[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tatusiu! Tato! - Dirk wbiegł na polankę.- Tato, ile masz?- Dwa - odparł Sean.- Tylko dwa? - W głosie Dirka słychać było wyraźnie rozczarowanie i wstyd.- Nawet wielebny Smiley pobił cię na głowę.Zabił cztery!66.Ruth wróciła do Pietermaritzburga następnego wieczora po polowaniu.Sean nalegał na to, żeby pozwoliła się odwieźć do domu.Ada, Dirk i kilkanaście przyjaciółek, które Ruth pozyskała w czasie tygodniowego pobytu w miasteczku, odprowadzili ich na stację.Sean starał się odciągnąć Ruth od zapamiętałej rozmowy, w którą wszystkie panie wdały się tuż przed odjazdem pociągu.Jednak jego ciągłe nalegania: “Kochanie, lepiej wejdź do wagonu” i “Maszynis, ta dał już znak chorągiewką”, były zupełnie ignorowane, aż wreszcie Sean musiał wziąć Ruth w ramiona i wsadzić ją do pociągu jak bagaż.Po chwili jej głowa wysunęła się przez okno i Ruth podjęła dyskusję w miejscu, w którym została przerwana.Sean miał już wsiąść za nią, gdy zobaczył Dirka.Z poczuciem winy uprzytomnił sobie, że okropnie zaniedbał syna w ciągu ostatniego tygodnia.- Cześć, Dirkie.- Sean zawołał chropowatym głosem.Chłopiec rzucił mu się w ramiona, zaplatając ręce wokół szyi ojca.- Daj spokój, Dirk.Jutro wracam.- Chcę jechać z tobą.Sean usiłował rozluźnić uchwyt chłopca.Kobiety przyglądały im się w milczeniu i Sean czuł, jak rumieni się ze wstydu.Mój Boże, przecież to już nie jest małe dziecko - ma prawie piętnaście lat.Sean usiłował nie pokazać po sobie irytacji, gdy szepnął mu na ucho:- Uspokój się natychmiast.Co sobie ludzie o tobie pomyślą?- Weź mnie ze sobą, tatusiu.Proszę, weź mnie ze sobą.- Dirk drżał mocno w jego ramionach.Rozległ się dźwięk gwizdka.Z widoczną ulgą kobiety odwróciły się od nich i zaczęły mówić szybko jedna przez drugą.- Myślisz, że jestem z ciebie dumny, kiedy tak się zachowujesz? - syknął na niego Sean.- Bądź grzeczny i pożegnaj się ze mną normalnie.Dirk ściskał kurczowo jego rękę, a łzy napływały mu do oczu.- Uspokój się natychmiast! - Sean odwrócił się od niego i wskoczył do wagonu, gdy pociąg szarpnął i ruszył.Dirk zrobił kilka niepewnych kroków za nim i nagle się zatrzymał.Ramiona trzęsły mu się gwałtownie, a oczy utkwił w twarzy ojca, kiedy ten wyjrzał przez okno.- Dirkie, tatuś wróci jutro do domu.- Ada położyła delikatnie rękę na ramieniu chłopca.- Nie kocha mnie - wyszeptał Dirk.- Nigdy nawet.- Oczywiście, że cię kocha - przerwała mu szybko Ada.- To tylko dlatego, że był.Dirk nie pozwolił jej skończyć zdania.Szarpnięciem zrzucił jej rękę z ramienia, odwrócił się i zeskoczył z peronu na tory.Przebiegł pod ogrodzeniem z drutu kolczastego i rzucił się pędem przez pola, żeby przeciąć tory w miejscu, gdzie pociąg wyjeżdżał z szerokiego łuku, wspinając się wolno na skarpę.Biegł z wykrzywioną boleśnie twarzą, czując, jak ostre trawy uderzają go po nogach; biegł wyrzucając gwałtownie ramiona, żeby złapać jeden rytm z nogami - a przed nim pociąg zagwizdał żałośnie wysuwając się zza plantacji van Essena.Pociąg już go mijał, oddalony o pięćdziesiąt jardów, nabierając szybkości, żeby wspiąć się na skarpę.Nie zdąży - mimo że wagon Seana był na samym końcu składu - nie miał szans go doścignąć.Zatrzymał się w miejscu, dysząc ciężko, wypatrując ojca, ale okno w przedziale Seana było puste.- Tato! - krzyknął na całe gardło, lecz jego głos utonął w stukocie kół i chrapliwym steku parowozu.- Tatusiu! - Zaczął machać rękoma nad głową.- Tatusiu! To ja.Ja, Dirk.Przedział Seana przesunął się wolno przed nim.Przez kilka krótkich sekund Dirk mógł dojrzeć wnętrze przedziału.Sean stał bokiem do okna.Pochylony do przodu obejmował Ruth ramionami.Jej głowa była odrzucona do tyłu, a nie związane włosy rozsypały się ciemnym strumieniem na plecach.Śmiała się, pokazując białe zęby.Jej oczy lśniły.Sean pochylił się jeszcze bardziej i zakrył jej otwarte usta swoimi wargami.Jeszcze chwila i oboje zniknęli.Dirk stał nieruchomo ze wzniesionymi ramionami.W końcu wolno opuścił je na dół.Z twarzy znikło napięcie.Oczy były bez wyrazu, gdy patrzył na wijący się w górę zbocza pociąg, aż wreszcie ostatnia chmurka białej pary zniknęła za horyzontem.Dirk przeszedł przez tory i znalazł ścieżkę prowadzącą na szczyt wzgórza.W pewnej chwili podniósł ręce, otarł palcami łzy z policzków i stanął, patrząc na idącego skarabeusza.Żuk był wielkości kciuka, połyskliwie czarny i uzbrojony w groźnie wyglądający róg.Pchał przed sobą kulkę gnoju trzy razy większą od niego samego.Podnosił się na tylne nogi i wyrzucając przednie przed siebie popychał gładką kulkę.Skarabeusz nie bacząc na nic dążył do jakiejś kryjówki, gdzie mógłby zakopać kulkę i złożyć w niej jajeczka.Czubkiem buta Dirk kopnął kulkę w trawę.Pozbawiony celu swojego istnienia żuk znieruchomiał.Po chwili rozpoczął poszukiwania.Krążył w tę i z powrotem, przesuwając z chrzęstem lśniący pancerz po ziemi.Kiedy Dirk patrzył na te gorączkowe poszukiwania, jego twarz była spokojna i piękna.Podniósł stopę i przycisnął żuka lekko obcasem.Czuł, jak pod butem rusza się maleńkie ciało, aż wreszcie pancerz pękł z chrzęstem i spod nogi trysnął brązowy płyn.Dirk podjął wspinaczkę na szczyt wzgórza.Tej nocy Dirk był sam.Otoczył nogi ramionami i oparł czoło o kolana.Przenikające przez gałęzie białe światło księżyca było zimne i przywodziło na myśl uczucie wypełniające Dirka.Podniósł głowę [ Pobierz całość w formacie PDF ]