RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał tylko nadzieję, że okażą się przekonujący.“Przynajmniej Kerowyn poda mu fakty dotyczące zabójstwa i zdemaskowania zabójcy” - pomyślał, kiedy dowiedział się, iż Jarim poprosił o spotkanie tę groźną kobietę.“Może również udzielić mu innych informacji.W końcu jeśli ktokolwiek w tym królestwie wie coś o agentach Imperium, to jest to Kerowyn! A wiem, że za przeoczenie tego przeklętego artysty była na siebie wściekła.Kiedy skończyła sprawdzanie ludzi i te swoje różne próby, chyba żaden agent nie przemknął się do pałacu nawet w przebraniu myszy!”Kilka dni później uzdrowiciele pozwolili Karalowi na nowo podjąć obowiązki i wrócić do komnat w pałacu.Tego dnia książę otworzył pierwsze powiedzenie rady od czasu napaści Jarima i załamania Karala.An'desha postanowił pójść na nie, gdyż Jarim już nie odnosił się wrogo do “mieszańca”.Wręcz przeciw­nie, patrzył teraz na niego z szacunkiem i lekką obawą.Wziąwszy wszystko pod uwagę, było to nawet zabawne.“Jakby nawiedzanie mnie przez avatary czyniło mnie mą­drzejszym! Jeśli czegokolwiek to dowodzi, to chyba tylko tego, że jako powolniejszy od innych potrzebuję szczególnej pomocy!”Na początku rozważał możliwość odprowadzenia Karala do pałacu, w końcu jednak zdecydował się pozwolić mu poradzić sobie samodzielnie, bez niańki.Kiedy Karal wchodził z inny­mi do komnaty, An'desha został nieco w tyle - dlatego był pierwszą osobą, która dojrzała Jarima zatrzymującego Karala w drzwiach i biorącego go na ubocze, na cichą, pośpieszną rozmowę.An'desha przesunął się szybko na miejsce, z którego mógł obserwować, co się dzieje; nie był jedyny.Kątem oka dostrzegł Talię kręcącą się dyskretnie w podobnej odległości, tak by w ra­zie potrzeby mogła pośpieszyć z pomocą.W jej ślady poszedł Mroczny Wiatr.Jeśli Karal potrzebował pomocy, by poradzić sobie z Jarimem, troje ludzi zamierzało się prześcigać w jej udzieleniu!Ale Karal nie wyglądał na szczególnie zgnębionego - w miarę jak Jarim mówił, jego twarz zmieniała wyraz od podej­rzliwości poprzez zaskoczenie aż po ulgę.Czyżby plan An'deshy podziałał?W końcu Jarim powiedział na tyle głośno, by usłyszeli go wszyscy w komnacie:- Nie rozumiem, jak możesz tak do tego podchodzić, chłop­cze - cóż, według bogów obu naszych ludów przynosi to większy wstyd mi niż tobie.- Potrząsnął głową i zdobył się na ponury półuśmiech.- Nie rozumiem umiejętności przebaczania i nigdy nie rozumiałem, ale są tacy, którzy to potrafią, a najwy­raźniej ty do nich należysz.Podobno dobrze, kiedy człowiek boży posiada ten dar.Lepiej niż wtedy, kiedy dzieje się na odwrót.Jestem zadowolony i przepraszam.Serdecznie klepnął Karala w plecy, niemal zwalając go z nóg.- Twoje przeprosiny są dowodem wielkoduszności i przyj­muję je z wdzięcznością, panie - wydobył z siebie Karal, również mówiąc na tyle głośno, by usłyszeli ich wszyscy w kom­nacie.- Nigdy nie chciałem konfliktu pomiędzy nami.Dla dobra naszych rodaków powinniśmy współpracować, a nie roz­rywać sojusz poprzez nieporozumienia.- Racja.- Jarim spojrzał na ożywione twarze obecnych i wzruszył ramionami.- Przykro mi, że byłeś chory, mam nadzieję, że czujesz się lepiej, ale czekając na ciebie, zmarnowa­liśmy już dość czasu.Zabierajmy się do pracy.Z tymi słowy poszedł na swoje miejsce, zostawiając Karala i resztę, by również usiedli.An'desha z westchnieniem podszedł do delegacji Tayledrasów.Śpiewu Ognia nie było, a Mrocznemu Wiatrowi przyda się pomoc.Wiedział, że miał rację, kiedy Sokoli Brat obdarzył go pełnym wdzięczności uśmiechem.Po drugiej stronie stołu Karal wydobywał swe papiery i pióra, jak zwykle, ale jego twarz nabrała koloru, a wyraz napięcia zniknął z niej bezpowrotnie.“Dobrze” - pomyślał An'desha z satysfakcją.Karal wciąż będzie napotykał przeszkody, gdyż niektórzy w Valdemarze nigdy nie uwierzą żadnemu Karsycie, ale teraz przynajmniej mógł pracować bez obawy prześladowania.I może jeśli Jarim zacznie traktować go z szacunkiem, inni też tak zrobią.“A teraz zabierajmy się do pracy.Magiczne burze nie będą czekać, aż zakończymy wewnętrzne spory.A zakończenie spo­rów w żaden sposób nie zbliża nas do powstrzymania burz.Czas ciągle jest przeciwko nam, a my wciąż nie znamy odpowiedzi.”ROZDZIAŁ SZÓSTYŚpiew Ognia znalazł najbardziej zaciszne miejsce w całym pałacu, miejsce, do którego nikt nie zaglądał, miejsce, w którym jego własną magię osłaniała najsilniejsza tarcza możliwa do stworzenia w Dolinie lub poza nią.Mógł tam znikać na całe godziny - i tak właśnie teraz zrobił.W pierwszej chwili nie uznałby tego miejsca za odosobnione, ale najwyraźniej nikt nie wchodził do komnaty kamienia-serca Valdemaru.Być może ludzie zbyt mocno odczuwali obecność tak wielkiej mocy; jej napór działał na człowieka jak zbyt silne światło słoneczne na odsłoniętą skórę.Śpiew Ognia lubił to uczucie, ale dla kogoś wrażliwego i nie przyzwyczajonego do tak ogromnej mocy było to zapewne niezbyt miłe.Mówiono mu, że nawet ludzie nie obdarzeni darem magicznym czuli obecność mocy w tej komnacie.Był to najsilniejszy kamień-serce, z jakim pracował; dys­ponował uśpioną mocą kamienia stworzonego przez Vanyela i włączonego do sieci oraz moc kamienia-serca k'Sheyna, którą Vanyel, teraz duch, mogący swobodniej posługiwać się takimi rodzajami energii, sprytnie ściągnął do Valdemaru.Śpiew Ognia otworzył drzwi - nie dla każdego widoczne, choć wszyscy wiedzieli, że tutaj są - i wszedł do środka, pozwalając, by zamknęły się za nim.Ta komnata była identyczna jak komnata znajdująca się bezpośrednio nad nią i od wieków używana do dalekowidzenia.Samo pomieszczenie było małe, otoczone tak wieloma osłonami, że nawet dźwięk z trudnością przenikał przez ściany.Wnętrze niemal całkowicie wypełniał okrągły kamienny stół otoczony czterema ławkami.Nad nim wisiała lampa olejowa, lecz nie było potrzeby jej zapalać.Wielka kula kryształu na środku stołu jaśniała wystarczająco mocno, by oświetlić całą komnatę.Fakt, że światło to tylko uboczny produkt mocy zgromadzonej w kamieniu, był zaskakujący.“Nigdy nie widziałem świecącego kamienia-serca.Ciekawe, czy ma to coś wspólnego z naturą kryształu? To fascynujące.”Kryształowa kula była wierzchołkiem kamienia-serca Valdemaru; wtopiono ją w blat stołu, stół z kolei łączył się z podtrzy­mującą go kolumną, ona zaś - z kamienną podłogą i skałą poniżej.Gdyby ktoś ociosał wszystko wokół, ujrzałby poje­dynczą kolumnę ze stopionego, bardzo twardego, powstałego w wielkim żarze kamienia, zwieńczoną kryształową kulą.Ko­lumna sięgała w głąb ziemi aż do miejsca, gdzie od gorąca topiły się skały.Z wyglądu przypominała najbardziej różdżkę szar­latana.Śpiew Ognia czuł się tu doskonale, jak u siebie, chociaż komnata nie miała okien i mogła wywoływać klaustrofobię.W końcu był on jedną z dwóch osób, do których od początku dostrojono kamień.Drugą była Elspeth; otrzymali ten dar, ponie­waż oboje pochodzili od herolda Vanyela Ashkevrona, który stworzył kamień-serce, a potem zabrał moc kamienia k'S'heyna, by go ożywić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl