[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bardzo106 Le Canard enchalne" - wpływowy ancuski tygodnik satyryczny wydawany od roku 1915.często zdarzało mi się czytać informacje na własny tematw rubrykach Niedyskrecje", Czerwony telefon" itd., a tychostatnimi laty się w prasie namnożyło.Z reguły informacjete były fałszywe, czasami nawet groteskowe.Ale ze wszystkich mediów razem wziętych palma kłamstwa należy się Le Canard enchaine".Nigdy bowiem, ani razu, nie przeczytałem w Le Canard enchaine" prawdziwej informacjio sobie.I najczęściej nie chodziło nawet o przesadę ani teżo tendencyjne interpretacje, lecz o najzwyklejsze w świeciekonfabulacje, o kłamstwa, w najbardziej ścisłym i wąskimznaczeniu tego słowa.To wprawia w osłupienie, jeśli pomyśleć, że ludzie czytający Le Canard enchaine" sądzą, iżznajdą tam jakieś tajemne, ukryte przed masami informacje,wydobyte spod ziemi za cenę mozolnej, śledczej roboty.Aleprawda jest dużo prostsza: oni najzwyczajniej w świecie zmyślają i piszą, co im ślina na język przyniesie.W osłupieniewprawia również całkowita bezkarność, z jakiej ci ludzie korzystają: wymiar sprawiedliwości jest powszechnie uznawanyza skomplikowany i ociężały, więc niewiele ofiar (poza klasąpolityczną i wszystkimi ludzmi, mówiąc ogólniej, którzy zawodowo zajmują się służbą publiczną) włoży wysiłek w to,by wytoczyć jakiś proces.No i nikt nie ma ochoty ściągaćsobie na głowę mediów, dużo łatwiej i przezorniej jest siedzieć cicho.Dodajmy do tego pewne uczucie wstydu, jakiegozawsze doznajemy, gdy musimy tłumaczyć się przed ludzmi,do których żywimy pogardę.Wśród naszych niezawodnych i nieprzejednanych wrogów znajdują się również wszystkie te strony internetowe,owa przyprawiająca o mdłości i przerazliwa proliferacja stronultralewicowych, dla których wzór mogłyby tym razem stanowić publikacje takie jak Le Monde diplomatique" lub Politis".Jednakże zgodnie z maksymalistyczną logiką internetu posuwają się one znacznie dalej i wobec ludzi takichjak my nie odbiegają one daleko od nawoływania do morder-stwa.To tu właśnie widać, że owo tajne porozumienie wbrewnaturze, jakie dało się zaobserwować między ultralewicą i radykalnym islamizmem, nie jest wymysłem Gilles'a WilliamaGoldnadela, lecz coraz bardziej staje się rzeczywistością.Ludzi, którzy znajdują dla islamu każdą wymówkę, bo to religia biedaków", lub też poszukują punktów zbieżnych międzymyślą marksistowską i szariatem, pozostawiam ich własnejhistorycznej odpowiedzialności, powiem tylko, że każdyantysemicki akt agresji lub morderstwo, które ma miejscena francuskich przedmieściach, lub też będzie je miało, imwłaśnie będzie coś zawdzięczać.Kiedy wszystko to nieco ucichnie, kiedy wreszcie na dobrejuż umrzemy, przyszły historyk z całą pewnością będzie mógłwiele nauczyć się z faktu, że obaj odgrywaliśmy w mniej więcej tych samych latach dość wygodną rolę wrogów publicznych.Nie czuję się na siłach, by ciągnąć ten wątek dalej.Totylko taka impresja, która dla mnie pozostaje niepojęta.Alemoim zdaniem ten, komu uda się zrozumieć, dlaczego to my,dwaj pisarze tak różni, staliśmy się we Francji naszej epoki chłopcem do bicia, tym samym wiele dowie się i o owejepoce.Niemniej jednak teraz, kiedy jeszcze żyjemy, sytuacjajest trudna.Wyrażam Panu wdzięczność za to, iż nie usiłował mnie Pan przekonać, że jakoś to się ułoży".Nie, botak naprawdę nic się nie ułoży.Cóż więc może przyjść namz pomocą? No dobrze, jeśli mam przejść do sedna sprawy,będą to właśnie owi anonimowi czytelnicy (anonimowi czysławni, tak naprawdę to mało ważne, ale w każdym razieczytelnicy), napotkani w internecie lub czasami na ulicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]