RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjmowano go z radością wielką, bo to byli najwierniejsi jegoziemianie, ci właśnie, co dlań Ołobok odzyskali, starzy towarzysze Bolesława Pobożnego iPrzemysława ojca.Nim zsiadł, niektórzy go już na koniu jadącego w kolana całowali, czapkipodrzucali, wykrzykiwali go księciem polskim i pomorskim.A że wioska do jednego z nichnależała, starego Gozdawy, i on, i ród, i powinowaci, i przyjaciele zastępowali drogę panu.Ludziska byli dobrzy, serdeczni, do pana po swojemu przywiązani.I księciu serce się otwo-rzyło na widok tych twarzy rozweselonych, rąk powyciąganych, ust uśmiechających się do nie-go.Dla pana i dla dworu stały już gotowe stoły, beczki na krzyżowych nogach i czego duszamogła zapragnąć.Osobny namiot rozbito dla księcia, pod który zaproszono go dla spoczynku.Tu oprócz Tyszka Gozdawy, całe grono starszych otoczyło go z miłością wielką.Winszowanomu Pomorza, życzono żywota długego, spodziewano się doczekać męskiego potomka.Wśród tych życzeń i powinszowań, łacno jednak poznać było, że im coś na sercu leżało, zczym się odkryć nie śmieli, pogladając po sobie, odkładając, wahając się.Dopiero, gdy jużmisy zdjęto, a kubki z miodem dolewano, który lepiej niż piwo głowy zawracał i męstwa do-dawał (dla czego ojciec Przemysława nigdy miodu nie pijał), wystąpił Tyszko, sam pijączdrowie państwa i długi żywot jego a szczęśliwe panowanie. Miłościwy Panie nasz!  odezwał się wesoło. Myśmy tu, dzieci Twoje, drogę Ci zastą-pili, aby obliczem się Twym pocieszyć, winszować ci, życzyć, ale jako dzieciom pozwól ode-zwać się szczerym słowem. Wolnoć to przecie było zawsze każdemu, cóż dopiero wam, stary mój!  rzekł Przemy-sław, bijąc go po ramieniu. Ciężko mi się to z gardła dobędzie  odezwał się Gozdawa  ale kiedy trzeba, to mus.Wiemy to, Miłościwy Panie, że Was arcypasterz nasz do korony i królestwa prowadzi i żeWy jej godni jesteście, ale ludziom serca drżą obawą.Korona Wam da wielkość, a ona nie-przyjaciół i zazdrosnych ściągnie.Panuj Ty nam, jakoś jest, możnym księciem, my Cię i takza króla sobie mamy, a nie wyzywaj złych i zawistnych.Przemysław słuchał z powagą wielką, lice mu się zachmurzyło.Miał to w naturze swej, cowielu jemu podobnych, iż właśnie gotów był tego najgoręcej pragnąć, co wzbronionym byłolub się trudnym okazywało.Tak pierwszy raz korony zażądał, w więzieniu siedząc, a teraz,gdy przed chwilą wahał się, czy jej miał się dobijać, obawa drugich jemu dodawała męstwa.Gozdawa osłodził, jak mógł to, co wiedział, iż gorzkim się wyda. Kochany Ojcze nasz  dodał. My byśmy ci nie jedną, a dziesięć koron przynieść radzi,ale wielkość nie zawsze daje szczęście i moc, a zawsze łudzi w oczy kole.Już niepoczciwi ciZarębowie i Nałęcze po kraju biegają a noszą, że Ty nam nie ojcem chcesz być, ale panemsurowym, i że korona dla Ciebie, dla nas znaczy kajdany.Nie wierzym my w to, ale płochylud a warchoły się burzą.Mała to rzecz, bo nas więcej, cośmy Tobie wierni, i złych zmożemy,ale Brandeburgi, Zlązaki, a wreszcie i ów Aoktek, co się z Czechem rozbija, niespokojny małyczłeczek silnej dłoni i ducha, wszystko to się korony przelęknie.My się o was, Miłościwynasz, trwożemy, bo Cię kochamy.125  A!  przerwał wesoło Przemysław zwracając się do Tyszka. Ja nie mam trwogi! Ojciecnasz, Zwinka, chce korony tej dla spokoju i dla mocy jednej; ja jej nie sobie pragnę, ale zie-miom tym rozerwanym i bolejącym.Wierzcie, że korona nie zmieni mnie.Jakim byłem, ta-kim zostanę, a bez rady comesów moich i baronów106 przyczynienia się nie będę stanowił nic.Dla ziemian ojcem będę zawsze.%7łe wrogowie poczują trwogę, dobrze jest! Przyjdzie z nimiwojować, tego chcę! Na to miecz i pas rycerski noszę! Złego mi się nie stanie nic bez wolibożej, a co wola boża, tego nie ujdzie nikt!Gozdawa zamilkł, wysunął się Antek Poraita niemłody toż, bo wnuki miał dorosłe. Spomniał brat Tyszko o Zarębach, Miłościwy Panie  odezwał się. My ich znamy, lu-dzie są zli, a możni.Macie li ich co na dworze albo i Nałęczów, każcie im precz iść.Nie zważał pewnie na to Poraj, że Nałęcz, którego Krzyżem zwano, bo miał z wojny na li-cu bliznę czerwoną gdyby krzyż, stał tuż.Ten zerwał się oburzony: Za co nas wszystkich zdrajcami za jednego robicie?! Jam ci też Nałęczowego zawołaniai z tych, co krwawą chustę na szczycie mają, nie białą, alem panu wierny i nie dopuszczę, abynam w oczy plwano!Zaczęto się burzyć, bo pod namiotem Nałęczów i Zarębów nawet było dosyć, a wszyscysię jęli za swoją cześć ujmować, aż książę musiał milczenie nakazać i rzekł: Ja wierność waszą znam i nie podejrzewam, ale i tym, co koło mojego bezpieczeństwastoją, za złe ich troski wziąć nie mogę.Milczcie więc, gdy ja nie obwiniam.Lecz niełatwo było uspokoić rozdrażnionych, a Poraj dołożył jeszcze: Tak ci to Ludek, Pakosławowy syn, przysięgał, że za ojca się mścić nie będzie, przecieżHenryka na męki zdał.I zakończył głośno: Za złe nam nie miejcie, Miłościwy, że my się korony obawiamy, aby ona jak Zbawicie-lowi Panu cierniową nie była.Tyś nam w książęcej czapce królem.Drudzy poczęli wołać, aby zdrów był i panował im łaskawie, na co książę kłaniając się,kubkiem wkoło wodząc i przepijając, odpowiadał rad bardzo.Wszczął się rozhowor poufalszy a weselszy, bo ludzie się z sobą wprędce jednać zaczęli, aw duszy Przemysława stało się to, czego pewno ani on, ani się nikt nie spodziewał, wstąpiłow nią męstwo, wielka ochota do korony, gotowość ważenia się na wszystko, aby jej dostać.Gwarzono tak, gdy około namiotu, w którym siedział książę, zamieszanie się jakieś wszczęłoi gwar.W dali gromadny tętent koni słychać było [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl