RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wkrótce jego głód zwycięży ostroż­ność.Chory ze strachu, Kane wiedział, że kot rozgniecie go swym mamucim ciężarem.W ciągu najbliższej minuty skoczy na niego i rozpłaszczy go na ścianie.Oczy błyszczały dziką nienawiścią.Kane ważył w ręce swój miecz.Czasu wystarczy tylko na jedno beznadziejne pchnięcie.Nieodparty skok kota rozetnie mu klatkę piersiową, miażdżąc ją całkowicie.Ale Kane sądził, że jego zabójca poczuje ostrze miecza.- Kiedy skoczy, przebiję mu gardło - wrzasnął dziko Ka­ne.- Zranię go tak mocno, jak tylko będę mógł.Wycofaj się, Dwassllir! Poszukaj dużej belki, abyś zdołał się tutaj przedostać.Jeżeli mój miecz przebije go głęboko, zacznie krwawić.Będziesz mógł wtedy zabić bestię swoim toporem.Korona Brotemllaina czeka na ciebie! Kiedy powrócisz do swoich towarzyszy, po­wiedz im, jaką cenę trzeba było zapłacić za wygraną.Dwassllir z furią rzucał kamienie.Kane nie zaryzykował spoj­rzenia w jego stronę.- Kane! Trzymaj kota daleko od siebie tak długo, jak tylko będziesz mógł.Głos olbrzyma stał się przytłumiony.- To ja cię w to wciągnąłem i nie zostawię tutaj! Nie jestem tchórzem!Pochodnia się wypaliła.Pozostała jej i magikowi tylko chwila życia.Słychać było ciche dudnienie przesuwanego głazu, ale Ka­ne wpatrywał się nieruchomo w rozwścieczone oczy kota.Ty­grys ruszył, lecz zatrzymał się w pół kroku, zaniechawszy ataku.Kane naprężył się, aby przyjąć śmiertelny cios, lecz nagle ujrzał ze zdziwieniem, że szablozębny odchodzi.Długi, płonący pień drzewa przesunął się po kamieniach.Spod skalnej tafli wydobywał się basowy ryk giganta.Odwró­ciwszy się z niedowierzaniem, Kane zobaczył wyglądającą zza skały brudną twarz Dwassllira, triumfalnie szczerzącą do niego zęby.- Dokonałem tego - ryczał gigant zadyszany.Przeciągnął swoje olbrzymie cielsko przez norę, którą sam wykopał.- Podparłem tę okropną skałę toporem.Skrzypiał trochę, ale został pod nią.Prawdopodobnie będzie tam leżał, dopóki stąd nie wyjdziemy.Nagłe pojawienie się potężnej istoty sprawiło, że szablozębny uciekł w ciemności pieczary.Dwassllir popchnął pochodnię tro­chę dalej i pochylił się nad Kane'em.Siłą swych potężnych ra­mion odciągnął przygniatający go głaz.Kane rzucił się do przodu.Przegryzając z bólu wargi, wyśliz­nął się ze szpary.- Czy możesz chodzić, odważniaku?Krzywiąc się, cierpiący magik zrobił kilka chwiejnych kro­ków.- Tak.Chociaż wolałbym jechać.Olbrzym chwycił mocno pochodnię.- Pójdę zobaczyć Króla Brotemllaina - oznajmił.- Dwassllirze, nie bądź głupi.Bez topora nie dasz sobie ra­dy z potworem! Nie odegnałeś go daleko.Ciągle grasuje w pie­czarze.Będziemy szczęściarzami, jeżeli wydostaniemy się stąd, zanim zdecyduje się zaatakować!Gigant wzruszył ramionami.- Czekaj! Przynajmniej wyjdźmy na chwilę i dajmy kotu szansę odejścia.Przez ten czas możemy znaleźć belkę i wyciąg­nąć twój topór.Potem pójdziemy po koronę.- Nie.Dosyć już straciliśmy czasu.- Dwassllir był stano­wczy.- Tak naprawdę wcale nie przypuszczam, że go odzy­skam.Zrobię drugi, a ten zostawię pod skałą na wieki.Nie mo­gę nawet zaryzykować, próbując wyciągnąć go stamtąd.Po­chodnia utrzyma bestię na tyle daleko, żeby zabrać koronę.Po­za tym tygrys nie jest jedyny.Za nim pojawią się inne demony.Nie można dłużej zwlekać.Kane przeklął i utykając poszedł za nim.- Hej, Szablozębny! - ryczał Dwassllir, zagarniając kawał rozłupanego stalaktytu.Odpowiedziało mu warczenie z wgłębie­nia w pieczarze.- Szablozębny! Czy wiesz, kim jestem? Moi przodkowie byli twoimi wrogami.Zabijali was i robili dla swych kobiet naszyjniki z waszych pięknych kłów.Słuchaj mnie, be­stio! Chociaż jesteś trzy razy większa od swych przodków, nie boję się ciebie! Nazywam się Dwassllir ostatni prawdziwy syn starych królów.Przybyłem po moją koronę! Schowaj się do dziury! Inaczej wyjdę stąd nie tylko z koroną! Zabiorę też ze so­bą białe futro!Wyznanie giganta rozniosło się po całej pieczarze.Słychać by­ło warczenie rozwścieczonego tygrysa.Gdzieś w mroku stąpał na swych ciężkich łapach, ale z powodu echa nie można było go zlokalizować.Spanikowane nietoperze przypuściły atak.Pył i kawałki kamieni spadły na Kane'a i Dwassllira.Magik niespo­kojnie wyciągnął miecz, nie wiedząc jak oddać cios.- Król Brotemllain! A jednak legenda nie kłamała - wy­szeptał Dwassllir.Zafascynowany, stał przed tronem dawno już nieżyjącego bohatera.Jego twarz promieniowała wizją dawnej chwały [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl