[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciałbym też znaleźć jakieś schronienie na noc.Wędrowali górnymi partiami stromego zbocza i po jakimś czasie doszli do łożyska wyschniętego strumienia i koryta wodospadu.Tworzący go nawis nie był zbyt głęboki, ale od biedy mógł posłużyć za schronienie.Z nagromadzonych gałęzi i kamieni utworzyli barykadę, potem zasiedli za nią, by posilić się, oszczędnie dawkując prowiant.- Tam na dole jest jezioro.Najgorsze, że woda w tak suchej krainie zawsze przyciąga drapieżniki.To jezioro jest całkowicie otoczone lasem, który na pewno kryje w sobie tysiące zasadzek.- Może uda nam się znaleźć wyjście, zanim opróżnimy bukłaki - stwierdził Vye.Hume nie odpowiedział od razu.- Człowiek może żyć bardzo długo ze skąpymi racjami żywności, a my mamy jeszcze tabletki z zapasów koptera.Ale nie da się długo żyć bez wody.Mamy dwa bukłaki.Nawet jeśli będziemy bardzo oszczędzali, wystarczą nam na dwa, najwyżej trzy dni.- Powinniśmy obejść te zbocza w ciągu jednego dnia.- Jeśli nawet znajdziemy wyjście, w co wątpię, dla dalszej wędrówki nadal będziemy potrzebowali wody.Ta woda tam czeka, i będzie nas wabić, dopóki pragnienie nie stanie się większe niż strach czy pomysłowość.Vye poruszył się niecierpliwie, ocierając o ścianę osłoniętymi kocem ramionami.- To znaczy, że nie mamy szans!- Jeszcze nie zginęliśmy! Tak długo, jak człowiek oddycha, stoi na własnych nogach i zachowuje rozum, zawsze ma szansę.Niejedną walkę wygrałem na pogranicznych światach, choć szansę nie zawsze były po mojej stronie.- Naprężył dłoń z plasta–ciała, do złudzenia przypominającą ludzką, a przecież stanowiącą symbol tego, co kiedyś zmieniło całe jego życie.- Dawno temu stanąłem na skraju śmierci, po czymś takim można przywyknąć do wszystkiego.- Ja teraz pragnę tylko jednego… dopaść tego, kto zastawił na nas pułapkę - stwierdził Vye.Hume zaśmiał się cierpko.- Zupełnie jak ja, chłopcze.Ale zdaje się, że długo nam przyjdzie czekać na takie spotkanie.10Vye resztkami sił wypełzł z miejsca osłoniętego skalnym nawisem.Słońce, odbijające się od ściany stoku, smagało ognistym biczem jego wychudzone ciało.Spuchniętym językiem obracał kamyk w spragnionych ustach i patrzył zmętniałym wzrokiem w dół zbocza, na kuszącą taflę wody oświetloną słońcem, obrzeżoną lasem, w którym czaiła się śmierć.Co się właściwie stało? Tamtej pierwszej nocy zasnęli pod wyschłym wodospadem.Po całym następnym dniu w jego pamięci pozostało jedynie mgliste wspomnienie.Prawdopodobnie nieprzerwanie szli, choć teraz nic nie pamiętał, z wyjątkiem dziwacznego zachowania Hume’a, który miał otępiały wzrok i brnął przed siebie jak bezmózgi robot służebny, również mówił niespójnie i szybko, tak że wszystkie słowa zlewały się z sobą.Samemu Vye’owi bezustannie latały przed oczyma czarne plamy.Po jakimś czasie doszli do jaskini, w której Hume zwalił się na ziemię i nie wstawał pomimo wszelkich prób ocucenia.Vye nie był w stanie określić, jak długo w niej byli.Bał się, że zostanie sam.Gdyby mieli wodę, to może Hume odzyskałby przytomność, ale cała woda została już wypita.Wydawało mu się, że czuje zapach jeziora, że lekki wiatr wiejący w górę zbocza niesie ze sobą jej zniewalający powab.Na wypadek, gdyby Hume się ocknął i półprzytomny gdzieś powędrował, Vye powiązał go pasami z koca.Przejechał palcem po ostrzu noża Hume’a, starannie osadzonym w równo przyciętym drewnianym trzonku.Odkąd pozbył się tego zaćmienia umysłu, które wciąż obezwładniało łowcę, robił wszystko, co mógł, by się przygotować na następny atak bestii.Miał także promiennik Hume’a, lecz mógł go wykorzystać tylko w razie naglącej konieczności, ponieważ został już tylko jeden magazynek.Woda! Poruszył spękanymi wargami, wypluł kamyk.Na szyi miał zawieszone cztery puste bukłaki.Teraz albo nigdy, bo wkrótce będzie tak słaby, że nie uda mu się nic zrobić.Zbiegł do pierwszej kępy krzaków na dole zbocza.Żaden podejrzany dźwięk nie zakłócił niesamowitej ciszy doliny.Bez przeszkód dotarł do skraju lasu, na nic już nie zwracał uwagi.Przykucnął za krzakiem i ogarnął wzrokiem rozciągający się przed nim las.Po dłuższym zastanowieniu postanowił, że znowu najlepiej będzie spróbować napowietrznej drogi.Bestia, którą zabił Hume, była zbyt ciężka, by móc się wspinać.Vye nie miał takich problemów.Starannie zamocowawszy włócznię i promiennik u pasa, Vye wspiął się na najbliższe drzewo.Szansa była niewielka, ale była.Z łomoczącym sercem ‘skoczył na oślep w konary następnego drzewa.Potem szczęście mu dopisało, bowiem kolejną koronę łączyły z drugą splecione pnącza.Z gałęzi na gałąź, z trudem brnął w stronę jeziora.Wreszcie dotarł do miejsca, w którym już drzewa nie rosły, niestety.Wczepiwszy ręce w pnącza, Vye zawisł, by spojrzeć na wstęgę szarej ziemi - szlak był często używany, o czym świadczyło ubite podłoże.Ten odcinek trzeba było przejść pieszo… jednak… zostaną ślady.Tylko… nie było innej drogi.Przed wykonaniem skoku sprawdził, czy broń ma przymocowaną dostatecznie mocno [ Pobierz całość w formacie PDF ]