RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To najgorsza udręka, najcięższa tortura.Tym mężczyznom i wszystkim ludziom, których spotkała, samotność dotkliwie dawała się we znaki.I oni mieli poczucie, że nie liczą się dla nikogo.Aby uniknąć pokusy miłości, Maria wkładała całe serce w pisanie pamiętnika.Przychodziła do „Copacabany”, mając za oręż tylko swoje ciało i swój umysł, coraz bystrzejszy, przenikliwszy.Udało jej się przekonać samą siebie, że do Genewy i na ulicę Berneńską przywiodła ją jakaś wyższa racja.Za każdym razem, gdy wypożyczała książkę w bibliotece, upewniała się w tym przekonaniu: nikt nie napisał niczego sensownego o tych jedenastu najistotniejszych w ciągu całego dnia minutach.Może to było jej przeznaczenie: napisać o tym książkę, opowiedzieć swą historię, swoją przygodę.Tak, to było to.Przygoda.Choć to słowo dziś rzadko używane i większość ludzi wolała oglądać przygody na telewizyjnym ekranie – ona właśnie tego szukała.Dla niej przygodą były pustynie, podróż w nieznane, studia filmowe, indiańskie plemiona, lodowce, Afryka.Spodobał się jej pomysł napisania książki.Nadała jej już nawet tytuł: Jedenaście minut.Podzieliła klientów na trzy kategorie.Terminatorzy (z powodu filmu, który oglądała) – od nich czuć było alkohol już od progu, udawali, że nie widzą nikogo, przekonani, że wszyscy im się przyglądają; mało tańczyli i szli prosto do celu: hotel.Pretty Woman (od tytułu innego filmu) starali się być eleganccy, mili, czuli, jakby losy świata zależały od takiej obłudnej dobroci.Udawali, że do lokalu weszli przypadkowo podczas spaceru.Na początku byli łagodni, niepewni siebie gdy wchodzili do hotelu, ale w sumie byli bardziej wymagający od Terminatorów.I wreszcie Ojcowie chrzestni (także od filmu), którzy ciało kobiety traktowali jak towar.Ci byli najbardziej autentyczni.Tańczyli, rozmawiali, nie zostawiali napiwku, znali cenę towaru, który kupowali.Nie daliby się nigdy wciągnąć w rozmowę z kobietą, której płacili za usługi.Oni jedyni w nieuchwytny sposób pojmowali sens słowa „przygoda”.Pamiętnik Marii z dnia, gdy miała okres i nie mogła pracować:Gdyby przyszło mi dzisiaj opowiedzieć komuś o moim życiu, mogłabym to zrobić w taki sposób, że uznano by mnie za kobietę niezależną, odważną i szczęśliwą.A przecież tak wcale nie jest.Nie wolno mi wymawiać jedynego słowa ważniejszego od jedenastu minut – miłość.Przez całe życie uważałam miłość za coś w rodzaju przyzwolonego niewolnictwa.To kłamstwo: nie istnieje miłość bez wolności i na odwrót.Tylko ten, kto czuje się wolny, kocha bezgranicznie.A ten, kto kocha bezgranicznie, czuje się wolny.Dlatego wszystko, co teraz mogę przeżywać, robić, odkrywać, nie ma sensu.Mam nadzieję, że ten czas szybko minie i będę mogła na nowo podjąć poszukiwanie samej siebie, że spotkam mężczyznę, który mnie zrozumie, przez którego nie będę cierpieć.Ale cóż ja wypisuję za głupstwa? W miłości nie można się wzajemnie ranić, bo przecież każdy odpowiada za własne uczucia i nie ma prawa potępiać drugiego.Czułam się zraniona, gdy traciłam mężczyzn, których kochałam.Dziś jestem przekonana, że nikt nikogo nie traci, bo nikt nikogo nie może mieć na własność.I to jest prawdziwe przesłanie wolności: mieć najważniejszą rzecz na świecie, ale jej nie posiadać.Minęły trzy kolejne miesiące, nadeszła jesień.Od powrotu do Brazylii dzieliło Marię już tylko dziewięćdziesiąt dni.„Wszystko mija tak szybko, a zarazem tak powoli” – pomyślała, dochodząc do wniosku, że czas płynie inaczej zależnie od stanu jej ducha.Ale niezależnie od tego, jak płynie, wielka przygoda dobiegała końca.Oczywiście Maria mogła ciągnąć to dalej.Nie zapominała jednak o zasmuconym uśmiechu niewidzialnej kobiety, która towarzyszyła jej podczas spaceru wokół jeziora, ostrzegając, że sprawy nie są takie proste, jak to się mogło wydawać.Choć kusiło ją, by dalej robić to, co robiła, i przygotowana była na walkę z przeciwnościami, długie miesiące samotności sprawiły, że pojęła – oto zbliża się moment, kiedy trzeba będzie z tym skończyć.Za dziewięćdziesiąt dni powróci na brazylijską prowincję, kupi małą farmę (zarobiła więcej, niż się spodziewała), kilka krów (brazylijskich, nie szwajcarskich), weźmie rodziców pod swój dach, zatrudni dwóch pracowników i będzie prowadzić własny interes.Uważała, że miłość jest doświadczaniem prawdziwej wolności i nikt nie może posiadać na własność drugiego człowieka.Mimo to w skrytości ducha obmyślała zemstę.Gdy tylko zadomowi się jako tako na swojej farmie, uda się do miasta, do banku, gdzie pracował ów chłopak, który zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką, i wpłaci tam swoje oszczędności.„Cześć, co słychać, nie poznajesz mnie?” – zapyta ją.Maria uda, że z wielkim trudem usiłuje go sobie przypomnieć, i w końcu odpowie, że niestety, nie pamięta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl