[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- W takim razie - powiedział - życzę panu jak najszczerzej dobrej nocy, ale obawiam się, że nie będzie dobra.Bunt dwudziestu dziewięciu, pierwszy i prawdopodobnie jedyny bunt z bronią w ręku, jaki się kiedykolwiek podniósł przeciw zwycięskim mocarstwom zachodnim, rozpoczął się w dziewięćdziesiąt minut po północy.Plan rokoszu opracował major Hinrichsen, kierował nim kapitan Wedelmann, przeprowadzili go podporucznicy Asch i Brack, organizatorami byli bombardier Kowalski i bombardier Stamm.Kapral Soeft po raz ostatni w tej wojnie zajął się sprawą dostarczenia ludzi i materiału.Bunt trwał trzy godziny.Kocham tę damę - oświadczył bombardier Kowalski szerokim gestem wskazując na Lorę Schulz.- Ale gotów jestem poświęcić i tę miłość, żeby spełnić swój obowiązek, jak przystało na prawdziwego Niemca.- Jesteś chyba najbezwstydniejszym szelmą, jakiego w życiu spotkałam - powiedziała z uśmiechem Lora Schulz.- Niech go pani nie wychwala - odezwał się bombardier Stamm - gotów dostać manii wielkości.- Ponieważ należę do rasy panów, nie byłoby w tym więc nic dziwnego! - powiedział Kowalski zacierając z zadowoleniem ręce.- A teraz do dzieła!Lora Schulz podeszła do niego z nieufną miną.- Czy naprawdę nie kryje się w tym żadne świństwo, Kowalski?- Daję uroczyste żołnierskie słowo honoru - zapewnił Kowalski z uśmiechem.- Zrobiliśmy tylko wspólny mały spacer po nocy, ale teraz jesteśmy u naszego poczciwego, niezwyciężonego Stamma i ten, moje złotko, da ci rzadką okazję pogawędzenia z pewnym szykownym Amerykaninem.- Czy to naprawdę wszystko, czego ode mnie wymagacie?- Wszystko, mój skarbie.- A jeżeli mnie wyrzuci?- Skądże znowu! - zawołał Kowalski podnosząc ręce takim gestem, jak by chciał zatrzymać pociąg pospieszny.- Prędzej świat zginie, aniżeli ciebie wyrzuci prawdziwy mężczyzna.Jesteś istną rozkoszą dla żołnierskich oczu, moje dziecko, a nigdy jeszcze prawdziwy wojak nie pytał kobiety, do jakiej należy narodowości.Z jednym wyjątkiem.Było to tak: Mieliśmy we Francji pewnego porucznika, który spał z pewną Alzatką.Otóż ten porucznik zdobył się na to, żeby w trakcie przerw bojowych apelować do poczucia narodowego tej małej, oczywiście do jej poczucia patriotyzmu niemieckiego.Ponieważ przypadkowo podsłuchiwaliśmy w sąsiednim pokoju, mogę najdokładniej powiedzieć co.- Mamy niewiele czasu, Kowalski - wmieszał się Stamm.- A więc, moja urocza damo, spraw się dzielnie - powiedział Kowalski.- Uważaj, żeby coś jeszcze z ciebie pozostało.- Tych paru Amerykanów.- odparła Lora z poczuciem wyższości.- Gdybyśmy mieli jakieś dwie dywizje takich kobietek jak ty - oświadczył Kowalski - wygralibyśmy tę wojnę.- Czas najwyższy! - naglił Stamm.- Na cóż więc jeszcze czekasz? - zapytał go Kowalski.Stamm podszedł zdecydowanie do drzwi, zapukał, nie czekając na odpowiedź otworzył je i z przyjaznym uśmiechem ruszył w stronę Jamesa I i Jamesa II.Pierwszy pracował żarliwie, drugi przyglądał mu się ze znudzoną miną.- Dama! - zaanonsował Stamm.- Tak późno w nocy - zapytał James II.- Dla takiej damy - zapewnił z emfazą Stamm - nigdy nie może być za późno.- Za kogo pan nas właściwie uważa? - zapytał nastroszony James II.- Chyba za mężczyzn - wtrącił James I z przedsiębiorczą miną.- A więc dawajcie tę damę.- Protestuję - rzekł James II łagodnie.- Nie uwzględnię twojego protestu, zanim nie obejrzę sobie tej damulki - odpowiedział James I.Stamm skinął głową i zniknął.Po chwili pojawiła się Lora Schulz, stanęła przy drzwiach, żeby dać swoim obserwatorom sposobność dokładnego obejrzenia jej.Uśmiechała się przy tym lekko.- Protest odrzucony, "pastorze"! - obwieścił James I.Potem zwrócił się do Lory Schulz ze słowami: - Proszę podejść bliżej, chyba pani nie sądzi, że kąsamy.- Na pewno nie? - zapytała Lora z miną niewiniątka, podchodząc krokiem dziewcząt z nocnych lokali.Uśmiechała się teraz szerzej, zdając sobie sprawę, jakie wrażenie wywarła przynajmniej na jednym z Amerykanów.- Co mogę dla pani zrobić? - zapytał James I, gotowy do usług.- Czy mogę usiąść?- Gdzie pani tylko chce.- Dziękuję - odparła Lora Schulz, usiadła na krześle, założyła nogę na nogę i wypięła okazały biust.Zachowywała się jak dziecko, które zobaczyło wielkiego misia.- Jak się pani tu dostała? - zapytał James II.- Nikt pani nie zatrzymał? Nie natknęła się pani na żaden patrol?- Czemu mamy zawdzięczać pani wizytę? - zapytał James I spoglądając z rozmarzeniem na jej nogi.- Cieszę się, że tu jestem - odparła beztrosko Lora Schulz.- Panowie podobają mi się.- Miejmy nadzieję, że ja nie - mruknął James II z niechęcią.- Czy musisz tutaj przeszkadzać? - zapytał James I.- Myślę, że jesteś zmęczony, śmiertelnie zmęczony pracą, którą ja wykonałem.- Ożywiam się powoli - odparł James II podnosząc głowę na podobieństwo myszy czującej zbliżanie się kota.- Muszę się czegoś napić.- To nigdy nie zaszkodzi - powiedziała Lora.James I zadzwonił na Stamma i kazał mu przynieść jeszcze jedną szklankę; okazało się to zbyteczne, gdyż bombardier już ją postawił na stole.James I skinął z zadowoleniem głową i obwieścił: - Nie chcę, by mi w ciągu najbliższej godziny przeszkadzano.- Będzie dokładnie wykonane - oświadczył Stamm.- Polecenie to - rzekł James II - do mnie się nie odnosi, mnie przeszkadzać wolno.- Tak jest - powiedział Stamm i wyszedł.James I przysunął trzy szklanki, napełnił je wodą sodową i whisky, po czym jedną ze szklanek podał Lorze Schulz.Drugą podsunął "pastorowi".Trzecią opróżnił duszkiem.- No tak - powiedział.- A więc zbliżamy się jakoś do siebie.Czemu to zawdzięczamy tę przyjemność, lady?- Chcę podziękować.- Bardzo jestem rad.Za cóż to?- Za miłe i uprzejme potraktowanie mego męża.- Mężów takich kobiet jak pani traktujemy zawsze miło i uprzejmie [ Pobierz całość w formacie PDF ]