RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On też się uśmiechnął; Talia miała rację, łączyło ich sporo, choć pochodzili z zupełnie innych środowisk.Dotąd An'desha nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tęskni za przyjaźnią.Osoba z tak silnym darem, jak Talia, musiała to wyczuć poza jego ciemnymi i gwałtownymi uczuciami związa­nymi z obawą o przyszłość; musiała także wyczuć podobną potrzebę Karala.Była to pierwsza dobra rzecz, jaka spotkała go od czasu przekroczenia Bramy wiodącej do tego kraju.- Nie mogłam wyjawić Karalowi zbyt wiele o tobie, gdyż nie czułam się do tego uprawniona - powiedziała Talia do maga.- Może więc sam wyjaśnisz mu swoją sytuację? Kim jesteś, jak się tu znalazłeś.An'desha jęknął.- Nie mówię aż tak dobrze po valdemarsku! - zaprotesto­wał.Talia jednak była głucha na jęki.- Mówisz lepiej, niż ci się zdaje - stwierdziła, po czym wskazała głową otwarte drzwi do ogrodu wokół ekele i uniosła brew w niemym pytaniu.Skoro Śpiew Ognia mógł zapraszać gości, to dlaczego An'desha nie miałby tego uczynić? Zaprowadził więc ich oboje do ogrodu i opisał sposób jego budowy - częściowo po to, by zyskać na czasie, a częściowo - by wybadać Karala.Po krótkiej chwili poczuł się zadowolony; pytania młodego Karsyty były równie taktowne, jak dociekania młodych heroldów były natrętne.Kilka chwil później Talia wycofała się cicho, An'desha zaś i Karal usiedli przy wodospadzie.An'desha zauważył nieobec­ność Talii tylko po zniknięciu jej uspokajającego “czaru”, Karal zaś chyba wcale nie zwrócił na to uwagi.Cichy szum wody sprzyjał prowadzeniu rozmów; miejsce zaś wyglądało na od­osobnione i spokojne.Karal opisywał właśnie swoje przeżycia; An'desha słuchał zafascynowany i przerażony o “dokonaniach” kapłanów Vkandisa, nie tylko wobec wrogów kraju, ale wobec dzieci i własnej ziemi.Choć ich uczynki nie mogły się równać z postępowaniem Zmory Sokołów, wielu z nich znalazło się na najlepszej drodze do przeistoczenia w następców Ancara z Hardornu - a wszystko to pod płaszczykiem religii.Jedyne, czego nie uczynili, to zatru­wanie ziemi i wysuszanie jej energii w poszukiwaniu potęgi.“Prawdopodobnie wkrótce doszłoby i do tego.”- To już się skończyło - mówił Karal.- Solaris wyjęła spod prawa ceremonie oczyszczenia i wzywanie demonów; w ten sposób Ulrich i ja znaleźliśmy się w Valdemarze, usiłując wykuć przymierze z ludźmi, z którymi tak długo walczyliśmy.To raczej.wprawia mnie w zakłopotanie.Wychowano mnie w przeświadczeniu, że mieszkańcy Valdemaru, a zwłaszcza he­roldowie, są na wskroś przesiąknięci złem i znieprawieni, teraz zaś widzę, że to.po prostu ludzie.- Wzruszył ramionami.- Spotkało mnie już tyle niespodzianek! Powinienem się do nich przyzwyczaić.A ty?An'desha szukał słów najlepiej oddających jego położenie i zdecydował się na najprostsze możliwe wyjaśnienie.- Byłem Shin'a'in - powiedział w końcu.- Dawno temu, dawniej, niż przypuszczasz.Moje ciało ma znacznie więcej lat, niż na to wygląda.Jestem - byłem - potomkiem wielkiego maga, adepta.Bardzo złego maga, tak jak wasze demony.Z tego powodu on zdołał.- “Jak to powiedzieć?” -.ukraść moje ciało.- Ach! - Karal kiwał głową z całkowitym zrozumieniem; po raz pierwszy An'desha spotkał się z taką reakcją.- Opętanie.Tak my to nazywamy.Jedną z umiejętności tego demona było wcielanie się w inną osobę, jakby nakładał na siebie ubranie.Czarni Kapłani używali tego daru do złych celów.Jednakże Vkandis także potrafi to robić; przemawia ustami kapłanów i świętych; nazywamy to Głosem Płomieni.Ten Zmora Sokołów mu­siał mieć wielką moc, skoro zdołał przejąć twoje ciało; nie wszystkie demony to potrafią.