[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wiesz, zawsze marzyłam o tym, żeby stać na scenie i śpiewać swojepiosenki.Chciałam tego już jako małe dziecko.Zawsze tego pragnęłam.Nawet gdybyto miała być tylko jakaś knajpa.To wcale nie musiałoby być Madison Square Garden.Wystarczyłaby jakakolwiek scena.Serenity, wyraznie tym poruszona, spojrzała na przyjaciółkę. Pewnego dnia jeszcze staniesz na scenie powiedziała ze ściśniętym gardłem.Na pewno. Ale jak? wyszeptała Madonna.Słychać było, jak przełyka łzy. Jak miałobysię to zdarzyć?Serenity milczała zakłopotana.Ona także tego nie wiedziała.Czuła się takabezradna! Bezradna& i wystraszona.To, co Madonna mówiła o Koherencji, że niezadowoli się doktorem Connerym całkiem trafiało do przekonania.Jednak, do licha ciężkiego, przecież nie można całymi dniami i nocami rozmyślaćo końcu świata!W milczeniu obierały marchew, po chwili jednak Serenity zapytała: A czy nie jest tak, że najpierw nagrywa się swoje wideo i umieszczaw Internecie? Potem ktoś je znajduje, opowiada znajomym, ci mówią swoim&znajomym i w końcu nagranie staje się słynne na cały świat, prawda? Tak.Prawda. Madonna upuściła do miski niestarannie oskrobaną marchew.Wyobraz sobie, że nawet tak zrobiłam. Serio? Masz swoje wideo? Serenity osłupiała.To zabrzmiało naprawdę fajnie. Z jaką piosenką? No, zgadnij. I co? Wszystkiego sześćdziesiąt cztery odwiedziny przez siedem miesięcy.Sześćdziesiąt cztery! A co drugie odwiedziny to moje własne, bo sprawdzałam, czyktoś napisał jakiś komentarz. Madonna westchnęła. To przecież jasne, prawda?Poszukaj hasła Madonna na YouTubie.Znajdziesz z milion filmów, ale z tą drugąMadonną.Serenity pokiwała głową.O tym nie pomyślała. Może powinnaś przybrać jakiś pseudonim artystyczny? zaproponowała pochwili zastanowienia. To nie wchodzi w rachubę z przekorą odpowiedziała Indianka. A dlaczego nie?Madonna milczała przez dłuższa chwilę, potem spojrzała na Serenity i wzruszyłaramionami. W sumie, wszystko jedno.Przecież i tak to już nie ma sensu.Kiedy Christopherowi przekazano, że Jeremiah Jones chce się z nim widziećw jakiejś ważnej sprawie, natychmiast udał się do jego namiotu.Siedział teraz nachybotliwym, składanym krzesełku i cierpliwie czekał.Jeremiah Jones był zajęty,w niewielkim notesie drobniutkim pismem spisywał swoje plany. Powiedziałeś, że możesz wysłać maile do wszystkich, którzy mają adresymailowe zaczął wreszcie. Tak powiedział Christopher. To może być całkiem dużo osób. Tak szacunkowo, ze dwa miliardy.Mniej więcej tylu jest użytkownikówInternetu. Dwa miliardy? Jones uniósł brwi. Możesz mi wytłumaczyć, jak to się robi?Jak wysłać maile do nich wszystkich?Christopherowi zawsze z trudem przychodziło objaśnianie takich rzeczy, bowiększość ludzi szybko przestawała rozumieć, o czym mówi, ale mimo to zaczął: Najlepiej wcześniej zgromadzić adresy mailowe.Można je także odgadywać, poprostu wpisywać adresy na wyczucie, ale wtedy problemem szybko stanie się dużaliczba zwrotów niedoręczonych maili.Poza tym ryzykuje się wtedy wzbudzeniepodejrzeń agentów poczty elektronicznej.Potem należałoby w możliwie jaknajwiększej liczbie komputerów uruchomić ukryte procesy, powodujące dalszerozsyłanie maili.Przy takiej ilości nie dzieje się to od razu. Umilkł, bo spojrzenieJonesa zrobiło się nieco mętne, co zdradzało, że nie do końca umie sobie to wszystkowyobrazić.Wreszcie Jones odchrząknął. Wydaje mi się, że to dosyć żmudna robota.Nic, co można załatwić szybkoi przy okazji.Christopher wzruszył ramionami. Owszem, jeśli trzeba zaczynać od zera.Wtedy jest z tym dużo roboty.Ale mogęliczyć na pomoc jednego z hakerów, który zajmuje się tym zawodowo.Jest mi coświnien.Kiedyś pomogłem mu rozgryzć zabezpieczenie dostępu do katalogu adresówmailowych w Google u. Zobaczył, że Jones się chmurzy. To chyba nie było nictakiego, prawda? Moim zdaniem taki adres mailowy nie jest czymś, co musi pozostaćtajne.Wręcz przeciwnie. Tak, tak odparł Jones zamyślony. Jasne. Czyli, że istnieją ludzie zajmującysię tym zawodowo? Rozsyłaniem spamu? To cały olbrzymi przemysł.W ten sposób można wcisnąć ludziom nawetnajwiększą bzdurę, bo jeżeli zaoferuje się ją wystarczającej liczbie osób, to zawszeznajdzie się dostatecznie dużo naiwniaków, którzy dadzą się nabrać.A wtedy sięopłaca.Jones uśmiechnął się krzywo. Rzeczywiście, na to można liczyć.Mogę zapytać, kto to? Ten haker? Znam go tylko pod imieniem Pentabyte-Man.Nigdy się nie widzieliśmy.Alewiem, że ma wszystkie potrzebne narzędzia, wszystkie listy adresów.To dla niegopięć minut roboty. I naprawdę może z tego żyć? zapytał Jones. Rocznie wysyła około czterech bilionów maili.To prawie połowa wszystkichmaili na świecie.Myślę, że z powodzeniem może z tego żyć.Jones bawił się długopisem. Dobra.Pozostaje ryzyko, że Koherencja mogła już się wziąć za tego Pentabyte-Mana. A dlaczego by miała? No, powiedziałbym, że należy do grupy wysokiego ryzyka.Po pierwsze,utrzymuje z tobą kontakt, o czym Koherencja naturalnie wie.Po drugie, i bez tego jestwyróżniającą się osobistością Internetu. Jones nadal bawił się długopisem.A nasze przedsięwzięcie powiedzie się tylko wtedy, kiedy nie dowie się o nimwcześniej Koherencja.Christopher wzruszył ramionami. Mogę to też zrobić sam.Tyle że nim zajdę aż tak daleko, to trochę potrwa.Jones pokiwał głową, wydawało się jednak, że w ogóle go nie słucha.Jegospojrzenie powędrowało gdzieś w dal, długopis w dłoni wciąż drgał, tam i powrotem,tam i z powrotem. Do jakiego stopnia masz pewność, że ta sprawa z mailami zadziała? zapytałnagle. Przepraszam, że pytam.Nie wątpię w to, że jesteś najlepszym hakeremświata.Ale taki mail na całym świecie postrzegany będzie jako spam, prawda? Czynie wyłapią go filtry odrzucające spamy, które dzisiaj ma już każdy?Christopher pokiwał głową.Niegłupie pytanie. Nad tym nie ma się żadnej kontroli.Można wiedzieć, co się wysyła, ale czy toprzyjdzie& czy zostanie przeczytane.Tego już się nie da ustalić. Na pewno nie? Hmm [ Pobierz całość w formacie PDF ]