[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dnia tego wszakże, stojąc przy wstępie do prezbiterium, kiedy się przypadkiem oglądnął,ujrzał przy bocznym ołtarzu klęczącą na schodkach bardzo piękną dziewicę.Była to młodapanienka, która miała rączki złożone przed sobą, duże czarne oczy wpatrzone w główny obrazołtarza, a w tych oczach łzy żywe i takie rzewne, że nie można było patrzeć na nią bez głębo-kiego wzruszenia.Tą panienką była podkomorzanka Stasia, która, odebrawszy w wilią dnia tego wiadomośćo wyzdrowieniu matki z ciężkiej i niebezpiecznej choroby, wyszedłszy rankiem z ochmistrzy-nią swoją do miasta, najpierw do kościoła wstąpiła, aby Panu Bogu podziękować za tę ser-deczną pociechę.Widok Stasi z takimi łzami w oczach wzruszył Flawiusza do głębi jej piękność zrobiła nanim odurzające wrażenie.Zdawało mu się, jakby po długiej, bezświetlnej nocy z jej oczu ude-rzył dla niego świt ranny, zapowiadając najwspanialszy wschód słońca.Flawiusz doczekał na miejscu, aż póki Stasia nie skończyła modlitwy, a kiedy wyszła z ko-ścioła, poszedł za nią.Doprowadziwszy ją aż do domu, w którym mieszkała, wypytałodzwiernego o wszystko, czego tylko mógł się od niego dowiedzieć.A kiedy powziął o niejwiadomość, że była córką jakiejś szlachcianki wdowy, mieszkającej gdzieś w dalekim zakąt-ku od granic Rusi, zdało mu się, że nie mógł trafić szczęśliwiej, i puściwszy wodze swoimuczuciom, rozkołysał w sobie najrozkoszniejsze marzenia.Flawiusz nie zalał szlachty pol-skiej i nie śnił o tym, że ta, im dalej zamieszkała od owych wielkich gościńców, którymi cy-wilizacja do Polski wpływała, o tyle tylko pewniej być może nieprzystępną dla niego i o tyleprędzej się przyczyni do zamienienia jego rozkosznych marzeń w puste złudzenia.Wszakże mniejsza to było wobec tego, że puściwszy wodze swoim nieokiełzanym uczu-ciom, otworzył on przez to drogę pozostałościom tych wszystkich złych nałogów, które poswoim wychowaniu pierwotnym jeszcze zawsze przechowywał w sobie.Jakoż zaraz naów-czas owe zbrukane gruzy, które ze zburzonej złego ducha warowni w nim pozostały, zaczęłyzeń po kolei wystawiać swoje szkaradne głowy i za przewództwem namiętności, a umilknie-niem rozsądku, jego postępkami kierować.Widzieliśmy w swoim czasie te postępki, które go miały zbliżyć do podkomorzanki, i za-prawdę, mogliśmy się nad nimi tylko litować.Po owej scenie z młodym Rudnickim w dzień190św.Katarzyny pisał on jeszcze list do podczaszynej przemyskiej, ale i to się już na nic niezdało.Wszakże wkrótce potem Stasia wyjechała do matki a w Warszawie zaczęły chodzić corazgłośniejsze wieści o przyszłej wojnie.Z różnych stron różne czyniono do tego przygotowania.W jedną stronę rzucił się Jędrzej Flawiusz rzucił się w drugą stronę.Obydwie te strony zeszły się z sobą najchwalebniej, ale najnieszczęśliwiej bo tylko nato, ażeby jedną wspólną podzielić klęskę.Klęski takie przytłumiają zwyczajnie umysł, rodzierają częstokroć serce.Ale młodzi ludzie, mający jeszcze ufność w sobie i przyszłość przed sobą, opierają sięzwykle takim strapieniom, budując sobie zaraz jakieś nowe nadzieje.Tylko stary skarbnik, zbliżający się już do kresu swego życia i roli, upadł na chwilę podciężarem tego strapienia; młodzi dotrzymali placu temu ciosowi i poszli dalej w drogę swegożywota.Flawiusz nawet nie miał ani jednego dnia swobodnego do podziału utrapień publicznych,bo prawie równocześnie z ukończeniem wojny naszły go utrapienia jego własne, daleko bliż-sze.W dniach onych bowiem jego dziadek staruszek zakończył życie.Zmierć ta, niespodziewana wcale, dotknęła go bardzo boleśnie Flawiusz dopiero terazuczuł w całej pełni swoją samotność.Wszakże w parę dni po pogrzebie do żałoby i smutków przyłączyły się jeszcze nowe oba-wy.Staruszek został ranny przy sypaniu okopów nad Wisłą i umarł nagle, nie zostawiającżadnego rozporządzenia swoim majątkiem.Dawniej, kiedyś Flawiusz roił sobie nadzieje, że po śmierci dziadka, kiedy mu się dostanąw ręce jego papiery, znajdzie w nich niezawodnie jakiś ślad swojego pochodzenia.Rzucił siętedy zaraz do tych papierów i przeglądał je z tym większą ciekawością, ile że szukał w nichrozwiązania dwóch kwestyj najważniejszych dla siebie: kwestii majątku i imienia.Ale praca jego na nic się nie przydała.Ani o jednym, ani o drugim nie było tam ani śladu.Nie pozostało mu tedy nic, jak udać się jeszcze do ksiąg miejskich.Jakoż księgi te byływymowniejsze cokolwiek od dziadkowych papierów, ale tylko cokolwiek.Flawiusz znalazłwniesiony w nich testament swojego dziada który mu kamienicę legował na wieczne czasy ale nic więcej.Uspokojony przynajmniej z tej strony, chciał znalezć jeszcze, kto był właści-cielem tej kamienicy przed dziadkiem ale o tym tam ani śladu nie było.Karty poprzedniebyły wszystkie wydarte i zdawało się, że to było zrobione umyślnie.Wypadek ten rozdrażnił na nowo w Flawiuszu przykre uczucie jego położenia i nową gonapełnił goryczą.Niecierpliwy młodzieniec zaczął na nowo czynić poszukiwania i rozpytywało to najsędziwszych starców całego miasta: ale nikt mu nic nie umiał powiedzieć.Nikt żadne-go dawniejszego właściciela tu nie pamiętał.Jakaś stara przekupka z przedmieścia, która nie-gdyś w sieni tej kamienicy sprzedawała owoce, pamiętała wprawdzie jeszcze innego burgrabięw tym domu i pamiętała także, że przez jedną zimę mieszkała tam pani tego domu, jakaś wo-jewodzina albo kasztelanowa gdzieś od Rusi Czerwonej, ale jak się nazywała, skąd była, to jejzupełnie uleciało z pamięci.Flawiusz chciał dojść czegoś z herbu umieszczonego nad bramą,ale i tu wszelkie dochodzenia nie przyniosły żadnego skutku: bo wieleż to domów używałotego herbu, a pomiędzy nimi także niejeden tylko używa go z ową małą odmianą.Całą tedy korzyścią jego z tych poszukiwań było, że się tylko tą starą myślą zniepokoił nanowo i na nowo zaczął myśleć o daniu sobie jakiejś statecznej podstawy w tym życiu.Wtedy obudziła się w nim także uśpiona cokolwiek myśl o pięknej podkomorzance.O niej,o jej domowych stosunkach, o jej rodzinie, a nawet i o Rudnickim Flawiusz wiedział jużwszystko i zdawało mu się, że pomimo to wszystko, doprowadzenie do celu tej myśli nie było191niepodobieństwem [ Pobierz całość w formacie PDF ]