[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.„O, moja Damo, moja czarująca Damo! Gdzie się podziałaś? Co się z tobą stało? Przecież istniałaś!”— Kim jesteś, miła panienko? — zapytała Tomasina Fair.Nan przypomniała sobie o dobrym wychowaniu.— Jestem… jestem Nan Blythe.Przyszłam, aby pani to oddać.Tomasina radośnie chwyciła paczuszkę.— Ależ się cieszę z tej przesyłki! — wykrzyknęła.— Bardzo mi się przyda przy czytaniu almanachu niedzielnego.Jesteś jedną z córek Blythe’ów? Masz śliczne włosy! Zawsze chciałam którąś z was zobaczyć.Słyszałam, że matka wychowuje was według metod zalecanych w poradnikach pedagogicznych.Czy ci się to podoba?— Podoba? Co? — Zła, lecz czarująca Dama o Tajemniczych Oczach nie czytywała almanachu niedzielnego.Ani nie rozmawiała o mamach.— To, że jesteś wychowywana naukowo.— Odpowiada mi sposób, w jaki mnie wychowują — odparła Nan, bez powodzenia usiłując zdobyć się na uśmiech.— Lubię twoją mamę.Wie, czego chce.Słowo daję, gdy po raz pierwszy ją zobaczyłam na pogrzebie Lili Taylor, wyglądała tak młodzieńczo i uroczo, że byłam pewna, iż jest młodą mężatką.Gdy twoja mama wchodzi do pokoju, odnosi się wrażenie, że zaraz wydarzy się coś miłego.I ubiera się modnie.Większości kobiet ta nowa moda całkiem nie pasuje.Wejdź i usiądź na chwilkę.Cieszę się, że wreszcie mam z kim pogadać.Nie bardzo stać mnie na telefon.Ale kwiaty też mogą być towarzystwem… Czy widziałaś kiedyś ładniejsze nagietki? Mam również kota.Nan marzyła, żeby znaleźć się już jak najdalej stąd, ale nie chciała zranić uczuć starszej pani, odmawiając wejścia do domu.Tomasina, z halką wystającą spod spódnicy, wprowadziła ją po rozchwianych schodkach do pokoju, który najwyraźniej pełnił funkcję zarówno kuchni, jak i salonu.Panowała w nim idealna czystość, a domowe rośliny wesoło zieleniły się dokoła.— Usiądź tutaj — powiedziała Tomasina, popchnąwszy w jej stronę bujany fotel z kolorową wzorzystą poduszką.— Już zabieram ten kwiat, żeby ci nie przeszkadzał.Poczekaj, włożę jeszcze dolną protezę.Śmiesznie bez niej wyglądam, prawda? Ale uwiera mnie w szczękę.No, teraz będę wyraźniej mówiła.Nakrapiany kociak, miaucząc na wszystkie tony, otarł się o nogi Nan.Och, gdzie te wspaniałe psy z utraconych marzeń?— Ten kot doskonale łapie szczury — wyjaśniła Tomasina.— Pełno ich wszędzie, ale za to jaka tu cisza i spokój.Miałam już powyżej uszu swoich krewnych.Wtrącali się do wszystkiego.Traktowali mnie gorzej niż służącą.Wyobraź sobie, żona Jima przyczepiła się raz do mnie, że słyszała, jak wieczorem mówiłam do księżyca.Jeśli nawet tak było, to co z tego? Czy skrzywdziłam księżyc? Więc powiedziałam: „Nie będę dłużej kozłem ofiarnym”.Przeniosłam się do Glen i zamierzam tu pozostać, dopóki nogi nie odmówią mi posłuszeństwa.Może coś zjesz? Chętnie zrobię ci kanapkę z cebulą.— Nie… Nie, dziękuję.— Cebula jest zdrowa, szczególnie na przeziębienie.Właśnie niedawno się zaziębiłam.Słyszysz, jaką mam chrypę? Na noc smaruję sobie gardło gęsim smalcem i terpentyną i obwiązuję czerwoną flanelą.Nie ma nic lepszego na chrypę.Czerwona flanela i gęsi smalec! Nie mówiąc już o terpentynie!— Jeśli nie chcesz kanapki… czy na pewno?… to zobaczę, co mam w pudełku z ciastkami.Ciasteczka w kształcie kogucików i kaczuszek były zdumiewająco smaczne.Po prostu rozpływały się w ustach.Pani Fair uśmiechnęła się do Nan wyblakłymi oczami.— Teraz chyba mnie polubisz, prawda? Cieszę się, kiedy małe dziewczynki czują do mnie sympatię.— Spróbuję — wyjąkała Nan, która w tym momencie nienawidziła Tomasiny Fair tak, jak nienawidzi się kogoś, kto pozbawił nas złudzeń.— Mam wnuków na Zachodzie, wiesz?Wnuków!— Pokażę ci ich fotografie.Ładne dzieciaki, nie? A tam wisi portret biednego Tatusia.Zawsze tak nazywałam mojego męża.Nie żyje od dwudziestu lat.Portret biednego Tatusia, wykonany ołówkiem, przedstawiał brodatego mężczyznę z kędzierzawymi, siwymi włosami, które wąskim pasemkiem okalały łysą czaszkę.Och, wzgardzony kochanku!— Był dobrym mężem, chociaż wyłysiał mając trzydzieści lat — rzekła z czułością w głosie Tomasina.— O, za młodu miałam wielkie powodzenie.Te czasy minęły, ale jest co powspominać.Chłopcy zabiegali o moje względy, rywalizowali o mnie.A ja nosiłam głowę wysoko, jak królowa! Tatuś był między nimi od początku, ale jakoś nie zwracałam na niego uwagi.Wolałam chłopców z większym temperamentem.Andrew Metcalf… Niewiele brakowało, a bym z nim uciekła.Ale wiedziałam, że to przyniosłoby mi nieszczęście.Pamiętaj, nigdy nie próbuj uciekać.To może przynieść tylko nieszczęście i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej.— Ja… ja nie ucieknę.Naprawdę.— W końcu poślubiłam Tatusia.Stracił wreszcie cierpliwość, zażądał, żebym się zdecydowała, i dał mi dwadzieścia cztery godziny do namysłu.Mój ojciec pragnął, żebym się w końcu ustatkowała.Był wściekły, gdy Jim Wewiff utopił się dlatego, że go nie chciałam.Tatuś i ja byliśmy całkiem szczęśliwi, kiedy już przywykliśmy do siebie.Mówił, że mu odpowiadam, ponieważ nie myślę za dużo.Utrzymywał, że kobiety nie powinny za wiele myśleć, bo stają się wtedy suche i gderliwe.Nie cierpiał gotowanej fasoli i często dokuczało mu lumbago, ale smarowałam go ziołowym balsamem i to pomagało.Pewien lekarz z miasta chciał go leczyć, ale Tatuś powiedział, że jeśli raz wpadnie się lekarzom w łapy, to nie wypuszczą człowieka aż do śmierci.Szczególnie mi go brak, gdy zarzynam świnię.Uwielbiał wieprzowinę.Ilekroć jem bekon, zawsze go wspominam.Naprzeciwko Tatusia wisi portret królowej Wiktorii.Czasem mówię do niej: „Gdyby zedrzeć z ciebie te koronki i biżuterię, moja kochana, nie wyglądałabyś lepiej ode mnie”.Tomasina zmusiła Nan do przyjęcia torebki z miętówkami, różowego szklanego wazonika w kształcie pantofelka oraz słoika galaretki agrestowej.Dopiero potem puściła ją do domu.— Galaretka jest dla twojej mamy.Galaretki to moja specjalność.Przyjdę kiedyś do Złotego Brzegu.Chcę zobaczyć te wasze chińskie psy.Powiedz Zuzannie Baker, że serdecznie jej dziękuję za sadzonki rzepy, które przekazała mi na wiosnę [ Pobierz całość w formacie PDF ]