- Karal mówił poważnie.- Masz szczęście, An'desha.Większość ludzi nie przeżyłaby do­tknięcia demona.Ty też masz wielką siłę.- Ty to rozumiesz! Tak myślałem - miałem szczęście, że przeżyłem.- Wreszcie rozmawiał z kimś, kto nie patrzył na niego jak na szaleńca.Mornelithe'a z pewnością można opisać jako silnego, złego i demonicznego.- Przedtem Zmora Soko­łów żył w innych ciałach; do dziś nie rozumiem, jak udało mi się przeżyć po tym, jak mną zawładnął.Może to z powodu mojego tchórzostwa: uciekłem, nie próbowałem z nim walczyć.- A może stał się nieostrożny - podsunął Karal.- Demo­ny znane są ze swej dumy, a wielka pycha prowadzi do lekcewa­żenia przeciwnika.Czyli ukradł twoje ciało.Co się stało potem?- Wyrządził wiele złego, a ja nie mogłem go powstrzymać - ciągnął An'desha.- Później próbował zniszczyć mój lud, Sokolich Braci i dwoje przybyszów z Valdemaru - wszystkich naraz.Ale w pewnej chwili skrzywdził sam siebie, a wtedy moja Bogini wysłała dwa.- Zastanawiał się, jak po valdemarsku opisać awatary? -.Dwa duchy.One mi pomogły, podobnie jak czarodziejka zwana Potrzebą i Śpiew Ognia, a także Elspeth i Mroczny Wiatr; po wielu walkach Zmora Sokołów został pokonany.Po tym wszystkim Bogini przywróciła mi mój praw­dziwy wiek - no, prawie.Zwróciła mi lata zabrane przez Zmorę Sokołów.Była to uproszczona, lecz w zasadzie poprawna wersja wy­darzeń.Karal patrzył na An'deshę z powagą na twarzy, przygry­zając usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie miał odwagi.- Opętanie to wielkie zło, jeżeli tym, który przejmuje wła­dzę nad człowiekiem, nie jest Głos Płomieni - odezwał się wreszcie.- Większe, niż sądzisz.a ty byłeś rzeczywiście pod władzą demona.- Co masz na myśli? - spytał An'desha z nadzieją, że Karal udzieli wreszcie odpowiedzi na gnębiące go pytania.Być może był jedynym człowiekiem w tym kraju w pełni rozumieją­cym to, co mu się przydarzyło.- Ten, nad kim zapanuje demon, również się zmienia - powiedział Karal, pochylając się w przód, jakby zaraz miał ruszyć na poszukiwanie tropu.- Pozostają w nim rany, chociaż niewidzialne - rany na duszy, cięższe do uleczenia niż jakiekol­wiek dolegliwości ciała.Dotyk zła jest nieczysty i niszczy jak kwas.Może nieodwracalnie wtopić się w duszę.Dokładnie to samo mówiły awatary! An'desha skinął gło­wą, nie usiłując ukryć zaskoczenia.Jednakże Karal jeszcze nie skończył.- Nie znam cię dobrze, An'desha - rzekł.- Nie wyzna­jesz mojej wiary, nie przysięgałeś Panu Słońca.a jednak kiedy Vkandis przemówił przez Solaris, nałożył na nas wszystkich obowiązek służenia pomocą każdemu, kto jej potrzebuje.“Kto czyni dobro w imię innego boga, czyni je dla Vkandisa - powiedział - a kto czyni zło w imię moje, czyni je dla najciem­niejszych demonów.Niech ludzie dobrej woli służą sobie wza­jemnie niezależnie od tego, kogo czczą.” - Karal wziął głęboki oddech; An'desha zamarł w napięciu.- Moje szkolenie doty­czyło także leczenia ran ducha - mówił dalej.- Mistrz Ulrich wie na ten temat o wiele więcej.Mnóstwo ludzi zostało skrzyw­dzonych w ten sposób przez Czarnych Kapłanów; mój mistrz i inni zajmowali się ich uzdrawianiem.Przerwał na chwilę; An'desha bez słowa skinął głową.Karal wziął to za zachętę do kontynuowania.- Myślę, że wciąż prześladuje cię ból i strach, An'desha - powiedział poważnie jak szaman.- Nie mogę nie ofiarować ci pomocy.Jeżeli zechcesz, obaj z mistrzem spróbujemy ci pomóc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl