[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez chwilę przyglądała się swojemu odbiciu; tak, nigdy niewyglądała i nie czuła się lepiej.Prawdę mówiąc, czuła się tak dobrze, żemimo protestów doktor Harris odwołała resztę sesji.Nie potrzebowałajuż pomocy psychiatry.Od tej pory jej lekarstwem będzie miłość.Gloria wróciła do sypialni, przeszła nad dwoma leżącymi na podło-dze walizkami, zeszła po schodach.Przed drzwiami do saloniku zawa-hała się, po czym weszła do środka.Skręciła za rogiem.Oboje siedzielina kanapie.Czytali.James Ayars podniósł głowę i spojrzał na nią znadokularów do czytania.W ręku trzymał New England Journal of Medi-cine.Piękna Mary Ayars, opierając nogi na stołeczku, ze sczesanymi dotyłu i związanymi włosami, przeglądała najnowszy numer New Yorke-ra. Cześć przywitała ich córka. Dzień dobry, kochanie. Matka odłożyła magazyn. Wszystkow porządku? Tak, dziękuję.Po prostu chciałam o czymś z wami porozmawiać.Ojciec usiadł prosto. A o czym?Gloria nie była pewna, jak powinna zacząć. Wiecie, że ostatnie kilka tygodni spędzam z przyjacielem? spyta-ła wreszcie. Tak przyznała Mary.Teraz było już łatwiej. No więc byłam z mężczyzną.Z przyjacielem, tylko że on jest kimświęcej niż przyjacielem.Jakiś czas temu wyjechaliśmy na weekendw Deerfield Inn i od tego czasu spędzam z nim wszystkie noce.Gloria obserwowała rodziców.Po ojcu, jak zwykle, niczego nie moż-na było poznać, ale twarz matki wyraznie się rozpromieniła. Znalazłaś sobie miłego chłopaka? spytała z nadzieją.Córka skinęła głową. Jest kimś zupełnie wyjątkowym.Postanowiliśmy zamieszkać ra-zem. Rozumiem powiedział doktor Ayars. Kochamy się. Rozumiem powtórzył, kiwając głową. Jak się nazywa ten młody człowiek? spytała Mary z uśmiechem.Gloria odgarnęła z twarzy blond grzywę. Stan Baskin.Uśmiech znikł.Mary wyglądała tak, jakby ktoś wymierzył jej poli-czek. Co? Brat Davida, mamo.No tak, oczywiście, nie mieliście okazji sięspotkać.Przyjechał do Bostonu na pogrzeb Davida.Ty go poznałeś, tato,prawda? Akurat nie.Nie poznałem odparł rzeczowo doktor. Było tammnóstwo ludzi i panowało takie zamieszanie, że nie miałem okazji.AleLaura wspomniała, że okazał się bardzo pomocny. To prawda. Gloria spojrzała na matkę.Jej twarz zastygła w wyra-zie przerażenia.Ojciec zdjął okulary. A właściwie& jak do tego doszło?Gloria wzruszyła ramionami. Po prostu doszło.Bardzo się kochamy.Mary udało się odzyskać głos. Kochanie, jesteś pewna? Bo wiesz, zamieszkać z mężczyzną& towielki krok. Wiem, mamo.Mam trzydzieści jeden lat.Nie jestem dzieckiem.Kocham Stana.W oczach matki błysnęła panika. Glorio, sądzę, że nie powinnaś& %7łyczymy ci szczęścia przerwał jej ojciec, uciszając żonę ciężkimspojrzeniem. Jeśli ty będziesz szczęśliwa, my też będziemy.Obojętna na dezaprobatę matki, może nawet nie zdając sobie z niejsprawy, Gloria podbiegła do ojca, zarzuciła mu ręce na szyję i pocałowa-ła go mocno, a potem tak samo mocno uścisnęła matkę. Kocham was oboje! A my kochamy ciebie. James uśmiechnął się ciepło. Bardzochcielibyśmy spotkać się z tym młodym człowiekiem, najszybciej jak touznacie za stosowne.Przyprowadz go któregoś wieczoru.Na kolację. Nie& ! Mary umilkła, opanowała się. To znaczy tylko wtedy,gdy będzie wam to naprawdę odpowiadało.Nie chcemy was do nicze-go zmuszać. Do niczego mnie nie zmuszacie.To bardzo