[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mamy zatem nikłą szansę, że zdołamy dowiedzieć się od nich, w jaki sposób wrócić.Ale nie możemy zatrzymywać się tutaj.- Dokąd więc idziemy?- Tam, gdzie nie ma ani światła, ani ciemności - do tak zwanej przez tutejszych mieszkańców naturalnej ziemi.- To coś takiego istnieje?Pomyślałam, że sytuacja staje się coraz bardziej beznadziejna.- Są takie miejsca.Można je rozpoznać po rosnącym tam notusie.Obie siły unikają tych miejsc.- Gdzie one się znajdują?- W tym problem.Nie jestem pewien.Ale pozostawanie w ruchu działa na naszą korzyść.Jeśli zatrzymamy się w jakimś miejscu na dłużej, możemy stać się ofiarą albo światła, albo ciemności.Czułam, że jeszcze trochę, a zacznę krzyczeć ze złości.Rozbił w pył wszystkie moje nadzieje, nie dając w zamian prawie nic.Tylko szaleniec mógł wpaść na pomysł, żeby błąkać się po omacku w tej nawiedzonej krainie, pomyślałam.Odniosłam wrażenie, że potrafi czytać w moich myślach, bowiem powiedział:- Mówię ci prawdę, ponieważ ukrywanie najgorszego jest jak rozpościeranie jeszcze jednej sieci, w którą możemy wpaść.Będą na nas polować tak, jak pewnie na nikogo przedtem, i możemy polegać wyłącznie na sobie.Lecz im prędzej odejdziemy stąd, tym lepiej.Nawet się nie obejrzał, żeby zobaczyć, czy pójdę za nim.Przerzucił sobie Bartare przez ramię i ruszył w mgłę.Widząc, że nie ma innego sposobu, wzięłam Oomarka za rękę i powlokłam się jego śladem.Na szczęście chłopiec nie wyrywał mi się ani nie wzbraniał przed marszem, choć wciąż poruszał się jak we śnie.Przekroczyliśmy łachę szmaragdowego piasku, a potem weszliśmy na grunt pokryty darnią.Bez chwili przerwy otaczała nas mgła i nie rozumiałam, skąd Kosgro bierze pewność, że nie zatoczymy koła i nie wrócimy tam, skąd uciekliśmy.Jorth nie spieszył się i nie biegł, tylko szedł krokiem, któremu Oomark i ja bez trudu mogliśmy dorównać.Teraz, kiedy bezpośrednie zagrożenie minęło, poczułam głód i uświadomiłam sobie, że nie zajdziemy daleko bez odpoczynku i posiłku.Równy dywan darni tu i ówdzie zaczęły urozmaicać krzaki.W pewnej chwili Oomark wyrwał mi się i podbiegł do jednego z nich, obwieszonego złotymi jagodami.Kiedy chciałam pobiec za nim, Kosgro powstrzymał mnie.- Pozwól mu.I tak będzie je jadł, bez względu na to, czy będziesz starała się go przed tym powstrzymać, czy nie.Musimy oszczędzać jedzenie z tamtego świata dla nas.Zabrzmiało to tak bezlitośnie, że odwróciłam się ku niemu zaskoczona i rozgniewana.Bez wątpienia odczytał z mojej twarzy, co mnie dręczyło.- Tak właśnie jest.Dzieci nie będą jadły twoich zapasów.Zmuszanie ich do tego to marnotrawstwo, ponieważ ich ciała odrzucą taką żywność.Potrzebujemy siły, którą da nam to jedzenie.Jeśli poddamy się i zaczniemy jeść tutejszą żywność, przestaniemy być tym, czym zawsze byliśmy.Czy tego właśnie chcesz, Kildo?Możliwe, że jego logika była nie do obalenia.Lecz j a buntowałam się przeciwko temu, być może tak samo gwałtownie, jak Oomark buntowałby się przeciwko naszemu jedzeniu.Kosgro ułożył Bartare na trawie i przykucnął obok niej na piętach.Wahałam się.Chciałam podejść do Oomarka, który pospiesznie obrywał jagody z gałęzi i wpychał je do ust, obryzgując się sokiem.Kiedy jednak przyjrzałam się jedzącemu chłopcu, zrozumiałam, że Kosgro znowu miał rację.Nie byłabym w stanie podporządkować sobie Oomarka bez reszty.A Jorth manifestacyjnie nie udzieliłby mi pomocy.Usiadłam więc i popatrzyłam na leżącą bez ruchu Bartare, po raz pierwszy zastanawiając się nad jej stanem.Pod ręką wyczułam bijące równo serce.Pozornie wydawało się, że leży pogrążona w spokojnym śnie.- Bartare!Dotknęłam ręką jej ramienia.Palce Kosgro zacisnęły się na nadgarstku mojej ręki i odsunęły ją.- Lepiej zostaw ją.Jeśli się obudzi, może nie będzie chciała iść z nami, a my nie możemy z nią walczyć…- Ale… co się z nią dzieje?- Jest w stanie szoku wywołanego kontaktem z notusem.Zdarzyło mi się już widzieć coś takiego.To nie trwa długo.Ale w tej krainie wszyscy ludzie i inne istoty boją się utraty przytomności, wtedy bowiem bez trudu mogą podkraść się do nich ich wrogowie.Przyjęłam jego wyjaśnienie, choć w głębi ducha irytowało mnie, że tak bardzo polegam na tym obcym.A jednak znowu rozumował logicznie: jeśli Bartare była wobec nas nastawiona wrogo (a mieliśmy wszelkie powody, by przypuszczać, że po przebudzeniu również to się nie zmieni), rzeczywiście mogłaby opóźniać naszą wędrówkę.- Potrzebujemy jedzenia.- Kosgro wdarł się bezceremonialnie w moje myśli.Ponownie zastanowiłam się nad jego postępowaniem.Już dawno temu mógł wyrwać mi te resztki, zabrać je i zostawić mnie tu na pastwę losu.Lecz nie zrobił tego i zamiast wydzierać siłą, prosił o nie.Samo to przekonało mnie, że mogę na nim polegać.Otworzyłam zawiniątko i zbadałam wzrokiem smętne pozostałości naszych zapasów.Czy mamy podzielić się waflem? A może tabliczką czekolady?Ale Kosgro ciągnął dalej:- Musimy zjeść więcej niż poprzednim razem…- Nie! - Obiema rękami zasłoniłam zapasy.- Mamy tak mało, że powinniśmy bardzo oszczędzać!- To prawda.Ale nie wytrwamy długo bez siły, którą nam da jedzenie.A teraz potrzebujemy wszystkich naszych sił.Wciąż nie chciałam się na to zgodzić.I z zazdrością obserwowałam Oomarka.Myśl, że całym tym rosnącym wokół jedzeniem nie można nakarmić głodującego ciała, bolała podwójnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]