RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zajmij się bagażami państwa! A teraz proszę za mną!Kapitan Slim najpierw zaprowadził gości do kabiny przeznaczonej dla młodego małżeństwa, pomógł w ułożeniu bagaży, a potem wspólnie przeszli do kabiny kapitańskiej, szumnie zwanej przez niego apartamentem.Było to też najobszerniejsze i najschludniejsze pomieszczenie na statku.Na stole nakrytym do kolacji na cztery osoby stała bateria butelek oryginalnej jamajki.Na ich widok kapitan Nowicki rozpogodził się i rzekłŕ- Ha, widzę, że nie zapomniałeś o delikatesie, za którym przepadam! Kapitan Slim odruchowo dotknął dłonią szerokiej blizny na policzku i odparłŕ- Jak mógłbym zapomnieć! Dzięki tobie skończyło się tylko na tym.- To musiała być okropna przygoda?! - zawołała Sally.- Jaka tam okropna przygoda! Zwykła bójka! - zaoponował Nowicki.- Skoro poczęstunek gotowy, to nie traćmy czasu i siadajmy do stołu.- Kiedy odpływamy z Belem? - zapytał Tomek z niepokojem spoglądając na rząd butelek.- Moglibyśmy wyruszyć na noc, zaraz po załadunku drzewa, ale pilot spił się do nieprzytomności.Odpłyniemy o świcie.- Zaraz po kolacji zajmę się twoim pilotem - wtrącił Nowicki.- Zanurzę mu łepetynę w kuble wody z Amazonki, to wytrzeźwieje.*Sally przerażona spoglądała na kapitana Slima, Nowickiego i Tomka, którzy trzymając pilota za nogi, zanurzali jego głowę w wiadrze mętnej wody.Nieszczęsny pilot sapał, wypluwał brudnożółtawe strumienie na pokład, rozpaczliwie machał rękami, które trzeszczały w stawach i chrobotały niczym skrzydła starego wiatraka.Sally nie mogła dłużej na to patrzeć, więc podbiegła do nich i wyrzuciła wiadro za burtę.Wtedy rozgniewani mężczyźni z rozmachem wyrzucili pilota w ślad za wiadrem.Sally wspięła się na poręcz, aby skoczyć tonącemu na ratunek i.przebudziła się z koszmarnego snu.Odetchnęła z ulgą, a następnie parsknęła śmiechem ujrzawszy Dinga, który zaniepokojony badawczo spoglądał na nią."Santa Maria" płynęła trzeszcząc w wiązaniach, a wielkie koło wprawiające ją w ruch miarowymi obrotami chrobotało głośno.A więc już znajdowali się w drodze do Manaos, a ona po prostu przespała wypłynięcie z portu.Sally rozejrzała się wokoło.Tomka nie było w kabinie, zapewne z pokładu przyglądał się okolicy.Na stole, pod zawieszoną nad nim lampą naftową, leżały dziesiątki różnych owadów z opalonymi skrzydłami.Teraz właśnie Sally przypomniała sobie, że poprzedniego wieczora długo nie mogła zasnąć, gdyż roje owadów nadlatywały do światła lampy, brzęczały w moskitierze osłaniającej koję, a potem hałasowały na stole."To przez te owady zaspałam, a Tommy nie obudził mnie." - szepnęła.Raźno wyskoczyła z kabiny.Wśród pasażerów pierwszej klasy, która mieściła się na drugim pokładzie, nie spostrzegła swych towarzyszy.Trochę nadąsana przystanęła przy balustradzie."Santa Maria" zapewne płynęła już od kilku godzin, gdyż obecnie znajdowała się w malowniczym, wąskim kanale po zachodniej stronie wyspy Marajo, który łączył południowe ramię ujścia z właściwą Amazonką.Statek płynął wolno, trzeszczał, chrzęścił kołem, sapał i wraz ze smugami żółtoczarnego dymu sypał wielkimi iskrami z dwóch cienkich, wysokich kominów.Płaski dach unoszący się nad drugim pokładem osłaniał pasażerów przed deszczem iskier, Sally więc oparła się rękami o balustradę i głęboko wdychała korzenny aromat płynący z lasów na pobliskich brzegach.Od czasu do czasu wśród zielonej gęstwiny zabieliła się indiańska chata bez ścian, zbudowana na wysokich palach i osłonięta dużym dachem z liści palmowych, czasem też obok domków krajowców widać było wille białych ludzi, okolone drzewami pomarańczowymi i bananowcami.Naraz ktoś przystanął za Sally.Pomyślała, że to Tomek lub kapitan Nowicki i zaczęła udawać, że nikogo nie dostrzega.Śniade dłonie pojawiły się na balustradzie tuż przy łokciach Sally.Teraz spostrzegła swą pomyłkę.Odwróciła się i ujrzała obcego mężczyznę.Był to wysoki, barczysty Metys, starannie ubrany w popielaty garnitur i melonik.W jego czerwonym krawacie tkwiła szpilka z dużym brylantem.Metys miał pewny siebie uśmiech na twarzy.Zagadnął po portugalsku.Sally nie zrozumiała ani słowa.Chciała odsunąć jego ramię, aby odejść, lecz mężczyzna ani drgnął.- Proszę mnie przepuścić! - po angielsku odezwała się Sally.- Czy nie znasz portugalskiego? - po angielsku zagadnął Metys.- Pytam, dokąd się udajesz ślicznotko! Pewno do Manaos.? Może artystka? Jeśli tak, mogę zaangażować cię do mego lokalu.Jestem właścicielem "Tesouro".Bądź dla mnie grzeczna, opłaci się.- Proszę mnie przepuścić! - ostrzej powiedziała Sally.Metys roześmiał się tylko.- Nie szukam pracy i nie mam ochoty z panem rozmawiać - dodała Sally.Metys pochylił się nad nią, lecz w tej chwili mocne szarpnięcie za ramię oderwało go od balustrady.Teraz ujrzał przed sobą nieco niższego młodego mężczyznę.Był to Tomasz Wilmowski.- Gdy kobieta mówi, że nie ma ochoty na rozmowę, należy pozostawić ją w spokoju - odezwał się Tomek mierząc Metysa surowym spojrzeniem.- Szukasz guza? - buńczucznie zapytał Metys.Tomek opanował się i odparłŕ- Nie wszczynaj awantury, bo wkrótce możesz tego pożałować!Metys znienacka zamierzył się pięścią na Tomka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl