RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Falstad sięgnął do sakiewki.- Mam tu coś, co pozwoli nam rzucić nieco światła na tę sprawę, elfia panienko, choć sądzę, że i tak już wiem, jakiego padlinożercę schwytaliśmy!Wyciągnął niewielki przedmiot, który, odłożywszy na bok młot burzy, potarł między mięsistymi dłońmi.Kiedy to robił, przedmiot zaczął słabo świecić.Po kilku dalszych chwilach, kiedy blask nasilił się, elfka uświadomiła sobie, że jest to ja­kiś kryształ.- Prezent od nieżyjącego towarzysza - wyjaśnił Falstad.Zbliżył świecący kryształ do ich więźnia.- Zobaczymy, czy miałem rację.ano, tak myślałem!Podobnie Vereesa.Ona i krasnolud schwytali jedno z naj­mniej godnych zaufania stworzeń, jakie żyły.Goblina.- Szpiegowałeś, co? - zagrzmiał towarzysz łowczyni.- Może powinniśmy cię teraz przebić i mieć spokój!- Nie! Nie! Proszę! Ten niegodny nie jest szpiegiem! Nie jestem przyjacielem orków! Tylko wypełniałem rozkazy!- Więc co tu robisz?- Chowam się! Chowam się! Widziałem smoka jak noc! Smoki lubią zjadać gobliny, wiesz! - Brzydka, zielonkawa istota powiedziała to ostatnie, jakby każdy powinien o tym wiedzieć.Smok jak noc?- Chodzi ci o czarnego smoka? - Vereesa przyciągnęła bli­żej goblina.- Widziałeś go? Kiedy?- Niedawno! Przed zmrokiem!- Na niebie czy na ziemi?- Na ziemi! On.Falstad spojrzał na nią.- Nie możesz wierzyć słowu goblina, moja elfia damo! One nawet nie znają znaczenia słowa prawda!- Uwierzę mu, jeśli będzie w stanie odpowiedzieć na jed­no pytanie.Goblinie, czy smok był sam, a jeśli nie, to kto z nim był?- Nie chcę mówić o zjadających gobliny smokach! - za­czął, ale jedno szturchnięcie ostrzem Vereesy wywołało po­wódź słów.- Nie sam! Nie sam! Miał ze sobą innego! Może do zjedzenia, ale najpierw do rozmowy! Nie słuchałem! Chciałem tylko uciec! Nie lubię smoków i nie lubię czaro­dziejów!- Czarodziejów? - wyrzucili z siebie elfka i Falstad.Vereesa starała się nie robić sobie zbyt dużych nadziei.- Ten cza­rodziej dobrze wyglądał? Nie był ranny?- Nie.- Opisz go.Goblin wyrywał się, wierzgając swoimi chudymi rękami nogami.Łowczyni jednak nie dała się zwieść pajęczym z wyglądu kończynom.Gobliny potrafiły być śmiertelnie niebez­pieczne, posiadały siłę i spryt, które przeczyły ich niewiel­kim postaciom.- Czerwona grzywa, arogancki! Wysoki i odziany w gra­nat! Nie znam imienia! Nie słyszałem imienia!Skromny opis, ale wystarczył.Jak wielu czerwonowłosych, wysokich czarodziejów odzianych w granatowe szaty mogło tu być, szczególnie w towarzystwie Skrzydeł Śmierci?- Wygląda na to, że to twój przyjaciel - odpowiedział Falstad, chrząkając.- Wygląda na to, że rzeczywiście mia­łaś rację.- Musimy za nim pójść.- W ciemnościach? Po pierwsze, moja elfia damo, wcale nie spałaś, a po drugie, choć ciemność zapewnia nam ochro­nę, sprawia też, że cholernie trudno jest zobaczyć cokolwiek innego, nawet smoka!Mimo iż Vereesa bardzo chciała od razu kontynuować po­szukiwania, wiedziała, że krasnolud ma rację.Nie mogła jed­nak czekać do rana.Straci cenny czas.- Potrzebuję tylko paru godzin, Falstadzie.Daj mi tyle czasu i możemy ruszać.- Wciąż będzie ciemno, a gdybyś zapomniała, Skrzydła Śmierci może i jest duży, ale czarny jak noc!- Nie musimy wcale go szukać.- Uśmiechnęła się.- Wie­my przynajmniej, gdzie wylądował.to znaczy, jeden z nas wie.Oboje spojrzeli na goblina, który wyraźnie pragnął znaj­dować się gdzie indziej.- Skąd wiemy, że możemy mu zaufać? To nie plotka, że te zielone złodziejaszki są notorycznymi kłamcami!Łowczyni skierowała ostry koniuszek miecza w stronę gar­dła goblina.- Ponieważ ten tutaj będzie miał dwie możliwości.Albo pokaże nam, gdzie wylądowali Rhonin i Skrzydła Śmierci, albo potnę go na przynętę dla smoka.Falstad zaśmiał się.- Myślisz, że nawet Skrzydła Śmierci byłby w stanie stra­wić kogoś takiego jak on?Ich nieduży więzień zadrżał, a jego niepokojące żółte oczy bez źrenic rozszerzyły się ze strachu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl