[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dziesięć minut reakcja samoregenerująca, wywołana przez nieliczne neutrony, które jeszcze pozostały w kapsułce, naładuje ją do pełna.Jednak nie zamierzał tracić aż tyle czasu.Trzy minuty wystarczą na uzyskanie energii, jakiej w tej chwili potrzebuje.Przykucnął i czekał.W ciemności prawie nic nie widział, ale w razie niebezpieczeństwa mógł natychmiast wyrwać kapsułkę i załadować ją do pistoletu.Nie był całkiem pewny, czy udałoby mu się to zrobić, ale nic innego mu nie pozostało.Przed oczami z całą wyrazistością stanęła mu okropność jego położenia.A fakt, że od ezwala nie nadeszło żadne pocieszenie, przerażał go jeszcze bardziej.Gdy tak siedział w kucki i czekał, wpatrując się czujnie w czarne cienie snujące się wokół polany, zaczął mówić na głos, uprzejmie, ale z rozpaczliwą stanowczością:- A więc rulle nie wiedzą, czym są liany rytt.Pewnie nigdy jeszcze się z nimi nie zetknęli, bo to dość rzadko występujące rośliny.Jednak i tak zachowali się głupio, skoro wylądowali tu w środku nocy bez zachowania najmniejszej ostrożności.Nic dziwnego, że liany uwięziły ich wszystkich.Czy widziałeś, jak to było, czy też w tamtej chwili byłeś jeszcze nieprzytomny, jak bezrozumne zwierzę, którym według nich jesteś, i nic o tym nie wiesz?Odpowiedź ezwala nadeszła natychmiast.Wyczuwało się w niej ton wyższości.- Otrząsnąłem się z ich hipnozy, zanim jeszcze skończyli wpychać mnie do szalupy.Zdołali mnie przenieść wyłącznie dlatego, że znajdowałem się na twoim dysku antygrawitacyjnym, do którego przywiązali mnie łańcuchami.Ale ci, co mnie otaczali, byli uzbrojeni, pomyślałem zatem, że lepiej będzie, jeżeli nie pokażę im, jak łatwo mógłbym się uwolnić.Tak więc, gdy zamykali mnie w śluzie, udawałem, że jestem nieprzytomny.Gdy zostałem sam, rozerwałem łańcuchy.Miałem nadzieję, że wyjdą z szalupy na rekonesans, i rzeczywiście wszyscy wyszli, gdy rozległo się coś w rodzaju grzmotu.Nie potrafiłem zrozumieć ich myśli, bo są dla mnie obce.Wyczułem tylko, że są bardzo podnieceni.Nagle ich podniecenie jeszcze bardziej wzrosło, a potem, po jakiejś minucie, ich umysły umilkły.Zdołałem odgadnąć, co się stało, ale dla upewnienia się wyszedłem ze śluzy i rozejrzałem się po okolicy.Było już ciemno, jednak ja dobrze widzę w ciemnościach.Wszyscy rulle byli martwi.Jamieson dałby wiele, by równie dobrze widzieć w ciemnościach.Właśnie mu się wydało, że w odległym krańcu polany coś się rusza, chociaż wcale nie był tego pewny.Trzy minuty, które sobie wyznaczył, chyba dobiegały końca.Nie będzie czekał dłużej.Siłą woli zmusił swoje dygoczące ręce do metodycznego działania.Zdjął parę maleńkich szczypczyków z zamocowania, znajdującego się obok ołowianej skrzyneczki, otworzył pokrywkę i ostrożnie wyjął kapsułkę.Z największą starannością umieścił ją na miejscu w pistolecie, sprawdził zamknięcie i wydał długie westchnienie ulgi.Jeszcze raz rozejrzał się po polanie, a potem uważnie zbadał wzrokiem podejrzane miejsce.Jednak nadal nie zauważył nic niepokojącego.Prawdopodobnie coś sobie wyobraził.Mimo to, schodząc z dysku, a potem idąc powoli do szalupy, pilnie obserwował otoczenie.Po drodze znów zaczął spokojnie przemawiać do ezwala:- Powiedziałeś mi wystarczająco dużo.Na tej podstawie sam już potrafię zrekonstruować dalsze wydarzenia.Gdy zobaczyłeś, że wszyscy rulle nie żyją, postanowiłeś przeczekać noc w szalupie, bo nawet mimo swojego wspaniałego wzroku nie mogłeś mieć pewności, czy nie przeoczysz jakiejś liany.A liany są jedyną rzeczą na tej planecie, która naprawdę budzi w tobie lęk.Twoje pierwsze spotkanie z nimi zapewne okazało się interesujące.To prawda, jesteś bardzo szybki i silny, ale żeby się od nich uwolnić, musiałeś także mieć trochę szczęścia.Poza tym wiedziałeś, że im dalej będziesz wchodził na półwysep, tym więcej lian napotkasz.I wpadłeś w przerażenie.Więc doszedłeś do wniosku, że będziesz mnie potrzebował - mnie i mojego pistoletu.Na ciemnej ziemi pierwsza kępa lian zaznaczała się jaśniejszą plamą.Jamieson wymierzył w nią pistolet, osłonił oczy drugą ręką i strzelił.Gdy struga energii uderzyła w rośliny, rozległ się trzask.Chociaż Jamieson nie widział płomienia, miał pewność, że pistolet jest dobrze naładowany.Ruszył do przodu, wodząc lufą na wszystkie strony.Nie odejmował palca od spustu.Potem zatrzymał się i rozejrzał.Znajdował się pośrodku szerokiej, czarnej, wypalonej smugi, a do następnej kępy miał jakieś sześć czy siedem metrów.Podjął monolog:- Siedzisz w sterówce już dwa dni, prawda? Chyba nie było ci łatwo przecisnąć się przez właz, który musiałeś wyłamać, bo nie wiesz, jak działa główna tablica kontrolna.Więc go wyłamałeś, co nawet przy twojej sile nie było proste.Następnego dnia rano, gdy otworzyłeś drzwi sterówki, o mało nie wszedłeś na liany.Założyłbym się, że w panice zatrzasnąłeś drzwi i umocniłeś wszystkie zamki.To powstrzymało liany, bo nie są dość silne, by przedziurawić metal.Mogą się przyczepić i uderzać w sto miejsc jednocześnie, ale nie zniszczą stalowych drzwi tak, jak ty to potrafisz.I zostałeś tu.Druga kępa szarych lian, bardziej rozległa niż poprzednia, została potraktowana tak samo jak pierwsza.Między Jamiesonem a szalupą była już tylko skłębiona masa, pokrywająca martwe ciała rulli.Jamieson mówił dalej, spokojnie, ale nie owijając w bawełnę:- Przez te dwa dni zbadałeś mechanizmy sterownicze, próbując zrozumieć, jak działają, ale poniosłeś całkowitą klęskę [ Pobierz całość w formacie PDF ]