[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karawaniarz już szacował, ile go będziekosztowała bliższa znajomość z tancerką w jej namiocie za pomostem, ale naglepojawił się nie wiadomo skąd hakimiański prorok owinięta w na poły przegni-łe łachmany łysa mumia z płonącymi jak węgle oczami który z miejsca zacząłmiotać gromy na zebranych rozpustników pożądliwie zapatrzonych w nierząd,czyniony przez upadłą siostrę naszą. Upadła siostra miała to wszystko w ba-czeniu, ale kupiec szybciutko zwinął się na bok. Niech go z tą drogą do Raju!Jeszcze rzuci jakiś urok.Baby jednak się chciało: pięć dni w drodze, nie żarty.Zresztą, co sobie zamłodu żałować! Poszukał wzrokiem dokoła siebie i.proszę bardzo, dosłow-nie tuż obok, o dziesięć kroków, znalazł obiekt poszukiwań.Na pierwszy rzut okadziewczę nie rzucało na kolana chudziutka siedemnastolatka, na dodatek ozdo-biona potężną, dobrze wyleżakowaną śliwą pod lewym okiem ale doświadczo-ne oko Khandyjczyka doceniło walory jej figury i aż się oblizał: No, to jest cośi to z czymś! A co do gęby, to jak wiadomo można ją w razie czego onucą zasło-nić. Nudzisz się, koleżanko? Spadaj obojętnie warknęła tamta; głos miała nieco ochrypły, ale przy-261jemny. Pomyliłeś się, wujku, ja nie z tego interesu. Akurat, nie z tego! Może nie dali ci dobrej ceny? Ja ci gwarantuję wszystko będzie cacy. I rechocząc, chwycił ją za rękę, niby żartując, aleza skarby świata się nie wyrwie.Dziewczyna odpowiedziała krótką wiązanką, która mogłaby wywołać rumie-niec na obliczu pirackiego kaperskiego bosmana, uwolniła jednym dokładnymruchem swoją rękę z łapy kupca i szybko cofnęła się, w zaułek między poła-tanym namiotem i krzywym straganem z trzcinowych mat.Właściwie to nie byłow tym żadnej specjalnej sztuki po prostu należy się wyrywać w stronę opuszkikciuka trzymającego człowieka ale za pierwszym razem taki numer robi niezłewrażenie i prowadzi zazwyczaj, do słusznych wniosków.Ale nie dziś: napalonykarawan-bashi, wściekły, że jakaś małoletnia szmata udaje niedotykalską, co siłrunął w zaułek między namiotami za umykającą zdobyczą.Nie minęła i minuta, gdy Khandyjczyk pojawił się ponownie na placu.Szedłteraz bardzo ostrożnie, jakby na paluszkach i, cichutko mrucząc z bólu, przyci-skał do brzucha prawą rękę, starannie chroniąc ją lewą.No, chłopie, sam sobiejesteś winien, co tu jeszcze powiedzieć.Dla każdego opera DSD wybicie zestawu kciuka sięgającej do niego ręki to jak splunąć.Każdy ci to zrobi, nawetżółtodziób a dziewczyna nowicjuszką nie była.Nieco pózniej Fea, bo pod ta-kim imieniem znali ją koledzy z departamentu, wróciła do swego sektora placu,jednakże pechowy karawan-bashi raczej by już jej nie poznał, nawet gdyby zde-rzyli się nosami: dziwka zniknęła, a zamiast niej pojawił się chłopiec-nosiwoda,obdarty i umorusany, ale bez śladu sińca pod okiem a wszak uwagę obserwa-tora zazwyczaj przyciągają takie właśnie cechy.Należy zauważyć, że wróciłana swój posterunek, akurat na czas: ślepy żebrak, siedzący tuż przy wjezdzie nagroblę, posępnie zawył: Wspomóżcie, kto jak może, ludzie dobrzy! zamiast po-przedniego: Ludzie dobrzy, wspomóżcie, kto jak może! co oznaczało sygnał: Do mnie!Cechy orientacyjne poszukiwanego Z północy, szatyn, sześć stóp wzrostu,oczy szare, trzydzieści dwa lata, ale wygląda młodziej, kuleje na prawą nogę. Fea oczywiście znała na pamięć, choć tym razem była zaprzęgnięta do opera-cji tylko jako zabezpieczenie, bezpośrednio podległe jednemu z rozpoznającychślepemu żebrakowi.O tym, że owym żebrakiem jest sam pierwszy zastępca DSDwe własnej osobie, Fea nawet nie podejrzewała jak również tego, że Jakuzzizostał wczoraj uprzedzony z całą stanowczością, że jeśli pomysł z obławą na Tan-gorna nie zostanie zrealizowany w ciągu najbliższych trzech dni, to nie uda mu sięwykręcić rezygnacją z munduru.Tnąc więc powietrze swym dzwięcznym: Akomu wody, zimnej wody z lodem?! , dziewczyna zręcznie wkręciła się w tłum,usiłując z marszu odgadnąć, kto mianowicie ściągnął na siebie uwagę dowódcy.Na groblę akurat wjeżdżał wóz z workami i, sądząc z wyglądu, była to kuku-rydza.Parę mułów prowadził na postronku wysoki i szczupły, dwudziestoośmio-,262może trzydziestoletni góral, a odległość między jego malinowym fezem a brukiemwynosiła dokładnie sześć stóp.Co do reszty.Nawet jeśli pominąć chromanie,które mogło być taką samą przyciągającą jak jej siniec, cechą, to oczy miał zgołanie szare.Worki.worki to poważne, i właśnie z tego powodu baron z tego nieskorzysta.Przeskoczyć groblę w beczce, czy rulonie dywanu to kuszący ruch, aletak już zajeżdżony , banalny i wielokrotnie wyśmiany, że właśnie ta operetko-wość może skusić skłonnego do paradoksalnych decyzji Tangorna.Dlatego wła-śnie celnicy dziś pracują podwójnie starannie.Puszczono między nich plotkę, że,aby ukrócić łapownictwo, incognito pracują dziś na grobli specjalni inspektorzyze Skarbu.Wszystkie natomiast powozy wieśniaków, poruszające się z powoduremontu bruku straszliwie wolno, kontroluje specjalnie wyszkolony pies.Postawiwszy w ten sposób krzyżyk i na workach i na ich właścicielu, sokolespojrzenie Fei przemknęło po wcinającym się w kolejkę przy akompaniamenciekrzyków w stylu: Uwaga! Prawa wolna bykowca chcesz skosztować?! od-dziale konnych żandarmów i ich połowu sześciu skutych parami górali i,przekonawszy się, że i tu panuje ład i porządek, przeniosła spojrzenie na innyobiekt.Ach to!Pątnicy-hakimianie, wracający do miasta po Shawar-Shawanie tradycyjnejtrzytygodniowej pielgrzymce do jednej ze swych górskich świątyń.Ze trzydzie-stu ludzi twarze na znak pokory mieli zakryte kapturami włosiennic, a niemalpołowa z nich to apoplektycy i kalecy, w tym też kulawi.Naprawdę, wspaniałamaska.Nawet gdyby się udało rozpoznać barona, co i tak jest nierealne, to jakgo wywlec z tłumu pątników? Siłą, wydając polecenie ekipie remontującej dro-gę? Powstanie takie zamieszanie, że strach pomyśleć, a jutro w ogóle może dojśćw mieście do rzezi między hakimianami i arkanami [ Pobierz całość w formacie PDF ]