RSS


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Poddaję ci siebie i moich ludzi.opierając się na twoim słowie, cokolwiek okaże się warte.Gwellines jest zbyt dobrym rumakiem bojowym, by pozwolić go naszpikować selonaryjskimi strzałami.XII.TROFEA ZWYCIĘSTWAPrzez dwa dni po bitwie niebiosa płakały - ciężkim deszczem, oznaczającym koniec krótkiego lata Ziem Południowych.W Selonari zapanowała radość - niepohamowana orgia, przy której Święto Wiosennego Księżyca zdawać się mogło stypą żebraka.Zwycięstwo!A przynajmniej jak na razie.Lord Malchion, wstrząśnięty zdziesiątkowaniem swej armii, wycofał się do Breimen.Nadal jednak miał ponad jedną czwartą swych wojsk i większość zaopatrzenia.Ale nawet odliczając straty Dribecka, władca Selonari miał teraz ogromną przewagę liczebną, więc próba przekroczenia Macewen pod okiem jego wojowników skończyłaby się masakrą.Głęboko do tknięty, przeżywając utratę córki mocniej, niż to okazywał, kulawy Wilk rozpoczął ponury odwrót do Breimen.Tam zamierzał odbudować armię, nim rozpocznie następną ofensywę.Tymczasem trzeba było zapewnić obronę Breimen na wypadek, gdyby Dribeck pokusił się o marsz na północ przeciw miastu.Byłby to fatalny błąd strategiczny, a Malchion żywił cichą nadzieję, że przeciwnik będzie na tyle nieroztropny, by go popełnić.Ale w tej chwili nikt nie mógł przekroczyć Macewen, bo rzeka wezbrała, miłosiernie spłukując wojenne szczątki aż do swej delty w Morzu Zachodnim.Triumfująca armia Dribecka brnęła wśród deszczu do Selonari.Wozy uginały się pod łupami bitewnymi - stosami uzbrojenia, ale i noszami z rannymi.Przez całą noc plądrowano pole walki, wrzucając trupy Breimeńczyków do rzeki, chowając własnych kolegów w wielkich kurhanach.Zaopiekowano się rannymi - na rozkaz Dribecka nawet nieprzyjacielskimi - choć w takiej bitwie, jaka się rozegrała, rany z reguły były albo śmiertelne, albo powierzchowne.Patrole już się zmęczyły polowaniem na nielicznych pozostałych przy życiu breimeńskich uciekinierów.Gdy zaś upewniono się, że Malchion jest w odwrocie, główne siły Dribecka skierowały się do Selonari, by świętować zwycięstwo.Syci chwały i łupów żołnierze nieomal spełnili groźbę Malchiona, iż Selonari zostanie zrównane z ziemią.Walka ze śmiercią u boku uderza do głowy tym, którzy unikną jej kosy, a życie wydaje się im nową oblubienicą, z którą trzeba zabawiać się aż do rana, zanim świt rozproszy czar pierwszej nocy.Pito za poległych, a ocaleni pocieszali ukochane.Wesołość skryje żal, który nadejdzie jutro, gdy wino zwycięstwa skwaśnieje.Ale w noc powrotu Selonari należało do zwycięzców, przepełniających jego ulice i tawerny w niepohamowanej zabawie.Teres przywdziała na twarz maskę obojętności i piła niewiele wina.Stół bankietowy, przy którym siedziała, uginał się od wyszukanych potraw, ale jej bólu nie mogło uśmierzyć pożywienie.Wraz z jej żołnierzami oprowadzano ją ulicami Selonari, obok innych wystawianych na pokaz łupów wojennych, wśród gwizdów pospólstwa.Ale nie wyrządzono im krzywdy innej, niż obrzucanie obelgami i odpadkami.Jej żołnierzy uwięziono gdzieś w kazamatach Dribecka - jak dotąd skrupulatnie dotrzymywał słowa.Teres uczyniono wątpliwy zaszczyt uczestnictwa w uczcie zwycięstwa Dribecka.Odarta z broni i zbroi, siedziała wyprostowana przy głównym stole, wyróżniając się wśród pysznie odzianej szlachty śladami bitwy na kaftanie i spodniach.Teres rozważała ponuro, czy jej poddanie się było mądrym posunięciem.Gdyby ktokolwiek był tak głupi, by położyć blisko niej nóż, chwyciłaby go i zatopiła w zaczerwienionej z dumy szyi Dribecka.Ale lokaje po obu bokach pilnowali jej czujnie - obsługiwali ją z chłodną uprzejmością niemniej byli strażnikami.Teres sączyła wino małymi łykami, pocieszając się, że Dribeck przynajmniej uszanował jej odwagę i nie potraktował jak jakąś zapłakaną brankę, zmiażdżoną wspaniałością swego zdobywcy aż do potulnego poddania.Do diabła, ale to znów nie pomoże jej w ucieczce.Być może powinna schować dumę do kieszeni i odrobiną poskamlać.aby uśpić ich czujność.Nie, nie poniży się więcej.Niech ci odrażający głupcy chlają i przechwalają się męstwem przed swymi wybladłymi kurwami! Wkrótce Dribeck będzie nazbyt pewny siebie, a wtedy pozna, jaką furią jest ta, którą spodziewa się trzymać w niewoli!Z kolei Teres zaczęła się zastanawiać, jak mogłaby porozmawiać z Kane'em nie budząc podejrzeń.Zdawało się, że potężny cudzoziemiec zupełnie pogrążył się w piciu wina - zadumany wśród śmiechów i głośnych rozmów.Dribeck szepnął coś do dworskiej dziwki, która wślizgnęła się na miejsce obok Kane'a.Ale na swe lubieżne awanse uzyskała tylko pełne roztargnienia reakcje.Teres chciała, by dał jej jakiś znak, jakkolwiek okazał, że zamierza jej pomóc.W straszliwej samotności w cytadeli wroga ten tajemniczy człowiek był jej jedynym przyjacielem.Większość osób zebranych przy głównym stole - dowódcy Dribecka, wybitniejsi szlachcice, ich kobiety oraz pani o wyniosłej urodzie jak się dowiedziała, była to Gerwein, arcykapłanka Shenan) - ignorowała Teres.Rozmowę prowadzono w zwięzłym języku Ziem Południowych, których ciemnowłosi mieszkańcy osiedlili się tutaj, nim nastąpiły wollendańskie migracje.Teres znała go dostatecznie dobrze, aby rozumieć rozmowę, gdyby miała na to ochotę, ale główny temat był dla niej zbyt bolesny.Kilka prób Dribecka wciągnięcia jej do rozmowy - mówił płynnie po wollendańsku - chłodno odtrąciła.Tak więc pomimo rzucania zaciekawionych spojrzeń zdobywcy musieli się zadowolić jej pełnym dumy milczeniem.Prawdopodobnie uważali ją tylko za jeszcze jedno trofeum wojenne, wystawione na pokaz podczas uroczystości.Jedna para oczu wpatrywała się w nią z otwartą wrogością.Ristkona, starego wroga Malchiona, mordercy jej krewnych, zdrajcy Breimen w przeszłości - i podwójnego zdrajcy dziś.Choć była tylko małą dziewczynką podczas spisku Ristkona dla przechwycenia władzy w Breimen, dobrze zapamiętała jego uśmiechniętą twarz.Cięcie w lewy policzek zniekształciło go paskudną blizną, wykrzywiając kącik ust w ponury uśmiech.Był niegdyś próżnym młodzieńcem, z dziewczęco piękną twarzą i wysokim, o gracji pantery ciałem.Okaleczenie zniekształciło nie tylko jego uśmiech.Sądzono, że po porażce uciekł z Ziem Południowych i popłynął na północ, poza zasięg gniewu Malchiona.Oczywiste było, że Dribeck musiał go wygrzebać w jakimś złej sławy porcie na północnym wybrzeżu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • wblaskucienia.xlx.pl