RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W pewnym momencie, nie dojeżdżając do miejsca, w którym zaczynały się zabudowania po obu stronach szosy, skręciliśmy w prawo na odcinek drogi, którym wczoraj nie przejeżdżaliśmy.Odkrywkę i szczyty koparek zakrywało teraz małe wzniesienie.W dół na lewo i w tył widać było miejskie zabudowania.- Daleko jeszcze? - spytałem siedzącego obok chłopaka.- Jeszcze z piętnaście minut.Przyglądałem się Liqowi.Wciśnięty między nieco nastroszoną rudą i drugą, ciemnowłosą dziewczynę o przyzwalającym uśmiechu, obdarzał obie równą porcją żartów, Erotycznych gestów i skupionej uwagi.Potrafił bardzo pięknie mówić i jeszcze piękniej słuchać.Wprost korciło człowieka, żeby ciszę, która zapadała po jego pytaniach, wypełnić przejrzystymi i absolutnie pełnymi wyjaśnieniami.Był mistrzem w swoim fachu.Ze mną w nocy też grał w ten spo­sób i pewnie wyciągnąłby wszystko, na co miał ochotę, gdyby nie ostrzeżenie Graya.“Nie sądzisz, że ten facet to szaleniec”, oświadczył w pewnym momencie, kiedy opowie­działem mu wszystko, co wiedziałem o Grayowym aparacie, “przecież to nie ma sensu”.“Dlaczego”, pytałem sennie, a on długo i zawile wyjaśniał, że każdy czas ma swoją sztukę, że nie ma sztuki dla człowieka w ogóle i wobec tego Gray rozmnażający przy pomocy swego aparatu dzieła minionych epok działa, obiektywnie rzecz biorąc, jak facet, który chce nas wszystkich cofnąć do okresu kamienia łupa­nego.I to do jakich czasów.kiedy Sztuka była towarem, miała bezsensowny odtwórczy charakter, a uprawiali ją nieliczni uprzywilejowani.“A MIASTO”, pytałem, “przecież wszyscy podniecamy się do MIASTA”.“Tylko nie wszyscy”, ogniście oponował Liq, “na przykład ja i Sap uważamy.” On i Sap uważali, że powielanie tradycyjnych technik, te­matów i wzruszeń to idiotyzm.Sztuka jest formą świado­mości społecznej determinowaną przez wiele innych form świadomości społecznej, takich jak Nauka, Technika, umiłowanie postępu.Trzeba umieć pogodzić się ze swoim Czasem, więcej, trzeba przyznać rację Rzeczywistości.Nie istnieje sztuka dla człowieka w ogóle, istnieje sztuka okreś­lonego Czasu.Nie ma tu miejsca dla takich jak Gray, Gray jest ahistorycznym wstecznikiem, nie wyciąga wnios­ków z tego, co go otacza, tylko patrzy w przeszłość.Parodia polega na tym, że on ośmiela się w tym celu używać komputera.- Nigdy nie czułem się tak dobrze ani przed telewizorem, ani w Pornosie, ani w czasie najlepszego SonLumiere, jak wtedy w MIEŚCIE - bełkotałem zasypiając, ale Liq nie dawał mi zasnąć.- Myślisz, że mnie wszystko podoba się w SonLumiere ­- podskakiwał na łóżku, aż skrzypiały sprężyny.- Ja i Sap uważamy, że SonLumiere to zupełnie nie wykorzystana technika, wszystko dopiero przed nami.Widujesz przecież te pokazy, za dużo w nich złego smaku, za duży ukłon w stronę marzącej o niezwykłości niewybrednej widowni.SonLumiere za bardzo wzoruje się na telewizji, komiksach i komercjalnym kinie.Sztuka tymczasem - mówił Liq, a je­go głos dochodził do mnie jakby zza ciemnej gęstej kurty­ny: Sztuka jako byt materialny nie istnieje w ogóle.Sztuka jest myśleniem o Sztuce, Sztuka nie może być towarem ani wulgarnym opowiadaniem.Gray, apelujący do tego, co w widzach najgorsze, to wariat.Odkrywka było ogromna.Po prostu zapierało dech w piersiach.Olbrzymi kolisty dół, którego przeciwległy kra­niec ginął w cienkiej mgiełce.Pracujące na samym dole koparki wyglądały z góry jak zabawki dla dzieci.Te, których szczyty oglądaliśmy jadąc Samochodem, i te, które dawało się spostrzec z budynku noclegowego, pracowały na wyż­szych piętrach Odkrywki.Tych pięter-poziomów było bardzo dużo, w dół schodziło się systemem tarasów biegnących wzdłuż zboczy.Asfaltowa droga prowadziła tuż tuż do sa­mego krańca gigantycznej wyrwy.Dalej trzeba było iść na piechotę.W półmroku małego baraku stojącego przy szosie Gray i ja zakładaliśmy w pośpiechu kombinezony.Cała masa kombinezonów wisiała byle jak na podręcznych wiesza­kach, stosy kasków rzuconych na kupę i przemieszanych z butami zalegało jeden z rogów baraku.Nie było szansy, abyśmy zamienili z Grayem choć parę słów; Sap stał obok z ponurą miną, przytrzymując moją kamerę i aparat Graya.Nie poganiał nas, nie mówił nic, niczego nie zabraniał.Wszystko rozumiało się samo przez się.Dopiero po chwili zjawił się strażnik.Najpierw dały się słyszeć odgłosy jakiejś dyskusji, a petem senne i wielkie chłopisko (gdzie do diabła werbowali takich osiłków) sta­nęło w drzwiach.Strażnik zasłonił nam tę odrobinę światła, przy której Gray i ja usiłowaliśmy trafić wystrzępionymi sznurówkami w metalowe kółko cholewek przepoconych buciorów.Sap skrzywił się jeszcze bardziej; w odgrywaniu niezadowolenia jego twarz miała wprost nieograniczone możliwości.Chyba dlatego to jednak on, nie Liq, od począt­ku wydawał mi się Szefem zgrupowania.- Pozwolenie jest? - zapytał strażnik groźnym tonem, niebezpiecznie operując ręką w okolicach siedzenia.- Ci na zewnątrz mówią, że pan powinien je mieć - zwrócił się do Sapa.On także bezbłędnie rozpoznał w Sapie Szefa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl