[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jaskrawym blasku słońca jej twarz wydawała się zmizerowana i bezbarwna.O tej porannej godzinie wyglądała na swoje lata, a nawet na nieco więcej.W ciągu dnia, a był to zazwyczaj dzień siedemnastogodzinny, przeżywała regularne, zmienne fazy wyczerpania i energii; środek poranka, kiedy wykonywała pierwszą serię „wizyt" przewidzianych na ten dzień, należał do faz nużących.„Wizyty", ze względu na odległości, jakie musiała pokonywać rowerem od domu do domu, zajmowały Dorocie czas do obiadu.Każdego dnia swego życia, wyjąwszy niedziele, składała w domach parafian od sześciu do dwunastu wizyt.Zachodziła do zagraconych wnętrz, siadała na wygniecionych, prychających kurzem krzesłach, gawędząc z przepracowanymi, czerwonolicymi gospodyniami; spędzała szybko umykające półgodzinki pomagając przy naprawianiu, prasowaniu, czytała rozdziały Pisma, przewijała bandaże na „zepsutych" nogach, wyrażała współczucie cierpiącym na mdłości poranne; bawiła się w baran-baran-bęc z kwaśno pachnącymi dziećmi paćkającymi jej sukienkę na piersiach lepkimi, małymi rączkami; doradzała jak leczyć chorą aspidistrę,podpowiadała imiona dla niemowląt, wypijała niezliczone „filiżanki dobrej herbatki" - ponieważ zapracowane kobiety zawsze pragnęły ją podjąć „filiżanką dobrej herbatki" z przeparzanych bez końca imbryczków.Większość tych zajęć była głęboko zniechęcająca.Niewiele, bardzo niewiele kobiet zdawało się mieć bodaj pomysł na chrześcijańskie życie, jakie Dorota starała się pomóc im prowadzić.Niektóre z nich były wstydliwe i podejrzliwe, trwały w defensywie i wymawiały się, kiedy je pilono, by przyszły do komunii świętej; inne udawały pobożność licząc na drobne datki, jakie mogłyby wyłudzić z kościelnych sum zebranych w skarbonkach; te zaś, które chętnie ją przyjmowały, były w większości bardzo rozmowne, potrzebowały słuchacza dla swoich biadań na „postępki" mężów albo dla niekończących się opowieści o pogrzebach, o odrażających chorobach, na które umarli ich krewni.Dorota wiedziała, że chyba połowa kobiet z jej listy była w głębi duszy niewierząca w sposób tyleż mętny, co nieuświadomiony.Zmagała się z tym całymi dniami- z owym mętnym, pustym niedowiarstwem, tak powszechnym u ludzi niepiśmiennych, wobec którego wszelki argument pozostaje bezsilny.Mimo wszelkich wysiłków nigdy nie zdołała podnieść liczby regularnych komunikantów powyżej tuzina.Kobiety przyrzekały, że przystąpią do komunii, podtrzymywały obietnicę przez miesiąc albo dwa, a potem „odpadały".Szczególnie beznadziejnie sytuacja wyglądała z młodszymi.Nigdy nawet nie wstępowały do miejscowych siedzib stowarzyszeń kościelnych, które działały dla ich dobra- Dorota była honorowym sekretarzem trzech takich lig, nie wspominając już o tym, że była drużynową skautek.Liga Antyalkoholowa i Stowarzyszenie Małżeństw marniały niemal z braku członków, zaś Związek Matek działał jedynie dlatego, że mile widziano jego cotygodniowe kursy szycia, z plotkami i nieograniczonymi ilościami mocnej herbaty.Istotnie, była to robota zniechę-cająca; tak zniechęcająca, że wydawałaby się jej niekiedy wręcz daremna, gdyby nie znała znaczenia daremności - tej najsubtelniejszej broni szatana.Dorota zastukała do licho spasowanych drzwi Pitherów, spoza których sączył się przygnębiający zapach gotowanej kapusty i pomyj.Z długiego doświadczenia znała i potrafiła zawczasu rozpoznawać indywidualny zapach każdego z domostw na swojej trasie.Niektóre z zapachów były aż nadto osobliwe.Na przykład u pana Tombsa, starego, emerytowanego księgarza, który całymi dniami przelegiwał w łóżku, w zaciemnionym pokoju, wystawiając długi, upaćkany nos z binoklami, z czegoś, co mogło być futrzaną derką wielkiego formatu i wartości, zalegał zapach słonego potu i dziczyzny.Gdyby na owej futrzanej derce ktoś położył dłoń-natychmiast by się rozpadła i podskakując rozleciała na wszystkie strony [ Pobierz całość w formacie PDF ]