miłe zaproszenie. Doskonale zakończył rozmowę doktor. Tato, pomożesz mi znieść walizki do samochodu? Jasne.Przyjdę za sekundkę.Gloria wyszła z pokoju.James wsunął zakładkę między kartki pi-sma, powoli odłożył je na niskim stoliku, westchnął, wstał powoli i wy-chodząc, spojrzał na żonę. Sądzę, że powinniśmy poważnie porozmawiać. % % % Mówię ci, że w tym facecie jest coś dziwnego powiedział do Ear-la Robertsa Tim Daniels. Też mi odkrycie prychnął Timmy. Od wygrania konkursu rzu-tów za trzy nie powiedział do mnie nawet pięciu słów.Gracze napili się wody ze zbiorniczka w szatni i wrócili na salę.Obajbyli mokrzy od potu, a jeśli już o tym mowa, wszystkich piętnastu gra-czy w zespole Celtów było mokrych od potu.W tej chwili trwała prze-rwa w treningu i gracze rozeszli się po parkiecie, próbując odzyskać od-dech.Wszyscy oprócz jednego.Timmy padł na parkiet obok Earla. Facet nic nie mówi, tylko gra i wychodzi powiedział. Mnie to pasuje. Niby dlaczego? Bo go nie lubię.Z nim jest coś nie tak. Na przykład?Earl wzruszył ramionami. Powiedzmy sobie szczerze: Mark Seidman to wielki gracz.Podajei rzuca jak nikt w tym biznesie. Więc? Więc gdzie się, do cholery, podziewał? Jak ktoś może być tak do-bry i nie grać na uniwersytecie?Timmy obrócił się tak, by mógł obserwować rzuty Marka. Nie mam zielonego pojęcia.Clipowi chyba powiedział, że studio-wał za granicą.Jego rodzina wiele podróżowała czy coś w tym rodzaju. Ale nikt nic o nim nie słyszał upierał się przy swoim Earl.W ogóle nie odzywa się do prasy.Próbowali go skłonić, żeby im coś po-wiedział, to ich niezbyt uprzejmie spławił.Widziałeś nowego, który bysię tak zachowywał? No bo dopiero czeka go pierwszy rok w NBA,a gość już zachowuje się jak primadonna.Kto to zrozumie?Timmy skinął głową. Każdy dzieciak marzy o NBA, on jednak cały czas jest taki choler-nie smutny.Przez chwilę obaj przyglądali się rzutom Marka.Earl wytarł ręczni-kiem spoconą twarz. Jest jeszcze coś, co mnie niepokoi. Wiem, o co ci chodzi przytaknął Timmy. Zupełnie jakby umyślnie grał jak on.Mnie to wkurza.Timmy spojrzał na Earla. Eee, chyba nie o to chodzi.Jest kilku innych, rzucających w tensposób. Rzucających, tak. Kolejna piłka przemknęła przez obręcz. Alekto z nich tak trafia? % % %Laura i Serita wkroczyły do Heritage of Boston i praca w banku do-słownie zamarła.Ucichł stuk klawiszy, obróciły się głowy, wytrzeszczy-ły oczy, opadły szczęki.Mężczyzni tylko się na nie gapili.Obie kobietybyły doskonale świadome faktu, że intensywne spojrzenia wywołująu mężczyzn łzawienie.One dwie w jednym miejscu mogły każdego do-prowadzić do nieprzytomności. Gapią się na nas szepnęła Serita. A tobie w to graj. Zawsze.Przeszły przez salę obsługi klientów, kierując się do części wydzielo-nej na biura.Odprowadziły je pożądliwe spojrzenia i rozdziawione ustamężczyzn.Po chwili do uszu Laury dobiegł klekot klawiszy.Starsza sekretarka o ciemnoszarych włosach z delikatnym odcie-niem zieleni spojrzała na nie zza biurka i podejrzliwie zmrużyła oczy.Plakietka na biurku identyfikowała ją jako panią Eleanor Tansmore. Czym mogę służyć? spytała. Chciałybyśmy zobaczyć się z panem Richardem Corselem. Och, rozumiem.Czy są panie umówione? Raczej nie przyznała Laura ale wie, że przyjdziemy. Cóż, pan Corsel jest dziś bardzo zajęty [ Pobierz całość w formacie PDF ]