RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzniósł zatem w głębi duszy ostatnią modlitwę do Brahmy, po czym szparkoskierował się ku wrotom zamku.Tuż za nim podążał Korkoran z Luizą, która niczym chartspragniony zabawy skakała radośnie u boku swego pana.Dzięki tej podwójnej eskorcie Korkoran bez obawy wszedł do zamku.Wszyscy ustępowalimu z drogi.Skoro jednak znalazł się u stóp wieży, gdzie przebywał Holkar ze swą córką,Hindus stanął i nie chciał iść dalej. Panie wielmożny  powiedział  jeżeli wejdę z tobą, zginę bez wątpienia.Zanim zdążęwymówić słowo w swej obronie, Holkar każe ściąć mi głowę.Ty zaś, panie, skoro obstajeszprzy swym zuchwałym zamiarze. Dobrze już, dobrze.Holkar nie jest tak okrutny, jak o nim mówią, i jestem przekonany,że niczego nie odmówi mojej drogiej Luizie.Z tobą to inna sprawa.Zmykaj, tchórzu! Panie wielmożny  odezwał się Hindus z pokorą  żadna inna głowa nie będzie leżeć namych barkach tak dobrze jak moja własna, a co więcej, nie znam maści, którą mógłbym jąprzykleić, gdyby Jego Książęca Wysokość raczył ją ściąć.Niech Brahma i Budda będą ztobą!To mówiąc rzucił się do ucieczki.Korkoran nie próbował go powstrzymać i bez dalszejzwłoki przemierzył dwieście pięćdziesiąt stopni wiodących na taras, z którego książę Holkarchłonął spokój doliny Narbady.Luiza szła przed swym panem i pierwsza ukazała się na tarasie.Na jej widok księżniczkaSita wydała okrzyk trwogi, książę zaś zerwał się, wyszarpnął pistolet zza pasa i wystrzelił.Szczęściem kula uderzyła w mur, spłaszczyła się i trafiła rykoszetem w Korkorana, którypostępował tuż za Luizą.Kapitan dostał lekki postrzał w rękę. Ależ Wasza Wysokość porywczy!  zawołał Korkoran nie bacząc na powyższe zajście.Luiza, do mnie!Był czas najwyższy, ażeby pohamować tygrysicę, która właśnie gotowała się do skoku nawroga, zamierzając poszarpać go na kawałki. Do mnie, moja miła  powtórzył Korkoran. O tu, dobrze.Połóż mi się u nóg.Doskonale! A teraz poczołgaj się ku księżniczce i złóż jej uszanowanie.Nie obawiaj się,pani, Luiza jest łagodna jak baranek.Chce cię przeprosić za chwilę trwogi.Luizo, mojadroga, przeproś księżniczkę.Luiza spełniła polecenie, Sita zaś pogładziła ją łagodnie ręką, co wydawało się wielceschlebiać tygrysicy.Holkar tymczasem trwał w pozycji obronnej. Ktoś ty?  spytał wyniośle. W jaki sposób dotarłeś aż tutaj? Był żebym zdradzonyprzez własnych poddanych i wydany Anglikom? Wasza Wysokość nie został zdradzony  odrzekł łagodnie Korkoran. Co do mnie zaś,to wdzięczny jestem Opatrzności za to, że stworzyła mnie Bretończykiem i że nazywam sięKorkoran, jak również za to, że nie każe mi być Anglikiem.Holkar w milczeniu ujął młoteczek ze srebra i uderzył w gong.Nikt się nie stawił na to wezwanie. Wasza Wysokość  rzekł z uśmiechem Korkoran  nie ma tu nikogo dość blisko, ażebyWaszą Książęcą Mość usłyszeć, albowiem na widok Luizy wszyscy rzucili się do ucieczki.Niech się jednak książę uspokoi; Luiza odebrała dobre wychowanie i umie się zachować.Jakiej ż to zdrady Wasza Wysokość się lęka? Skoro nie jesteś pan Anglikiem  odparł Holkar kim pan się mienisz i skąd przybywasz? Wasza Wysokość  rzekł Korkoran  oprócz Hindusów są na tym świecie dwa rodzajeludzi: Francuzi i Anglicy.Jedni bardziej łakną pochwał, drudzy złota, za to jednakowo są21 zaczepni i jednakowo skłonni mieszać się nieproszeni w nie swoje sprawy.Należę do tychpierwszych.Jestem kapitan Korkoran. Co!?  zawołał Holkar. Jesteś pan owym sławnym kapitanem, co dowodził  SynemBurzy ? Sławny czy nie, jestem kapitan Korkoran  odparł Bretończyk. I to pan  pytał dalej Holkar  zostałeś napadnięty koło Singapuru przez dwustumalajskich piratów, których strąciłeś pan w morze mając zaledwie dwunastu ludzi załogi? Tak, to ja  odrzekł Korkoran. Gdzie Wasza Wysokość czytał o tym wydarzeniu? W Bombay Times.Te niecnoty Anglicy pierwsi wiedzą o wszystkim, co się dzieje naoceanie.W swoim czasie chcieli nawet wmówić, żeś jest pan Anglikiem. Ja Anglikiem?!  zakrzyknął Korkoran oburzony. Tak, lecz prawie natychmiast sprostowano pomyłkę.Jak zapewne panu wiadomo,dwunastu spośród tych nędzników malajskich zawisło na stryczku.Trzynasty wszakże zdołałumknąć, w chwili gdy wiedziono go na szubienicę, zaszył się wśród uliczek Singapuru i kryłsię tam czas jakiś, po czym załadowawszy się na statek chiński dopłynął do Kalkuty, skądprzybył do mnie szukać schronienia.To Hindus, muzułmanin.On to mi opowiadał, w jakichokolicznościach zetknął się był z panem oko w oko.Lecz poczekaj pan, oto i on.I rzeczywiście, w tej właśnie chwili jakiś niewolnik ukazał się na progu.Był to mężczyznawysoki, urodziwy, a nawet piękny w europejskim rozumieniu, ale budowy raczej wątłej,świadczącej bardziej o zręczności niż o sile.Na widok Korkorana, zwłaszcza zaś na widok Luizy, która ryknęła groznie, niewolnikprzejawił chęć ucieczki, lecz Holkar go powstrzymał. Ali!  krzyknął za nim. Najjaśniejszy Panie? Przypatrz się bacznie temu cudzoziemcowi o białej twarzy.Znasz go?Ali zbliżył się z wyrazem wahania, lecz gdy tylko spojrzał na Korkorana, zawołał: Panie miłościwy! To on! Kto? Kapitan! A oto i ona!  dodał wskazując tygrysicę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl