[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śledziłem was na polecenie burmistrz Branno.Branno nie kazała mi kontaktować się z wami osobiście.Zrobiłem to tylko po to, żeby was ostrzec, że jesteście śledzeni i że, wysyłając was, Branno miała w tym swój cel.Nie rozmawiałbym z warni o niczym więcej, gdybyście niespodziewanie nie poruszyli sprawy Ziemi.A więc powtarzam jeszcze raz - to wszystko, co było w przeszłości, Bel Arvardan, synapsyfikator i wszystko inne, nie ma nic wspólnego z tym, co jest teraz.Mówię wam jeszcze raz: Ziemia jest martwą planetą.Radzę wam gorąco - lećcie na Comporellon.Tam dowiecie się wszystkiego, co chcecie wiedzieć.Tylko nie zostawajcie tutaj.- A ty, oczywiście natychmiast zameldujesz burmistrz Branno, że lecimy na Comporellon.i polecisz za nami, żeby się upewnić, czy naprawdę tam się udamy.A może Branno wie już o tym? Przypuszczam, że dokładnie ci powiedziała, co masz nam tu mówić i że nauczyłeś się tego na pamięć i powtarzasz słowo w słowo, bo ona chce, żebyśmy polecieli na Comporellon.Może nie?Twarz Compora pobladła.Poderwał się na równe nogi.Powiedział, z trudem starając się opanować głos:- Starałem się wyjaśnić sprawę.Starałem się wam pomóc.Nie powinienem był tego robić.Trevize, możesz się zapaść w czarną dziurę.Odwrócił się na pięcie i odszedł szybko, nie oglądając się.Pelorat miał z lekka osłupiałą minę.- To było trochę nietaktowne, Golan.Może udałoby mi się wyciągnąć z niego coś więcej.- Na pewno nie udałoby ci się - odparł poważnie Trevize.- Nie udałoby ci się wyciągnąć z niego nic oprócz tego, co sam chciał powiedzieć.Nie znasz go, Janov.Do dzisiejszego dnia ja też go nie znałem.45.Trevize siedział nieruchomo w swym fotelu, pogrążony w myślach.Pelorat nie mógł się zdecydować, żeby przerwać te rozmyślania.W końcu przełamał się i rzekł:- Będziemy tak siedzieć całą noc, Golan? Trevize drgnął.- Nie, skąd! Masz rację, poczujemy się lepiej wśród ludzi.Chodź!Pelorat wstał.- Nie znajdziemy żadnych ludzi.Compor mówił, że dziś jest tu jakiś dzień medytacji - powiedział.- Tak mówił? Był ruch na ulicach, kiedy tu jechaliśmy samochodem?- Tak, niewielki.- Ja myślę, że całkiem duży.A zresztą, czy miasto było puste, kiedy tu przybyliśmy?- Nie bardzo.Mimo to musisz przyznać, że tutaj jest pusto.- Owszem, jest.Zauważyłem to.Ale idziemy, Janov.Jestem głodny.Musi być tu gdzieś jakieś miejsce, gdzie można coś zjeść.Możemy sobie pozwolić na dobry lokal.W każdym razie możemy znaleźć jakiś lokal, gdzie podają jakieś specjalności kuchni sayshellskiej, a jeśli nam to nie posmakuje, to zamówimy sobie coś z dań ogólnogalaktycznych.No chodź, a jak znajdziemy się w bezpiecznym otoczeniu, to powiem ci, co - moim zdaniem - naprawdę się tu wydarzyło.46.Trevize oparł się o poręcz krzesła z przyjemnym uczuciem odprężenia.Restauracja była z pewnością oryginalna i, w porównaniu z lokalami na Terminusie, niedroga.Potrawy przygotowywano na otwartym palenisku, które, znajdując się w sali, częściowo ją ogrzewało.Mięso podawano pokrajane na małe kawałki, z dodatkiem przeróżnych ostrych sosów.Jadło się je palcami, ujmując - aby się nie pobrudzić i nie poparzyć - przez gładkie, zielone liście, które były chłodne i wilgotne i miały lekko miętowy smak.Zawijało się kawałek mięsa w liść i wkładało się cały kęs do ust.Kelner dokładnie wytłumaczył im, jak się to robi.Najwidoczniej przyzwyczajony do gości z innych planet, uśmiechał się pobłażliwie, kiedy Trevize i Pelorat ostrożnie zabierali się do parujących kawałków mięsa i był wyraźnie ucieszony, kiedy zobaczył, z jaką ulgą stwierdzili, że liście nie tylko chronią palce przed poparzeniem, ale także ochładzają nieco mięso wkładane do ust.- Pyszne! - stwierdził Trevize i zamówił jeszcze raz to samo.Pelorat też.Siedzieli teraz nad gąbczastym, o słodkawym smaku, deserem i kawą, która miała zapach karmelu.Pokręcili nieco głowami i dodali do niej syropu, na co z kolei kelner pokręcił głową.- No więc, co się zdarzyło w centralnej informacji turystycznej? - spytał Pelorat.- Myślisz o Comporze?- A czy stało się coś jeszcze, o czym warto by było rozmawiać?Trevize rozejrzał się.Siedzieli w głębokiej niszy, w pewnym odosobnieniu od reszty sali, ale w restauracji było tłoczno i naturalny w takiej sytuacji gwar doskonale zagłuszał ich rozmowę, chroniąc przed ewentualnym podsłuchem.Powiedział cicho:- Czy to nie dziwne, że leciał za nami aż do Sayshell?- Powiedział, że ma intuicyjną zdolność odgadywania kierunku, w którym leci jakiś statek.- Tak, był uniwersyteckim mistrzem w tropieniu statków przez nadprzestrzeń.Aż do dzisiejszego dnia nie dziwiło mnie to.Rozumiem, że - jeśli się ma odpowiednie wrodzone zdolności - to na podstawie czyichś przygotowań do skoku można przewidzieć, gdzie się ten ktoś znajdzie po skoku, ale nie rozumiem, jak można przewidzieć całą serię skoków.Przygotowujesz się tylko przed pierwszym skokiem, pozostałe oblicza komputer.Tropiciel może przewidzieć ten pierwszy, ale za pomocą jakich czarów może odgadnąć, co obliczy komputer?- Ale on to zrobił, Golan.- Oczywiście, że zrobił - rzekł Trevize - i jedyne możliwe wytłumaczenie tego faktu jest takie, że z góry wiedział, gdzie chcemy lecieć.Że wiedział, a nie, że przewidział.Pelorat zastanawiał się nad tym przez chwilę.- Nie, mój drogi, to zupełnie niemożliwe - powiedział w końcu.- Skąd mógłby o tym wiedzieć? O tym, dokąd lecimy, zdecydowaliśmy dopiero wtedy, kiedy byliśmy już na pokładzie “Odległej Gwiazdy".- Wiem o tym.A ta historia z dniem medytacji?- Compor nic kłamał, jeśli chodzi o to.Kelner przecież potwierdził, że dzisiaj jest dzień medytacji.- Owszem, potwierdził, ale powiedział też, że restauracje nie są w tym dniu zamknięte.Dokładnie powiedział tak: “Nie jesteśmy jakąś zapadłą dziurą.Życie u nas nie zamiera".Mówiąc innymi słowy, mieszkańcy Sąyshell święcą co prawda dzień medytacji, ale nie dotyczy to wielkich miast, gdzie ludzie są bardziej światli i gdzie nie ma miejsca na małomiasteczkową pobożność.I dlatego na ulicach jest ruch.Może nie tak duży, jak w normalny dzień, ale jest.- Jednak kiedy byliśmy w centralnej informacji turystycznej, nikt tam nie wszedł.Widziałem dobrze, że nikt nie wszedł.- Ja też to zauważyłem.W pewnej chwili podszedłem nawet do okna, żeby się przekonać, czy na ulicach jest pusto.Wyjrzałem i stwierdziłem, że jest pełno pieszych i samochodów, ale mimo to nikt jakoś nie wszedł do budynku.Dzień medytacji był doskonałym wytłumaczeniem tego faktu.Nie przyszłoby nam do głowy zastanawiać się, jak to dziwnie szczęśliwie dla Compora złożyło się, że byliśmy z nim tam sami, gdybym nie postanowił mieć się na baczności i absolutnie mu nie ufać.- No i o czym to wszystko ma świadczyć? - spytał Pelorat.- Myślę, Janov, że to proste.Oto mamy tu kogoś, kto, mimo iż znajduje się w innym statku, od pierwszej chwili naszej podróży wie, dokąd lecimy.Dalej - mimo iż wokół budynku znajdują się ludzie - potrafił zadbać o to, żeby nikt do niego nie wszedł, żebyśmy mogli rozmawiać w pustej sali.- Chcesz, żebym uwierzył, że on potrafi czynić cuda?- Oczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]