłą Jill i Plutem, to powinniśmy trochę się przespać.Już po północy.Will objął ją i pocałował w usta.Pochyliła się w jego ramiona, przymknęła oczy, a palce jej splotły się z jego palcami.— Dobrze — powiedział, podnosząc ją ze swych kolan.— Chyba już rzeczywiście czas.Pocałowała go raz jeszcze i odeszła do drzwi.Przystanęła tam na chwilę, wpół obrócona, patrząc na męża.— Chodź do łóżka, Jill — powiedziała.Weszły do sypialni znajdującej się po przeciwnej stronie sieni i zamknęły drzwi.Pluto zaczął zdejmować krawat i koszulę.Ściągnąwszy je, rozwiązał sznurowadła trzewików.Teraz był już gotów położyć się na podłodze i spać.Will przyniósł poduszkę i koc i rzucił mu je pod nogi.Potem poszedł do sypialni i także zamknął drzwi za sobą.— A gdzie ja mam spać? — zapytał i przystanąwszy na środku pokoju, patrzał, jak Jill się rozbiera.— W drugim łóżku — powiedziała Rozamunda.— No, a teraz już idź i nie przeszkadzaj Miłej Jill.Będzie tu spała ze mną.Tylko proszę cię, nie zaczynaj awantur, bo jest strasznie późno.Już po północy.Bez słowa otworzył drzwi i wszedł do przyległego pokoju.Rozebrał się i położył do łóżka.Za gorąco było, żeby spać pod przykryciem czy choćby w bieliźnie.Wyciągnął się na łóżku i przymknął oczy.Był jeszcze trochę pijany i głowa zaczynała boleć go w skroniach.Wiedział, że gdyby nie czuł się tak marnie, wstałby i zaczął wykłócać się z Rozamundą o to spanie w innym pokoju.Kiedy obie siostry rozebrały się, Rozamunda zgasiła światło i dla lepszego przewiewu pootwierała wszystkie pokoje.Will słyszał, że odmyka drzwi tego pokoju, w którym leżał, ale był nazbyt zmęczony i śpiący, aby otworzyć oczy i zawołać ją.Zbliżała się już pierwsza w nocy, kiedy wreszcie wszyscy posnęli; jedynym odgłosem w całym domu było chrapanie Pluta, śpiącego na legowisku po drugiej stronie sieni.Nad ranem Will obudził się i poszedł do kuchni napić się wody.Było teraz trochę chłodniej, ale jeszcze za gorąco, by nakryć się kołdrą.Wracając, przyjrzał się Plutowi śpiącemu na podłodze, we wnikającym przez okna, migotliwym świetle latarni ulicznych.Poszedł do sypialni i stanął nad łóżkiem, przypatrując się śpiącej Rozamundzie i Miłej Jill.Stał tak kilka minut, zupełnie rozbudzony, i spoglądał na ich białe ciała widoczne w mdłym blasku latarni z rogu ulicy.Przez chwilę zastanawiał się, czyby nie zbudzić Jill, ale zrobiło mu się trochę niedobrze, znowu wróciło pulsowanie w skroniach, więc poszedł do swego pokoju i przymknął oczy.Nie pamiętał nic aż do chwili, kiedy zbudziło go słońce, które padło na jego twarz.Była już prawie dziewiąta, a w domu panowała zupełna cisza.Rozdział 6Will, leżąc na boku, patrzał przez okno na sąsiedni żółty domek fabryczny, gdy wtem poczuł na plecach dotyk czegoś ciepłego, jak gdyby jakiś mruczący kot ocierał się o jego nagie ciało.Zupełnie wytrzeźwiony ze snu, przewrócił się na drugi bok i podniósł na łokciu.— O rany boskie! — wykrzyknął.Miła Jill usiadła na łóżku i zaczęła się z nim przekomarzać.Pociągnęła go za włosy i przesunęła ręką po twarzy, nieco za mocno, aż go zabolał nos.— Nie złość się na mnie, dobrze, Will?— Złościć się? — odparł.— Wesoło mi, jakby mnie kto połechtał.— To i mnie trochę połechtaj, Will.Spróbował ją pochwycić, ale się wyśliznęła.Zdawało mu się, iż przytrzymał ją tak mocno, że nie zdoła mu uciec.Gwałtownym ruchem złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.Jill wtuliła się w jego ramiona i poczęła całować go po piersiach, a Will roześmiał się.— Gdzie Rozamunda? — przypomniał sobie nagle.— Wyszła na miasto po szpilki do włosów.— Dawno?— Z minutkę temu.Will podniósł głowę i wyjrzał przez poręcz łóżka.— A Pluto?— Siedzi sobie na ganku.— Cholera — powiedział Will, opuszczając głowę na poduszkę.— Ten jest za leniwy, żeby wstać.Przytuliła się mocniej i opasała go ramionami.Will silnie ścisnął jej pierś.— Nie tak mocno, Will, to boli.— Jeszcze cię mocniej zaboli, nim z tobą skończę.— Najpierw mnie trochę pocałuj, Will.Bardzo to lubię.Przyciągnął ją do siebie i zaczął całować.Jill objęła go i przywarła doń całym ciałem.Wtedy pocałunki Willa stały się jeszcze zacieklejsze.— Weź mnie, Will — szepnęła błagalnie.— Proszę cię, zaraz.Przez okno sąsiedniego żółtego domku fabrycznego wychyliła się jakaś kobieta i kilkakrotnie strzepnęła o mur ścierką od kurzu, aby wytrząsnąć z niej pył i paprochy.— Weź mnie, Will.Nie mogę czekać.— Ani ty, ani ja — odparł.Ukląkł na łóżku i podniósł głowę Jill, aby wyciągnąć jej włosy spod pleców.Przesunął niżej poduszkę, a długie, kasztanowate włosy dziewczyny zwisły przez krawędź łóżka niemal aż do podłogi.Spojrzał na Jill i zauważył, że uniosła ciało tak, że prawie go dotykała.Oprzytomniał dopiero, gdy usłyszał, że Jill krzyczy mu w ucho.Nie wiedział, od jak dawna tak krzyczała.Zapamiętał się całkowicie w tym momencie pełnym rozkoszy.Po chwili podniósł głowę i spojrzał jej w twarz.Otworzyła szeroko oczy i uśmiechnęła się do niego.— Cudownie było, Will — szepnęła.— Zrób mi to jeszcze raz.Popróbował uwolnić się z jej objęć i wstać, ale go nie puszczała.Wiedział, że czeka na spełnienie swej prośby.— Will, zrób mi to jeszcze raz.— Do diabła, Jill, nie mogę tak zaraz.Znowu próbował oswobodzić się i podnieść.Jill trzymała go nieustępliwie.— A jak wrócimy do Georgii?— Jeżeli w Georgii jest równie dobrze jak w Karolinie, to na pewno tak, Jill.— W Georgii jest lepiej — uśmiechnęła się.— Niech mnie licho! — powiedział.— Mówię ci, że w Georgii jest jeszcze lepiej.— Niech będzie.A jakby nie, to cię zaraz przywiozę z powrotem do Karoliny.— Ja i tak będę dziewczyną z Georgii, nawet gdybyś mnie tu przywiózł.— Dobra, wygrałaś — rzekł.— Ale jeżeli wszystkie dziewczyny z Georgii są takie fajne jak ty, to już tam zostanę.Jill podniosła rękę i potarła ślady zębów w miejscu, gdzie ją ugryzł.Will chętnie by podniósł się i położył na brzuchu, ale wciąż nie chciała go puścić.Leżał więc bez ruchu, z przymkniętymi oczami, czując błogość w całym ciele.Wtem jak grom z jasnego nieba coś trzasnęło go straszliwie w pośladki.Will ryknął i nieomal wyskoczywszy w powietrze, przewrócił się na wznak.Oczy wyłaziły mu z orbit; nawet uderzenie pioruna nie przestraszyłoby go tak okropnie.Zanim zdołał cokolwiek wykrztusić, wzrok jego padł na stojącą przy łóżku Rozamundę.Potrząsała groźnie szczotką do włosów trzymaną w jednej ręce, drugą zaś z całej mocy usiłowała odwrócić na brzuch Miłą Jill.To jej się w końcu udało, a wtedy, nim Jill zdążyła się wyśliznąć, trzasnęła ją szybko pięć czy sześć razy z rzędu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl