[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Och, wiem, że masz, synu, dobrze wiem - odparła.- Ale są problemy i problemy i niekiedy różnią się rozwiązaniami.Nie chcemy, abyś zabrał się do ich rozstrzygania ze złej strony, nic więcej.Rozumiesz?Pogrążony we śnie nie rozumiał nic prócz tego, że ktoś kochający go robił wszystko, by mu pomóc, choć sam tkwił w błędzie, sam był zwodzony.- Mamo! - Nagle poczuł do nich wszystkich złość.- Naprawdę bardzo chcę, abyście chociaż starali się zrozumieć.Musicie wbić sobie do głowy, że wystawiacie mnie na niebezpieczeństwo.Ty i reszta zmarłych, tak jakbyście próbowali mnie zabić.- Och, Harry - westchnęła głęboko, wzburzona.Harry, wiedział, że wstydziła się za niego.- Jak w ogóle możesz mówić takie rzeczy, synu.Zabić ciebie? O niebiosa, nie.Próbujemy właśnie ratować ci życie.- Mamo, ja.- wyszeptał Keogh.- Haaarry.- Rozpływała się znowu w niebycie, powracała tam, gdzie jej miejsce, niewyraźna i odległa.Naraz sygnał jej mowy stał się mocniejszy.- Widzisz, synu - mówiła - nie martwimy się już więcej o ciebie w ten sposób.Nie jest już dla nas bardzo bolesne myśleć, że pewnego dnia możesz umrzeć.Wiemy, że tak się stanie, gdyż taki jest los wszystkich.A z twoją pomocą zrozumieliśmy, że śmierć nie jest tak czarna, jak sieją maluje.Ale jest jeszcze jeden stan między życiem a śmiercią, Harry.Zostaliśmy ostrzeżeni, że błąkasz się zbyt blisko niego.- Nie śmierć! - Tym razem to on zaczerpnął głęboki łyk powietrza, jako że sen gwałtownie zbliżył się do rzeczywistości.-Ostrzeżeni? Przez kogo?- Och - odpowiedziała - między zmarłymi jest wiele prawdziwych talentów, synu.Są tacy, z którymi możesz rozmawiać i im ufać, nie obawiając się ich słów, i tacy, z którymi absolutnie nigdy nie powinieneś rozmawiać! Niekiedy zdarzało ci się działać bez należytej przezorności, Harry.Tym razem.jeden.zło.zgubiony.ciemny jak.na zawsze!Jej mowa zmarłych rwała się, zanikała, gasła.Ale był pewien, że to co mówiła, było ważne.- Mamo? - zawołał za nią w zbierające się mgły sennego marzenia.- Mamo?- Haaarry! - Jej odpowiedź była najdalszym odbiciem, słabnącym i.odeszła.Coś musnęło twarz Keogha.Wzdrygnął się i podciągnął w fotelu.- Co.? - wysapał, na wpół śpiąc.- Czy to jakiś łopot? Czy coś poruszyło powietrze w pokoju?- Ciii - szepnęła Sandra ze swojego łóżka, gdzieś w ciemności.- Śniłeś.Znowu o swojej matce.Harry pamiętał, gdzie jest i co tu robi, więc wsłuchiwał się przez chwilę w ciszę i ciemność pokoju.- Nie śpisz? - zapytał po chwili.- Nie - odpowiedziała.- A chcesz, żebym spała?- Tak.Idź spać.Znowu pogrążył się w snach.Raz jeszcze poczuł ten nieznaczny podmuch powietrza.Ale sen wziął go już w swoje posiadanie.Tym razem głos przyszedł z samego serca mgły, która wylewała się z marzeń.Wilgotna i oblepiająca jak mgły, które znał z rzeczywistości.Zabrzmiał czysty głos, choć odległy.Mroczny, głęboki, z metalicznym przydźwiękiem i grobowy jak dzwon piekieł.Wychodził z mgły i wydawał się otaczać Harry'ego, napierając na jego umysł nekroskopa ze wszystkich stron.- Ach! Ulubieniec zmarłych - zaczął i Harry momentalnie go rozpoznał.- Wreszcie odnalazłem cię, wbrew nieroztropnym wysiłkom tych, którzy chronili cię od bardzo starego, bardzo nieżywego stwora.- Faethor - odpowiedział Harry.- Faethor Ferenczy!- Haaarry Keeooogh - piał tamten, a jego głos aż bulgotał.-Robisz mi wielki zaszczyt, Harry, z takim naciskiem wymawiając moje imię! Czy czuję w tobie respekt? Czy drżysz przed Potęgą, którą kiedyś przedstawiałem? A może co innego? Może strach? Jak to? Co, strach? W kimś, kto zawsze był tak nieustraszony? Powiedz mi więc: co cię tak odmieniło, synu ?- Nie synu, Faethorze - z miejsca odpowiedział Harry, w swoim dawnym duchu.- Moje imię jest czyste.Nie staraj się go zbrukać.- Achch! - Uśmiechnęła się gulgocząca, sycząca potworność w jego umyśle.- To już lepiej.Dużo lepiej jest poruszać się po znanym terrrenie.- Czego chcesz, Faethorze? - Keogh był podejrzliwy i ostrożny.- Czy podsłuchałeś zmarłych szepczących, że wpadłem w tarapaty i przychodzisz ze mnie szydzić?- Tarapaty? - Faethor udał zdumienie, nie na tyle jednak, by ukryć przebijający się sarkazm.- Ty wpadłeś w tarapaty? Czy to możliwe? Z taką ilością przyjaciół? Z nieprzeliczonymi tłumami zmarłych gotowych prowadzić cię i w każdej chwili służyć radą?Nawet we śnie Harry znał się na wampirach, także tych “nieszkodliwych”, dawno zgasłych.- Faethorze - powiedział - jestem pewien, że znasz tę sprawę aż za dobrze.Ale ponieważ pytasz, więc ci odpowiem: nie jestem już nekroskopem, za wyjątkiem snów.Rozkoszuj się więc moim położeniem ile dusza zapragnie, gdyż jest to przyjemność, która skończy się natychmiast, skoro się obudzę.- Jaka gorycz! - odparł Faethor.- A poza tym myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, ty i ja.- Przyjaciółmi? - Harry o mały włos nie wybuchnął śmiechem, ale zapanował nad tym.Pomyślał, że lepiej jednak nie prowokować niepotrzebnie wrogości żadnego z nich, nawet tak bardzo umarłego i na wieki pogrzebanego, jak Faethor.- Jak to rozumieć? Zmarli są moimi przyjaciółmi, a oni czują do ciebie odrazę!- A więc odrzucasz mnie - powiedział tamten - choć kur nie zapiał jeszcze trzy razy.- To wielkie bluźnierstwo! - krzyknął Harry i poczuł szeroki, bezwstydny uśmiech Faethora.-Ależ oczywiście.Przecież ja jestem wielkim bluźnierstwem! W oczach niektórych.- W oczach wszystkich - mówił Keogh.- W oczach samej normalności, Faethorze.Teraz zostaw mnie, jeżeli masz sobie kpić.- Jaką krótką masz pamięć! - warknął tamten.- Kiedy potrzebowałeś rady, przyszedłeś do mnie.Czy odprawiłem cię wtedy? A kto zniszczył twoich wrogów w górach?- Pomogłeś mi, ponieważ to pasowało do twoich celów, dla żadnej innej przyczyny.Towarzyszyłeś mi, żeby uderzyć Tibora i w ten sposób zemścić się po raz drugi, nawet zza grobu! Zrzuciłeś Iwana Gerenko w przepaść, ochraniając swój zamek, ponieważ to on spowodował jego zniszczenie.Nie zrobiłeś dla mnie nic.Tak naprawdę, i teraz to widzę wyraźnie, bardziej ty mnie wykorzystałeś niż ja ciebie.- Więc! - kłapnął Faethor - nie jesteś taki głupi, jak myślałem! Bez wątpienia, miałeś z tego więcej, Keogh! Ale nawet jeśli racja jest po twojej strome, to jednak musisz przyznać, że korzyść była wzajemna.Teraz Harry był już pewien, że wampir nie przybył tu, aby z niego szydzić.Chodziło o coś więcej.Faethor wyraźnie dał to do zrozumienia swoim sposobem wyrażania się, użyciem słów “wzajemna” i “korzyść”.Harry zastanowił się, czy ta obecna wymiana słów też okaże się wzajemnie korzystna? Czego ten potwór chce i, co ważniejsze, co jest gotów dać w zamian?- No, dalej, Faethorze - ponaglił go Harry.- Czego chcesz ode mnie?- Wstydź się! - zagrzmiał wampir.- Wiesz, jak lubię dobrą dyskusję: siłę przekonywania nieodpartych, logicznych argumentów, zręczną manipulację słowami, spieranie się o cenę przed dobiciem targu.Czy chcesz mi odmówić tych błahych przyjemności?- Do rzeczy, Faethorze - zniecierpliwił się Keogh.- Powiedz, czego chcesz i ile to jest dla ciebie warte.Dopiero wtedy, jeśli okaże się, że mogę to zrobić i ciągle patrzeć na siebie w lustro, możemy się targować.- Ba! - odpowiedział tamten [ Pobierz całość w formacie PDF ]